Naomi
Obudziła mnie nagła potrzeba kichnięcia.
Usiadłam i przycisnęłam skrzydełka nosa. Nie chciałam żeby cokolwiek się z
niego wydostało. Powietrze naparło na nozdrza i po chwili już mogłam odetchnąć.
Usiadłam przyciągając się leniwie i poczułam dezorientację. To nie był mój
pokój w domu babci tylko salon w moim domu…
Westchnęłam i zwlokłam się z kanapy, na
której wczoraj zasnęłam. Podeszłam do walizki i zaczęłam ją ciągnąć za sobą na
piętro. Wchodząc po schodach słyszałam ciche skrzypnięcia desek. Nie było tu nikogo
pół roku, a dom już potrzebuje porządnej odnowy. Stanęłam na piętrze, gdzie
znajdowały się trzy sypialnie i łazienka. Podążałam do ostatnich drzwi.
Nacisnęłam klamkę i lekko je pchnęłam.
Tęskniłam za swoim pokojem i pomimo całego bałaganu jaki tu panuje nadal
uważam, że jest on wspaniały. Okno z szerokim parapetem przerobionym na małą
kanapę było teraz zasłonięte. Sporych rozmiarów, drewniane łóżko ciągnące się
przez pół ściany połączone było z komodą wbudowaną pod nim. Biała szafa i
biurko w tym samym kolorze stało tuż przy wejściu. Całość dopełnia niezliczona
ilość powieszonych półek z książkami. Zawsze uważałam, że jest to pokój moich
marzeń. Podeszłam do okna i podwinęłam rolety, a następnie je uchyliłam.
Mieszkaliśmy na przedmieściach, więc już z mojego okna widziałam fragment
morza.
Wróciłam do walizki, która po otworzeniu
wypluła z siebie masę ubrań. Wyciągnęłam z niej czarną spódniczkę i luźną,
białą koszulkę z koronkowymi wstawkami na ramionach. Zestaw idealny na poważne
spotkanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wyszłam z pokoju biorąc ze sobą
ubrania i kosmetyczkę, którą jakimś cudem znalazłam w tej walizce i przeszłam
przez drzwi obok. Zaskoczył mnie stan mojej niewielkiej łazienki. Było tu
czysto, nie licząc małej warstwy kurzu na lustrze i blacie wokół umywalki.
Przetarłam dłonią gładką powierzchnię, aby ujrzeć swoje odbicie.
Przeraziłam się. Znowu płakałam przez sen
chociaż nie byłam tego świadoma. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale mogę
zgadywać, że to był ten sam koszmar, co zwykle.
Otworzyłam szafkę znajdującą się pod
blatem i wyciągnęłam z niej ręczniki, które następnie powiesiłam na wieszakach
koło prysznica. Były czyste i nie śmierdziały. Rozebrałam się z wczorajszych
ubrań i weszłam pod prysznic. Miałam szczęście, że babcia załatwiła żeby
włączyli mi wodę i prąd. Ciepły strumień oraz duża ilość płynu i szamponu zmyły
ze mnie brud podróży do Sydney oraz kurz mojego domu. Wytarłam całe ciało i
ubrała się w czyste ubrania, a włosy wysuszyłam. Umyłam dokładnie zęby i
zrobiłam delikatny makijaż. Wyszłam z łazienki szczotkując włosy. W pokoju
wyciągnęłam czarną torebkę, której nie wiem czemu, nie zabrałam ze sobą.
Wrzuciłam do niej wszystkie potrzebne rzeczy i zbiegła na dół dzwoniąc po
taksówkę. Założyłam na nogi czarne vansy i wychodząc zamknęłam za sobą drzwi na
klucz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapłaciłam
taksówkarzowi i wysiadłam przed czteropiętrowym budynkiem ze ścianami z lustra
weneckiego. Dobry pomysł jeżeli chce się obserwować ludzi na zewnątrz tak, żeby
oni nie wiedzieli o tym. Cały gmach należał do grupy detektywistycznej Charlesa
Hemmingsa, najbardziej cenionego detektywa w całym Sydney, a nawet całej
Australii. Pewnym krokiem podążyłam w stronę wejścia. Pchnęłam przezroczyste
skrzydło drzwi i weszłam do klimatyzowanego hola. Rozejrzałam się dookoła.
Telewizor na niskiej szafce otoczony czarnymi kanapami do kompletu z stolikiem
kawowym, a naprzeciwko tego recepcja. Skierowałam się w stronę przeciwną niż
ta, po której znajdowała się poczekalnia. Zza drzwi wyszła wysoka i szczupła
blondynka o miłym uśmiechu.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry – odparłam – Zostałam umówiona na spotkanie z panem
Hemmingsem.
- Nazwisko?
- Farell.
Recepcjonistka przez chwilę wpatrywała się skupiona ekran
komputera mrużąc oczy, co może oznaczać, że ma problemy ze wzrokiem. Podniosła
głowę i ponownie przywołała na twarz swój uśmiech, który teraz wydawał mi się
nienaturalny i wymuszony.
- Pierwsze piętro, drzwi na końcu korytarza – poinstruowała mnie.
- Dziękuję – mruknęłam i oddaliłam się.
Postanowiłam
skorzystać ze schodów. Weszłam pośpiesznie chcąc już wiedzieć, jak będzie
wyglądać śledztwo. Przeszłam korytarz w pary krokach i stanęłam przed drzwiami
z ciemnego drewna. Poprawiłam szybko spódnicę i zapukałam. Usłyszałam jak
rozmowy w pomieszczeniu ustają, a następnie męski głos zapraszający do środka.
Otworzyła drzwi. Wchodząc do środka zdziwił mnie widok czterech chłopaków,
którzy wyglądali jak nastoletni kryminaliści i siedzieli rozłożeni na kanapie
pod szklaną ścianą. Ubrania nietypowe jak na klimat jaki panuje w Australii. Obcisłe
czarne, poszarpane spodnie i koszulki z nadrukami zespołów. Przejechałam
bacznie wzrokiem po każdym z nich. Zmierzwione, czerwone włosy, cera blada jak
u Isabell i kolczyk w brwi. Średniej długości, brązowe loczki i małe dołeczki w
policzkach widoczne nawet przy tej poważnej minie. Karnacja ciemniejsza od
reszty, czarne włosy z jasnymi pasemkami na grzywce i drgające kąciki ust
oznaczające powstrzymywanie uśmiechu. Na ostatnim chłopaku mój wzrok zatrzymał
się dłużej. Blond włosy postawione do góry, błękitne oczy wpatrujące się we
mnie intensywnie, zainteresowanie bardzo widoczne wymalowane na twarzy i
kolczyk w wardze. Nie spuszczając spojrzenia z całej czwórki podeszłam do
biurka ze stosem uporządkowanych papierów i usiadłam na obitym czarną skórą
krześle. Mężczyzna po drugiej stronie blatu wyglądał na maksymalnie trzydzieści
lat z tą cerą bez zmarszczek i jasnymi włosami opadającymi na czoło, gdy w
rzeczywistości dochodził do czterdziestki.
- Witam. Nazywam Naomi Farell i przyszłam do pana z pewną
sprawą.
- Dzień dobry. Zamieniam się w słuch Naomi – rzekł mężczyzna, a ja
skrzywiłam się lekko słysząc, że nazwał mnie po imieniu. Wiedziałam już, że nie
traktuje mnie poważnie.
- Pół roku temu moi rodzice zostali zamordowani. Sprawcy nie
znaleźno…
- Ile masz lat? – przerwał mi Hemmings.
- Osiemnaście –odpowiedziałam chłodno – Mogę dokończyć to, co
zaczęłam?
- Nie musisz – rzucił.
- Bierze pan to zlecenie? – spytałam, a moje serce zabiło szybciej
z podekscytowania.
- Oczywiście, że nie – odparł mi z rozbawieniem.
Wszystko się zatrzymało. Serce, które tłukło się przez chwilę jak
oszalałe w mojej piersi, zamarło. Otworzyłam szeroko oczy. Czy ja się
przesłyszałam?
- Co? – wydukałam.
- To, co słyszałaś. Nie wezmę tego zlecenia. Jesteś młoda i
powinnaś się bawić, a nie zaprzątać sobie głowę nierozwiązaną sprawą i marnować
mój czas. Daruj sobie te poszukiwania mające na celu zemstę…
- Nie – tym razem to ja mu przerwałam – Nie będziesz mi mówił, co
mam robić. I już nie potrzebuję twojej pomoc. Nie martw się. Zadbam o to, aby
opinia na twój temat diametralnie się zmieniła.
Wstałam gwałtownie z miejsca i zaciskając dłonie w pięści wyszłam
z pomieszczenia, a następnie z budynku. Wyciągnęłam z torebki telefon i
napisałam smsa.
Do Isabell:
Hej. Jak będziesz jechać z Davidem do mnie to zróbcie mi zakupy?
Nie musiałam
czekać długo na odpowiedź, w której Isabell zgadza się wypełnić moją prośbę.
Byłam zła. Bardzo zła. Czułam jak wszystko się we mnie gotuje. Jak
on mógł mnie tak potraktować? I jeszcze tamci chłopacy, którzy patrzyli się na
wszystko. To takie nieprofesjonalne, że przy takiej rozmowie pozwolić, aby
czwórka nastolatków siedziała i przysłuchiwała się wszystkiemu.
Miałam właśnie
zadzwonić po taksówkę, gdy ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciła się i ujrzałam
te błękitne tęczówki.
- Przepraszam za mojego ojca. Potrafi być niezłym palantem -
powiedział przerywając milczenie.
- Palant to mało powiedziane - prychnęłam - Przepraszam, ale
muszę iść.
- Dasz mi swój numer? - spytał nagle blondyn.
Uśmiechnęłam się do niego tym typowym dla siebie uśmieszkiem,
który wykorzystywałam, gdy chciałam poderwać jakiegoś chłopaka. Podeszłam do
niego zmniejszając dystans pomiędzy nami do kilku centymetrów. Blondyn patrzył
na mnie z czymś w stylu nadziei wymieszanej z podekscytowaniem. Stanęłam na
palcach i zbliżyłam swoje usta do jego ucha.
- Nie umawiam się z kryminalistami - szepnęłam i widząc ogłupiałam
minę chłopaka odeszłam z satysfakcją.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracanie na
piechotę z centrum Sydney na jego przedmieścia nie było dobrym pomysłem.
Gorąc popołudnia dawał się we znaki. Złość jaką czułam wychodząc z biura
Hemmingsa nadal nie znikła jedynie trochę zelżała, a fakt, że dałam kosza jego
synalkowi nadal napawał mnie dumą. Może to i dobrze, że to zrobiłam, bo pomimo
jak cholernie był przystojny nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się takim idiotą
jak jego ojciec. To, że jestem młodą nie znaczy, że nie może mi pomóc. Tu nie chodzi
o jakąś zemstę tylko chęć poznania prawdy. Prawdy, która dałaby mi jakiś
względny spokój i odsiadkę w więzieniu dla tego bezlitosnego mordercy. Złość
zaczęła narastać ponownie dając mi więcej siły na dalszy powrót do domu.
Rozejrzałam się
po okolicy i zaskoczona stwierdziłam, że dwie ulice dalej znajduje się mój dom.
Kątem oka dostrzegłam jak czarny samochód z przyciemnionymi szybami zwalnia po
drugiej stronie ulicy i jedzie w tempie moich kroków. Odwróciłam wzrok w jego
stronę chcąc mu się przyjrzeć. Auto nie zatrzymało się, lecz dalej jechało koło
mnie. Mimo woli przyspieszyłam nie zwracając uwagi na palący ból mięśni.
Zerkałam, co chwilę za siebie chcąc sprawdzić czy samochód dalej za mną jedzie.
Jechał ciągle i nawet przyśpieszył, gdy zerwałam się do biegu widząc swój dom.
Wpadłam na podwórko dysząc ciężko, a następnie nerwowym ruchem otworzyłam
kluczem drzwi i weszłam do środka. Zakluczyłam je za sobą patrząc przez wizjer
na ulicę. Samochód zatrzymał się naprzeciwko domu, aby po chwili z piskiem opon
ruszyć dalej. Serce biło mi jak oszalałe. Oddychałam ciężko nie mogąc się
uspokoić. Co to do cholery miało być? Zsunęłam się po ścianie na podłogę.
Pochyliłam głowę i spróbowałam uspokoić oddech oraz myśli. Nie podoba mi się to
ani trochę. Wygrzebałam z torebki telefon i wybrałam numer Isabell.
- Hej - usłyszałam radosny głos przyjaciółki.
- Przyjedzcie do mnie jak najszybciej.
- Naomi, co się stało? - spytała poważniejąc nagle.
- Jak przyjedziecie to wam powiem i nie zapomnijcie o zakupach - rzuciłam
i rozłączyłam się chcąc uniknąć dalszych pytań.
Podniosłam się z podłogi i ruszyłam do swojego pokoju. Nie
mogłam zapomnieć o dziwnej sytuacji i zdecydowałam, że potrzebuję czegoś na
uspokojenie. Przebrałam się w jakieś luźne dresy i za dużą koszulkę, które
znalazłam na dnie szafy. Zbiegłam z powrotem na dół i skierowałam się do
kuchni. Widząc kurz zalegający na blacie wyjęłam z szuflady pierwszą lepszą
ścierkę i przetarłam nią wszystkie powierzchnie. Po wyczyszczeniu stołu
wrzuciłam szmatkę do zlewu żeby zaległa tam na parę najbliższych dni. Wzięłam
czajnik i napełniłam go do połowy, a następnie wstawiłam na podgrzewacz.
Odsunęłam krzesło od stoły i usiadłam na nim. Uderzałam palcami o udo
wsłuchując się w bulgotanie wody. Pisnęłam cicho, gdy czajnik kliknął.
Skarciłam się w myślach za swoją głupotę. Wstałam, a z moich ust wydobył się
cichy jęk spowodowany palącym bólem w łydkach. Otworzyłam jedną z wiszących
szafek i wyciągnęłam kubek, który jako pierwszy wpadł mi do ręki. Spojrzałam na
niego i delikatnie odstawiłam na miejsce. Uśmiechnęłam się smutno podczas
wyciągania innego. Tato nie pozwalał pić nikomu ze swojego kubka. Niech
pozostanie tak jak chciał. Wrzuciłam torebkę z czarną herbatą do kremowego,
wysokiego kubka i zalałam ją wrzątkiem. Nie zwracając uwagi na temperaturę wody
napiłam się łyka. Fala gorąca przetoczyła się po moim przełyku. Usiadła z
powrotem na krześle i rozkoszowałam się parzącym oraz gorzkim napojem.
Usłyszałam dzwonek
do drzwi. Odstawiła herbatę na stół i ruszyłam w stronę wejścia. Zerknęłam
przez wizjer i widząc znajome mi osoby odetchnęłam. Do środka wpadła Isabell z
poważną miną, a za nią David, który wyglądał na przyjętego. Zignorowałam
przyjaciółkę i rzuciłam się na szyję bruneta. Chłopak objął mnie pasie przyciągając
mnie jeszcze bliżej siebie.
Tęskniłam za jego
zmierzwionymi ciemnymi włosami i za tymi przenikliwie zielonymi oczami, które
zmuszają do prawdomówności. Nasza dwunastoletnia znajomość poskutkowała
bezgranicznym zaufaniem do siebie i nadopiekuńczością przyjaciela względem
mnie. Traktował mnie jak młodszą siostrę, którą ma za zadanie ochraniać, co mi
pasowało, bo przy nim czułam się naprawdę bezpieczna.
- Dobrze cię widzieć młoda - szepnął David.
- Ciebie też - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Skończyliście już z tymi czułostkami? - spytała Izzy, na co
odsunęliśmy się od siebie i wydaliśmy dźwięk obrzydzenia.
- Twoje zakupy - dodała po chwili wręczając mi ciężką torbę z
produktami spożywczymi.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech i skierowałam się do kuchni.
Zaczęłam wykładać wszystko na blat. Usłyszałam za sobą odsuwanie krzesła od
stołu. Po mojej prawej pojawił się David biorący się za pomoc w rozpakowaniu.
Nie musiałam mu mówić, gdzie, co trzeba schować, bo bardzo dobrze zna rozkład
miejsc poszczególnych produktów. Często miałam wrażenie, że zna ten dom i każdy
jego zakamarek lepiej ode mnie.
- Więc, co takiego się stało, że kazałaś nam przyjechać wcześniej?
- spytała nagle Izzy.
Przerwała wykonywaną czynność i odwróciłam się w jej stronę
opierając się plecami o blat. Zaczęłam opowiadać o wizycie w biurze Hemmingsa
oraz o dziwnej sytuacji podczas powrotu do domu. Isabell wyglądała na lekko
przestraszoną, a David zdenerwował się, na co wskazywały jego gwałtowne ruchy
podczas otwierania szafek.
- To dziwne - wykrztusiła w końcu z siebie Izzy - Już pomińmy
całego Hemmingsa, bo to to nic, ale ten samochód. Może to przypadek?
- Nie - rzucił chłopak - Ten ktoś chciał ci się przyjrzeć.
Pamiętasz rejestrację?
- Nie zwróciłam na to uwagi – westchnęłam - Chciałam jak
najszybciej być w domu.
- Teraz wie gdzie mieszkasz - powiedział David chowając ostatni
jogurt do lodówki i tym samym wyręczając mnie w rozpakowywani zakupów.
Słysząc jego słowa zamarłam. Mogę przysiąc, że zbladłam, bo
Isabell wzięła mnie za rękę i posadziła na krześle, na którym chwilę wcześniej
siedziała, a sama usiadła obok nie puszczając mojej dłoni.
- Jestem idiotką - mruknęłam.
- Wcale, że nie - rzuciła przyjaciółka - Zachowałaś się jak każda
inna osoba, która znalazłaby się w takiej sytuacji.
Puściłam delikatną dłoń brunetki i opierając łokcie na stole
schowałam twarz w dłoniach. Po co, do cholery jasnej, ktoś chciałby mi się
przyglądać? Wróciłam do Sydney, aby dostać odpowiedź na dręczące mnie pytania,
a tych pytań pojawia się co raz więcej.
- Zostaniecie dziś na noc? - spytałam cicho.
- Jasne młoda. Prawda Izzy?
- Tak! - pisnął dziewczyna potwierdzając swoje słowa energicznym
kiwaniem głową - Czyli noc filmowa i pizza? Jak za dawnych czasów za nim ktoś
postanowił iść na studia i przestał mieć dla nas czas?
- Auć - syknął David, gdy oberwał łokciem w żebra od
Isabell.
- Dzięki - powiedziałam ze słabym uśmiechem.
Zrobiło mi się lżej na sercu, gdy się zgodzili. W towarzystwie tej
dwójki mogłam czuć się bezpiecznie.
- Co ty na to żebyśmy zajęli się sprawą domu?
- Ym, okey.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na dworze powoli
się ściemniało, a my po długich poszukiwaniach znaleźliśmy ekipę sprzątającą i
umówiliśmy się z nimi na jutro. W końcu będzie tu porządek. Zadowolona
siedziałam na zakurzonej kanapie z Davidem i Isabell, którzy kłócili się o
film.
- Koszmar z ulicy wiązów! - krzyknął David.
- Nie! - zaprotestował Izzy - 51 pierwszych randek!
Zawsze tak było z tą dwójką. Kłócili się o najmniejsze błahostki i
potrafili nie odzywać się do siebie tygodniami. Pokręciłam głową słuchając jak
zaczynają się przezywać i sięgnęłam po kolejny kawałek pizzy. Zaczęłam ściągać
cebulę i resztę składników pozostawiając samą szynkę.
- Czy ty zawsze musisz to robić? - jęknęła brunetka.
- Owszem - odparłam - A czy wy zawsze musicie się kłócić?
- Tak jeżeli ten idiota ma taki słaby gust, co do filmów.
- Wypraszam to sobie laluniu - warknął David.
- Już spokojnie - powiedziałam widząc jak dłonie Izzy zaciskają
się w pięści - Obejrzymy Thora i po sprawie.
Obydwoje zaczęli
protestować, lecz ja nie słuchając ich włączyłam na telewizorze nagrany dawno
temu film. To chyba dwudziesty raz, gdy go oglądamy, ale mi podoba się za
każdym razem. Rozsiadłam się wygodnie opierając plecy o ramię Davida, a nogi
stopy kładąc na wyciągniętych nogach Isabell. Zaczęłam jeść ”oczyszczony”
kawałek pizzy. Czując smak innych zdjętych składników skrzywiłam się po raz
kolejny. Nigdy więcej nie pozwolę zamawiać im pizzy.
W momencie, gdy
przełknęłam ostatni gryz ciasta zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po urządzenie
leżące na stole i spojrzałam na wyświetlacz. Wciągnęłam powietrze z sykiem.
- Co jest? – zapytał David nie odwracając wzroku od telewizora.
- Ktoś dzwoni – rzuciłam – Numer nieznany.
- Nie odbieraj – pisnęła Izzy – Co jeżeli dzwoni ten ktoś z
samochodu.
Popatrzyłam na nich i poczułam jak skręca mi się żołądek. Chyba
się boję. Naciskając zieloną słuchawkę przyłożyłam telefon do twarzy.
- Halo – szepnęłam ignorując fakt, że mój głos brzmiał na
zlękniony.
___________________________________________________________
Witam wszystkich!
I mamy pierwszy rozdział, w którym już coś
zaczyna się dziać.
Życzę Wam miłego dni :)
Zapraszam Was do zakładki "Wasze blogi".
Właśnie w tej zakładce w komentarzu możecie zostawić link do swojego bloga oraz krótki opis.
Zajrzę do ciebie na pewno.