niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 18

Luke 

            Siedzieliśmy wszyscy w pokoju szpitalnym chłopaków. Ashton zostanie już jutro wpisany, podobnie jak Lucas, który w krótkim czasie wrócił do zdrowia, dzięki szybkiej reakcji. Atmosfera była wręcz radosna, bo jak na razie nie czuliśmy się zagrożeni. Żadnych listów i wypadków od czasów Lucasa. Calum po raz kolejny szturchnął w ramię Davida, za co dostał w brzuch od bruneta, który starał się zasnąć. Każdemu wydało się być to zabawne, więc w pomieszczeniu słychać było śmiechy. 
           Zerknąłem na siedząca w kącie Naomi, która patrzyła na swoje dłonie i uśmiechała się lekko. Wydawała się być nieobecna. Obserwowała nas wszystkich jakby próbowała zapamiętać jak najdokładniej twarz każdego. Nie podobał mi się sposób w jaki się zachowywała. Znając ja powinna być wściekła za to, że próbowaliśmy coś przed nią ukryć, ale ona przystawała na naszą każdą propozycję. Nie ważne czy to było "Chodźmy gdzieś" czy ‘’Siedzimy godzinami w szpitalu, którego nienawidzisz". Była zbyt uległa względem nas, a jeszcze wczoraj chciała rozszarpać każdego, kto przyszedł do jej domu. Dziś? Dziś z radością odebrała telefon od Caluma i natychmiast przyjechała do szpitala taksówką, przepraszając nas za swoje zachowanie. 
            Nagle David usiadł i po raz kolejny przyłożył Calumowi w brzuch, co spotkało się z brawami. 
            - Zaraz wracam - powiedział i podtrzymując się na jednej kuli, zaczął kierować się do drzwi. 
            - David możemy porozmawiać? - Naomi poderwała się z miejsca i podeszła do przyjaciela. 
            - Jasne - odpowiedział jej i we dwójkę opuścili pomieszczenie. 
Zapadła całkowita cisza. Każdy patrzył w miejsce, w którym znikła Naomi. Chyba wszyscy myśleli o tym samym. 
            - Co się z nią stało? - spytał w końcu Calum, drapiąc się po głowie 
            Nikt nie odpowiedział. Jej zachowania nie dało się wytłumaczyć. Załamanie nerwowe? Nie, ona jest zbyt silna na to. Wahania nastrojów? Też nie pasuje, bo ciągle by się wściekła, a następnie byłaby radosna. Nic do siebie nie pasowało. 
            - Może wie kim jest zabójca, ale nie chcę nam powiedzieć - powiedział cicho Ashton, zwracając na sobie uwagę wszystkich. 
            - Coś ty - prychnął Calum i machnął dłonią - Gdyby tak się stało wpadła tu i śmiejąc się głośno, wykrzyczałaby to całemu światu. Znam ją, zrobiłaby tak. 
            - Wcale, że nie - zaprzeczyła Isabell, patrząc na swoje kolana - Nikt nie znam Naomi na tyle dobrze by wiedzieć, co zrobi. Nawet ja i David. 
            Ciężko mi to przyznać przed samym sobą, ale Izzy ma rację.
            Nikt tak naprawdę nie znam Naomi idealnie. Nikt nie wie, co zrobi, jak się zachowa, co powie. Nie jest wylewna i przewidywalna. Robi to, co słuszne i zaskakuje wszystkich dookoła, może czasami i samą siebie. Każdy zna Farell tylko na tyle, na ile ona sama pozwoli, czyli w minimalnym stopniu. 
            - Twoja słowa są tak prawdziwe, że aż bolą - powiedział cicho Diego, zaciskając usta w cienką linię. 
            Bliźniaków musiało to urazić, ale właśnie Isabell powinny najbardziej zranić jej własne słowa.
            Widziałem jak dziewczyna powstrzymuje łzy, chociaż nie było nad czym rozpocząć. Chyba, że dziwne zachowanie przyjaciółki, która poszukuje zabójcy swoich rodziców, zalicza się do tego typu sytuacji, podczas których trzeba płakać. 
            Calum wstał i podszedł do drzwi, a następnie lekko je uchylił. Wyjrzał na korytarz i skupił wzrok w jednym miejscu. 
            - Widzę ich. Chyba się kłócą. David macha dłońmi i krzyczy, bo słyszę jego głos, aż tu ale słowa się zlewają. Cholera. 
Hood zamknął szybko drzwi i wrócił na swoje miejsce. Popatrzył na nas ze zdziwieniem, nie wiedząc, co powiedzieć. Każdy z nas wie, że kłótnie Naomi i Davida to coś nadzwyczajnego i nienormalnego. Coś, co nie ma miejsca na porządku dziennym. 
            - Luke, porozmawiaj z nią - szepnęła Isabell, a reszta jedynie pokiwała głowami. 
            Do pokoju wróciła Naomi ze smutnym uśmiechem, ale oczami błyszczącymi z zadowolenia. David wszedł tuż za nią, powłócząc nogami, z grymasem złości wymieszanej ze zrezygnowaniem. 
Chłopak nie odezwał się ani słowem, jedynie położył się łóżku i ponownie próbował zasnąć. Tak samo jak Naomi, która usiadła koło mnie i splotła nasze palce ze sobą. 
Coś się schrzaniło. Coś przez, co będziemy mieli kłopoty, a najgorsze jest, że nikt nie ma zamiaru nas o niczym poinformować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

           Wyłączyłem silnik samochodu na podjeździe Naomi. Powiedzieli, że muszę z nią szczerze porozmawiać i sam twierdzę, że to dobry pomysł. Stanąłem przed drzwiami domu i zapukałem. Po krótkiej chwili drzwi zostały lekko uchylone, a ja mogłem zobaczyć przestraszone spojrzenie błękitnych, przekrwionych oczu. Nie czekając na żadne zaproszenie, wszedłem do środka. 
           - Co się stało? – zapytałem, trzymając ją na długość swoich ramion i dokładnie ilustrując każdy milimetr jej twarzy. 
           - Nic - odpowiedziałam cicho - Po prostu znowu oglądałam ten album od Ericka. 
Wszedłem do salonu, ale nigdzie nie zauważyłem albumu. Okłamała mnie. Może miała powód, ale poczułem się urażony, że nie mówi mi prawdy. Może tak samo jak ja po tamtej akcji w Melbourne przestała mi ufać. 
           - Dziwnie się dziś zachowywałaś… - zacząłem, ale ona mi szybko przerwała. 
           - Moje zachowanie wczoraj było strasznie dziecinne, więc chciałam wam to wynagrodzić – powiedziała, machając dłonią - On tego chce. Chce, żeby pomiędzy nami tworzyła się przepaść, a ja nie dam mu tej satysfakcji. 
Pokiwałem głową, chociaż wiedziałem, że kłamie, bo jej rozbiegane oczy mówiły same za siebie. Westchnęłam w duchu, bo wiedziałem, że ona ma już ustaloną wersję i przy niej zostanie. 
           - Zostaniesz na noc? Nie mogę zasnąć i myślałam, że dzięki tobie będę czuć się bezpieczniej.
           - Okey – wykrztusiłem, zaskoczony jej słowami.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła na górę. Weszliśmy na piętro, a ona na chwilę zniknęła za drzwiami od pokoju swoich rodziców. Wyszła i zamknęłam pomieszczenie, trzymając w dłoni jakiś materiał. 
          - Masz bluzkę i dresy na przebranie. 
Podała mi ubrania i poszła do swojego pokoju. Wszedłem do łazienki i przebrałem się. Ubrania na mnie wisiały, ale dzięki temu były wygodniejsze. Ochlapałem twarz wodę i spojrzałem na swoje odbicie.
           Teraz jej zachowanie było jeszcze dziwniejsze. Mówiła krótko i zwięźle. Nie dodawała nic do siebie tylko przekazywała mi to, co chce i jest potrzebne. Była podenerwowana. Tak cholernie chciałbym się dowiedzieć, o co chodzi i jej pomóc. Nieważne w czym.
          Przeszedłem do pokoju Naomi, a ona już leżała w łóżku, patrząc w miejsce, w którym powinienem się pojawić. 
           - Wyglądasz zabawnie - uśmiechnęła się, naprawdę radosnym uśmiechem. 
Zgasiłem światło i poomacku odnalazłem jej łóżko. Położyłem się koło niej i ją objąłem. Cicho ziewnęła, a ja sam powtórzyłem jej czynność. 
           - Luke, potrzebuję twojej pomocy, aby dowiedzieć się, dlaczego to się stało, ale potrzebuję także ciebie, aby dać sobie radę. 
Przez chwilę trawiłem jej słowa, bo to jej najdłuższa wypowiedź tego dnia. Wiedziałem, że nie mówi tego od tak sobie. O coś chodzi. Musi to być poważna sprawa, ale za nic na świecie nie powie mi, o co chodzi, a ja nie chciałem psuć tej chwili.
           Podniosła się na łokciach i zawisła nad mną. W ciemności widziałem jej błyszczące oczy. Nachyliła się i pocałowała mnie. Jej dłonie odnalazły moje włosy, które po chwili zaczęła pociągać delikatnie, wywołując u mnie ciche westchnięcia. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, aby mieć jej ciało jeszcze bliżej siebie. Delikatnie przejeżdżałem dłońmi po jej bokach, drapiąc ją, co chwilę po plecach. Przechyliłem głowę, pogłębiając pocałunek. Nie odrywając swoich ust od niej, przeturlałem nas tak, że teraz ona była pode mną. Zacząłem całować ją po linii pod policzkach, schodząc niżej. Naomi westchnęłam cicho, gdy przygryzłem skórę na jej szyi i zacząłem ją ssać. Pociągnęła mocniej za moje włosy, na co cicho mruknąłem. Wróciłem ustami do jej usta i pocałowałem ją przeciągle. Czułem jak Naomi wkłada w ten pocałunek swoje wszystkie emocje. Od tych całkowicie normalnych, aż po te skrajne, które nie powinny non stop być w żadnym człowieku. Miłość i trochę pożądania, a także strach oraz… Desperacja? Podniosłem się wyżej, aby widzieć jej całą twarz. 
           - Nie masz się, o co martwić. Zawsze będę przy tobie - szepnąłem, a ona westchnęła smutno. 
Może jednak wahania nastrojów? Przed chwilą była jeszcze radosna i uśmiechała się, a jej oczy błyszczały. Teraz wzdycha smutno. 
           - Połóżmy się spać - powiedziała cicho, a ja jedynie pokiwałem głową, nie wiedząc, co powiedzieć.
Wysunąłem dłoń po nią i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem czubek jej głowy i splotłem nasze palce. 
           - Kocham cię - szepnęła i schowała twarz w materiał mojej bluzki.
           - Ja ciebie też – odpowiedziałem, zamykając oczy.
 _________________________________________________________

Przepraszam, jednak nie wyszło tak fajnie jak myślałam, ale mam nadzieję, że podobał się fragment z Naomi i Luke'iem :)
Zostały 4 rozdziały + epilog!
Coraz bliżej końca!

Do zobaczenia za tydzień!

Chciałabym tutaj poinformować, że na moim drugim blogu rozdział pojawi się dopiero w czwartek.

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 17

Naomi 

            Coś mi nie pasowało. Nikt nie pozwolił mi jechać do szpitala, abym posiedziała z chłopakami ani odwiedzić bliźniaków. Nie mogłam w ogóle wyjść z domu i ciągle ktoś ze mną był. W moim towarzystwie posyłano sobie ukradkowe spojrzenia. Coś ukrywają przede mną i kiepsko im to wychodziło. Jak widać bardzo chcieli, żebym została nieświadoma czegoś, co się stało.
            Spojrzałam na siedząca koło mnie na kanapie Isabell. Brunetka jadła kanapkę, wpatrując się w telewizor. Wiedziałam, że ma teraz trudności i zostawiłam ją z tym samym, ale to nie znaczy, że powinna się odgrywać na mnie ukrywaniem czegoś. Może pozostali namówili ją, żeby nic mi nie powiedziała, ale powinna zachować się jak przyjaciółka.
            - Izzy, co się dzieje? - zapytałam, a moja przyjaciółka drgnęła nerwowo. 
Teraz moje obawy się potwierdziły. Isabell zawsze była słabym kłamcą i nie potrafiła zbyt dobrze dochować tajemnic. A co ją zdradzało? Drygnięcia. Popełnili błąd, zostawiając ją ze mną.
            - Nic – rzuciła, zerkając na mnie ukradkiem. 
            Zadzwonił jej telefon, lecz zanim zdążyła go odebrać on już był w mojej dłoni, a ja w połowie biegu do łazienki. Isabell krzyczała za mną, ale ja się nie przyjmowałam. Nie pozwolę się okłamywać.
            Odebrałam połączenie od Michaela i przyłożyłam telefon do ucha. 
            - Stan Lucasa się poprawił. Otruł go strychniną, ale lekarzom udało się zneutralizować działanie tej substancji. 
            Upuściłam telefon i zakryłam usta dłonią. Mój ojciec otruł Lucasa, który w to wszystko nie był zamieszany. Kochanego Lucasa, który oprócz łamania serc jakimś dziewczynom, nie zrobił nigdy nic złego. Groził, że kolejną ofiarą może być któryś z bliźniaków, ale nie sądziłam, że naprawdę wplącze ich w to wszystko. Był bezwzględny w tym, co robił. Na wojnie wszystkie ruchy dozwolone, a on ma większe pole popisu, bo nie przejmuje się, że komuś stanie się krzywda. 
            Wyszłam z łazienki z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedyś często tak wyglądałam, bo dzięki temu ukrywała, szalejące we mnie uczucia. Wręczyłam Isabell telefon i cicho powiedziałam:
            - Wyjdź. Nie chcę widzieć ani ciebie, ani reszty. 
            - Naomi... 
            - Nie - przerwałam jej - Po prostu wyjdź. 
            - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji, o każdej porze. 
            Pokręciłam głową. Nie prawda. Właśnie pokazała mi, co innego okłamując mnie razem z resztą. Oni wszyscy pokazali, że nie mogę im ufać do końca. 
            Miałam wrażenie, że nasze względnie normalne życie po prostu się sypnęło, a zmieniło się w grę. Każdy próbuje przetrwać, ale nie powinno się oszukiwać osoby, która rozpaczliwie próbuje poznać prawdę i schwytać zabójcę rodziców. Kłamali, patrząc mi prosto w oczy. Nigdy tak się nie robi w dodatku, że Lucas to mój przyjaciel. 
            Isabell wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Weszłam do salonu i opadłam na kanapę. 
Wszyscy wiedzieli, co się stało, ale nikt nic nie powiedział. Nie wiem, dlaczego to zrobili. Ich intencje mało, co mnie obchodzą, bo to nie zmienia faktu, że nie poinformowali mnie, że mój ojciec prawie zabił Lucasa. 
            Zaczęłam cicho płakać. Czułam się strasznie źle, pokazując jaka jestem słaba. Odkąd to wszystko zaczęło się komplikować, czuję się coraz bardziej zagubiona. Nie czuję się silna. Cały mój zapał powoli znikał od kiedy ojciec zabił babcię, a całkowicie znikł w momencie kiedy Ash i David zostali postrzeleni. To było za dużo dla mnie, ale nie mogłam już zatrzymać biegu wydarzeń. Jeżeli przerwalibyśmy to, co zaczęliśmy nic by się nie zmieniło. Dalej bylibyśmy zagrożeni. On nie odpuści dopóki nie zginę, a nawet jeżeli wystawiłabym się na ostrzał on zabije każdego dookoła mnie, żebym się załamała, a dopiero później mnie. Miał rację. Ostatnie słowo będzie należeć do niego. To on wykona ostatni ruch, ale będzie to już niedługo, bo nie pozwolę, aby moi przyjaciele cierpieli przez moją głupotę. 
            Nie mogłam leżeć bezczynnie cały dzień i odrzucić wszystkich od siebie. Muszę jechać do szpitala. David potrzebuje rozmowy ze mną, Ashton kogoś kto będzie słuchał jego próśb o pomoc w ucieczce, a Lucas ogólnie moich przeprosin za złe zachowanie mojego ojca. Prychnęłam na swoje słowa. Ojciec. Złe zachowanie jakby chodziło o jego kulturę, a nie próbę zabójstwa. 
            Nie mam, co liczyć na jakąkolwiek podwózkę. Wykręciłam numer i zamówiłam taksówkę. Nie przejmując się swoimi wymiętymi dresami i niedbałym kokiem, wyszłam przed dom i niecierpliwiąc się z minuty na minutę coraz bardziej, czekałam na taryfę. Długie minuty oczekiwania pozwalały mi roztrząsać wszystko od nowa. Kłamstwa. Ojciec. Lucas. 
            Przede mną zatrzymało się żółte auto. Wsiadłam do środka, informując kierowcę, gdzie chcę dotrzeć. Mężczyzna nieudolnie próbował rozpocząć rozmowę, ale zbywałam go półsłówkami. Udało mi się w końcu zniechęcić kierowcę i w samochodzie zapadła cisza, która pozwoliła mi na dalsze ogarnianie myśli. Patrzyłam na okolicę za szybą do momentu, kiedy moim oczom ukazał się budynek szpitala. Mimowolnie coś we mnie się skurczyło na myśl o godzinach spędzonych w tym miejscu jako świeża sierota.
            Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z chłodnego samochodu na parny dwór. Powoli, a nawet niepewnie, zaczęłam iść w stronę szpitala. Bałam się, że bliźniacy mnie znienawidzą przez mojego ojca. Lucas za to, co mu zrobił, Diego za to, że próbował zabić jego brata. 
            Weszłam do środka i przywitałam się z recepcjonistką, którą znałam dzięki częstym wizytą w tym miejscu. Nie wiedziałam w jakiej sali leżał Lucas, ale David i Ash wiedzieli napewno. Brnęłam korytarzem pełnym ludzi w stronę pokoju chłopaków. Będą musieli mi powiedzieć. Nie mają innego wyjścia. Oni też nie zachowali się fair, ponieważ mogli zadzwonić i mi powiedzieć. Szczególnie David. Zawsze mówiliśmy sobie wszystko i nie okłamywaliśmy się. Co się stało? 
            Przed drzwiami usłyszałam śmiechy, co było normalne, bo zazwyczaj chłopaki mieli towarzystwo. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta, widząc Diego i Caluma, a na łóżku koło Ashtona i Davida, Lucasa. Zapadła cisza. Atmosfera stała się napięta. Czekali aż coś powiem, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Byli tutaj i się śmiali w najlepsze, gdy ja zamartwiałam się stanem Lucasa. Cały strach i niepewność znikły tak samo jak poczucie winy. Wszystko zastąpiła wściekłość, która swoją czerwienią przesłoniła moje racjonalne myślenie. 
            - Skurwiele – warknęłam, zastanawiając się na kogo jako pierwszego się rzucić - Nic mi nie powiedzieliście! 
            - Naomi, spokojnie - powiedział Calum, wstając z krzesła - To nie tak jak myślisz. 
            - Nie tak? – zapytałam, śmiejąc się - Nie okłamaliście mnie? Osoby, która rozpaczliwie poszukuje prawdy? A teraz siedzibie tutaj śmiejąc się? Pomyśleliście chociaż przez sekundę, co będę czuć, gdy się dowiem? 
            - Poczucie winy - szepnął Ashton, przecierając twarz - To czujesz, prawda? Nie chcieliśmy żebyś czuła się winna. 
            - Mylisz się – syknęłam, podchodząc powoli w jego stronę - Ja po prostu czuję, że nienawidzę was wszystkich. Tak bardzo was nienawidzę, że mam ochotę rozszarpać każdego po kolei. Przyszłam tu, żeby przeprosić, porozmawiać, ale widząc jak bardzo jesteście szczęśliwi chyba sobie to daruję. 
            Byłam już krok od Ashtona, ale ktoś powstrzymał mnie przed podejściem bliżej. W jednej chwili stałam na ziemi w kolejnej wisiałam na ramieniu Caluma, wrzeszcząc różne przezwisko pod adresem chłopaków. Cal wyniósł mnie z pokoju, a następnie ze szpitala. Nie zwracał uwagi na dziwne uwagi lekarzy. Miał cel. Wynieść mnie z tego miejsca. Postawił mnie na ziemi dopiero na dworze.             Oddychałam ciężko i patrzyłam na niego wściekłym wzrokiem. Zrobił coś czego nigdy się po nim nie spodziewałam. Uderzył mnie otwartą dłonią w policzek. Zszokowana dotknęłam swojej twarzy jakby ból był tylko dziwnym wymysłem mojego umysłu. 
            - Co to, kurwa, miało być? - zapytał głosem pełnym jadu - Wychodzimy z sobie żebyś się nie załamała, a ty, gdy się dowiedziałaś, postanowiłaś zachować się właśnie tak? 
Zaśmiałam się najpierw z powodu głupoty jego słów, a później niemal płaczliwie, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. 
            - Oszukaliście mnie - szepnęłam - Nie daję już rady, a wy mnie oszukaliście. To był jak cios w plecy. Dziwisz się, że tak zareagowałam? 
Brunet zmieszał się, ale tylko na chwilę. 
            - Możesz nas nienawidzić, ale robimy to dla ciebie. Jesteśmy w bagnie, a ty już powoli zaczynasz zachowywać się jakbyś oszalała. 
            - Dokładnie tak się czuję - powiedziałam cicho. 
Poczułam dłonie Caluma na swoich ramionach, które chciały mnie do siebie przyciągnąć, ale ja delikatnie go odepchnęłam. Pokręciłam jedynie głową, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, widząc zranione spojrzenie bruneta. 
            - Nie mam siły na rozmowę z tobą – mruknęłam i powoli zaczęłam się wycofywać.
Byle jak najdalej od tego smutnego spojrzenia Cala.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Biegłam w deszczu w stronę restauracji, w której byłam umówiona z Erickiem. Nieudolnie próbowałam osłonić się skórzaną kurtką przed kroplami wody. Weszłam do restauracji i nie wiedziałam, co zrobić. Sala oblana czerwienią i złotem z chodzącym z gracją kelnerami. Elegancko ubrani ludzie patrzyli na mnie kątem oka. Erick wysłał mi adres godzinę temu i napisał tylko, żebym ubrała się jak na wyjście do kosztownej restauracji. Założyłam czarne rurki i białą koszulę z cienkiego materiału, myśląc, że żartował. Okazało się, że jednak nie. 
            Dłonią przesunęłam po materiale koszuli i poszukałam wzrokiem Ericka. Siedział przy dwuosobowym stoliku tuż koło okna. Ubrany w garnitur, lekko zmierzwionymi blond włosami i zamyślonym wzrokiem wbitym w menu, wyglądał jak młody chłopak, wracający z udanej rozmowy o pracę. Usiadłam przed nim z wymuszonym uśmiechem. Musiałam mi jednak wyjść dziwny grymas, bo Erick zaczął z zainteresowaniem, przyglądać się mojej twarzy. 
            - Dlaczego się uśmiechasz jeżeli nie chcesz? – zapytał, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, a od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz - Co się stało? 
            - Zwykła kłótnia ze znajomymi – odparłam, zbywając jego pytanie, machnięciem dłoni. 
            Erick sięgnął po coś do swojej aktówki. Położył przede mną, wyglądającą na starą, książkę obłożoną brązową skórą. Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, a on skinął głową, zachęcając mnie do otworzenia. Widząc pierwszą stronę, zatkałam sobie usta, aby nie wydobył się z nich pisk radości. Kolejne zdjęcia moich rodziców, które widziałam po raz pierwszy. Przekartkowałam w pośpiechu resztę i czułam napływające szczęście, które powodowała duża ilość fotografii taty i mamy. Wstałam gwałtownie z krzesła i rzuciłam się na szyję Erickowi. 
            - To najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam - powiedziałam przez łzy. 
            - Cieszę się. Uznaj, że to drugi prezent urodzinowy - odpowiedział i otarł moje mokre policzki – Zamówmy coś, bo jeszcze nic dziś nie jadłem. 
Zdziwiłam się, bo nie dawał mi żadnego prezentu. Prawdopodobnie chodziło mu o to zdjęcie, więc pokiwałam tylko głową i wróciłam na swoje miejsce. Z czystej grzeczności zamknęłam album i odsunęłam go na bok. Spojrzałam ostatni raz tęsknię na brązową skórę i skupiłam się na słowa Ericka. 
            - Polecam ci zestaw szefa albo danie dnia. 
            - Wezmę coś na słodko, na przykład półmisek lodów z owocami. 
Posyłałam mu uśmiech, a on od razu zawołał kelnera i złożył zamówienie. 
            - Zapomniałbym - rzucił i uderzył się w głowę. Zaczął grzebać w aktówce, aby po chwili wyjąć z niej pogiętą kopertę - Ktoś zostawił ją za wycieraczką mojego samochodu. Zdziwiłem się, bo jest zaadresowana do ciebie. Chyba jakiś twój cichy wielbiciel, który widział nas razem.
Puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się pomimo, że nie miałam na to ochoty, bo dłonie już zaczęły i się pocić ze zdenerwowania.
            - Czy mogę? - zapytałam niepewnie, biorąc od niego list. 
            - Jasne - machnął dłonią. 
            Rozerwałam papiery i wyjęłam ze środka kartkę. Nie musiałam czytać, żeby wiedzieć, co mnie czeka. Dużo mnie kosztowało, aby ukryć dławiący strach, gdy zaczęłam czytać. 

Widzę, że masz nowego przyjaciela, a ja wiem, gdzie mieszka twój prawnik. 
Chcesz więcej ofiar? Jasne mogę to załatwić. 
Dam Ci szansę, ale tylko jedną. 
Jutro o północy przyjdziesz na cmentarz, pod grób swoich rodziców, będę tam czekać i wszystko się skończy. 
Obiecuję, że zostawię ich w spokoju chyba, że komuś powiesz albo będziesz miała ze sobą telefon. 
Zawsze chodziło tylko o ciebie. 
Możesz to skończyć kosztem cierpienia i śmierci. 
Odważysz się?
Pozwolisz mi wygrać tę grę?

            Zgniotłam list w dłoni i schowałam do kieszeni spodni. Przede mną pojawił się półmisek lodów. Miałam ochotę zwymiotować. 
            - Coś poważnego? Może odwiozę cię do domu albo mogę jakoś pomóc? - zapytał Erick zatroskanym głosem. 
            - Błahostka – odpowiedziałam, starając się żeby mój głos brzmi beztrosko - Bierzemy się za jedzenie. 
            Mieszałam lody, próbując zahamować pęd moich myśli, ale skupienie się na rozmowie z Erickiem było trudniejsze, gdy ojciec zaproponował mi zakończenie gry, w którym to on zwycięża. Pytanie brzmi czy odważę się to wszystko skończyć?
__________________________________________________________

Witam Was wszystkich!
Mam wyjątkowo dobry humor, bo uważam, że jest to najlepszy rozdział jaki napisałam od dłuższego czasu. Może nie jest on idealny, ale przeszłam sama siebie!

Jak Wam się podoba końcówka? Moim zdaniem najlepszy fragment całego rozdziału, ale czekam na Wasze opinie.

Jestem podekscytowana, bo zostało 5 rozdziałów + epilog, czyli koniec już tuż, tuż! Tak samo poznanie tożsamości zabójcy.

Do zobaczenia w następny weekend! :)

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 16

Luke

            Od paru godzin siedziałem oszołomiony przy stole kuchennym w domu Naomi. Na dworze powoli zapadł zmrok, a ja zmarnowałem cały dzień na myśleniu tylko o jednej sprawie. Nie sądziłem, że coś takiego mogło się wydarzyć. Nigdy w życiu nie powiedziałem dziewczynie, że ją kocham, bo nigdy nie znalazłem takiej, do której coś bym czuł. To niedorzeczne jak można bardzo kochać drugą osobę. Przy Naomi wszystkie zmartwienia ulatują i jest tylko ona. Nie jej niebieskie oczy, długie włosy, pełne usta i idealna figura, chociaż to też uwielbiam, ale jej wspaniały uśmiech, cichy śmiech radości, dziwne miny i głos, który słyszę ciągle w głowie jak powtarza, że mnie kocha.
            Usłyszałem kroki na schodach i odwróciłem głowę w stronę Naomi, która wyglądała na zdenerwowaną. Podeszła do mnie i siadając na krześle obok nie spuszczała ze mnie wzroku.
            - Boli mnie głowa - mruknęła - I miałam dziwny sen.
Wyglądała niemrawo. Ciągle masowała skronie i mrużyła oczy. Tak to jest jak pije się w godzinach porannych dużą ilość alkoholu.
            - Wypiłaś za dużo – powiedziałem, wzruszająca ramionami.
Naomi popatrzyła na mnie zdziwiona. Przez chwilę wpatrywała się w swoje dłonie ze zmarszczonymi brwiami. Znów spojrzała na mnie, ale tym razem z szeroko otwartymi oczami.
            - Czy my ze sobą...
            - Nie, nie spaliśmy – rzuciłem, chcąc uspokoić dziewczynę.
Blondynka odetchnęła, wypuszczając ze światem powietrze. Jej wyraz twarzy zmienił się gwałtownie. Usta wygięła w uśmiech, a niebieskie tęczówki błysnęły radośnie.
            - Pomiędzy nami jest teraz ok? - zapytała, a ja jedynie pokiwałem głową pozwalając, aby kąciki moich ust lekko się uniosły.
            Zrozumiałem, że nie czuję już do niej żalu. Cieszę się, że wytłumaczyła mi czemu postąpiła tak, a nie inaczej. Strach to uczucie, które potrafi zmusić człowieka nawet do najgorszych rzeczy.
Podnosząc się usta Naomi na chwilę zetknęły się z moimi. Poczułem lekki posmak alkoholu.
            - Nie umyłaś zębów – mruknąłem, zachowując się jakby to, co zrobiła było naszą codziennością.
            - Ups?
Zaśmiała się cicho, a ja razem z nią. Otworzyła lodówkę i wyjmując z niej mleko, zerknęła na mnie przelotnie.
            Szczęście zapełniło mnie całkowicie, na chwilę przesłaniając sobą całą rzeczywistość. Od początku wiedziałem, że prędzej czy później Naomi się we mnie zakocha, ale nie sądziłem, że to uczucie zostanie odwzajemnione. Miałem wrażenie, że teraz wszystko się ułoży. Nawet sytuacja z ojcem Naomi nie wydawała się być taka kiepska.
            Wystarczyła chwila zamyślenia żeby przede mną pojawiła się miska z płatkami. Spojrzałem na blondynkę, ale ta z uśmiechem zajadała się marnym posiłkiem. Nie czułem jakiegoś dużego głodu, ale lepsze to niż nic. Powoli pochłaniałem zawartość miski.
            - Jako twój chłopak powinienem zabrać cię na randkę – powiedziałem, przeżuwając ostatnią łyżkę płatków.
            - Po pierwsze nie mów z pełną buzią - skarciła mnie - Po drugie kto powiedział, że jesteś moim chłopakiem?
Nie dałem się zbić z tropu jej słowami. Wiedziałem, że tylko gra, aby mnie zdezorientować. Znam ją całkiem dobrze. Przełknąłem zawartość ust i nachyliłem się do dziewczyny, całując ją w policzek.
            - Co powiesz na jutrzejszy wieczór? - zapytałem.
            - Nie mogę - westchnęła - Mam się spotkać z Erickiem, który ma dla mnie jakąś niespodziankę i nie chcę tego psuć.
            - Innym razem - powiedziałem - No właśnie jak dzisiejsze spotkanie?
            Naomi odwróciła się do mnie twarzą i zaczęła opowiadać o przyjacielu rodziców. Patermanowi chyba zależy na tej znajomości, bo dał jej więcej niż ktokolwiek inny. Wspomnienia. Blondynka mówiła nieskładnie, co chwilę przerywając i dorzucając jakieś słowo od siebie. Próbowałem nadążyć i zrozumieć wszystko, ale potok jej słów zalewał mój umysł, który domagał się choć chwili odpoczynku na uporządkowanie wszystkich informacji. Naomi ucichła, kończąc swój wywód. Czekała aż coś powiem, ale na usta cisnęło mi się tylko jedno pytanie.
            - Czy jesteś teraz szczęśliwa? - zapytałem.
            - Tak - odpowiedziała od razu - W końcu ktoś rozmawiał ze mną o śmierci rodziców, nie bojąc się o to, że się rozpłacze. Eric pomógł mi się z tym do końca uporać i on dobrze o tym wie. To była jakiegoś typu terapia.
Uśmiechnąłem się do niej, biorąc jej dłoń i lekko ją ściskając.
            - Czy to normalne, że po tym wszystkim nadal potrafimy ze sobą zwyczajnie rozmawiać i czujemy do siebie to samo? - spytała cicho jakby bała się, że zaraz zaśmieję się jej prosto w twarz.
            - Nie - odparłem zgodnie z prawdą, na co Naomi spojrzała na mnie zaskoczona - Ale my nie jesteśmy do końca normalni. Poszukujemy zabójcy twoich rodziców, który jest twoim ojcem, mogąc przez to zginąć. To w ogóle nie jest normalne.
            Blondynka przez chwilę patrzyła na mnie jak w transie. Ocknęła się dopiero, gdy zadzwonił jej telefon. Odebrała go natychmiast. Nadal się boi. Boi się, że za każdym razem telefon może zadzwonić, a osoba po drugiej stronie poinformuje ją, że ktoś z naszych bliskich nie żyje.
            - Za pół godziny będę. Obiecuję.
Westchnęła i podnosząc się z miejsca, rzuciła telefon na stół. Podeszła do jakiejś szuflady i wyciągnęła z niej białe opakowanie.
            - Coś się stało? - zapytałem.
            - Nie – rzuciła, połykając dwie tabletki - Zapomniałam, że jestem umówiona z Izzy.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Od dwóch dni nie widziałem choćby na chwilę Isabell, ale od Michaela, który spędza z nią bardzo dużo czasu, wiem, że ma się dobrze, ale ma jakieś problemy rodzinne. Mikey stara się jej pomóc, ale dziewczyna ciągle mu powtarza, że da sobie radę. Naomi napewno poradzi sobie z Izzy.
            - Podwiozę cię do niej.
            - Luke, powiedz chłopakom o liście. Dobrze?
            - Jasne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Wszedłem do pizzerii bliźniaków, gdzie miałem spotkać się z niepełnym gronem chłopaków. Usiadłem na kanapie koło Caluma, który o czymś dyskutował z Diego. Umilkli, gdy na mnie spojrzeli. Cal przejechał po mnie wzrokiem podobnie jak bliźniak. Zachichotali, a Hood wystawił dłoń w stronę swojego rozmówcy.
            - Dawaj tę dyche - rzucił.
Diego niechętnie wręczył mu banknot. Patrzyłem na to zdziwiony.
            - A teraz gadaj - zaczął bliźniak - Spałeś z Naomi?
Otworzyłem szeroko oczy. Jak na przyjaciela Diego ma straszne słabe mniemanie o swojej przyjaciółce. Jest przeciwieństwem Davida czy Lucasa, którzy starają się robić wszystko, aby była lepszą osobą.
            - Nie. Czemu tak sądzisz?
            - Jesteś radosny i wracasz od niej. To mi wystarczy.
            - A ty nie powinieneś pracować? - zapytałem z satysfakcją - Chcę dużą pepperoni.
Diego wstał z głośnym westchnięciem. Zawsze chciał mieć własną pizzerie, a teraz, gdy już ją ma, pracę w niej traktuje jak karę. Cal patrzył na mnie z uśmiechem, który potrafi zdenerwować każdego nawet najbardziej radosnego człowieka.
            - Co? - warknąłem.
            - Masz humorki niczym kobieta w ciąży - wydął usta w wyrazie niezadowolenia - Czemu pojechałeś beze mnie do Naomi?
            Wzruszyłem ramionami. Nie myślałem wiele, gdy zadzwoniła do mnie. Słyszałem drżenie w jej głosie. Bała się, a ja czułem potrzebę bycia przy niej jak najszybciej. Calum dalej przyglądał mi się z tym swoim uśmiechem.
            Pokręciłem głową i spojrzałem w stronę kuchni. Nie słyszałem żadnych dźwięków, oznaczających, że chłopaki coś robią. Wstałem z miejsca, mając złe przeczucia. Szybko ruszyłem do kuchni. Wszedłem do środka, ale okazało się, że nikogo w niej nie było. Usłyszałem jedynie szept mieszany z łkanie. Wpadłem na zaplecze, gdzie na podłodze leżał Lucas, a koło niego klęczał Diego ze łzami w oczach. Potrzebowałem tylko chwili, aby zrozumieć co się dzieje i zareagować. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer alarmowy. Poinformowałem kobietę po drugiej stronie telefonu o całej sytuacji i rozłączyłem się. Odsunąłem Diego od brata. Chłopak szarpał się, ale w końcu odpuścił pozwalając, abym zajął jego miejsce. Calum wyprowadził Samandio z pomieszczenia, posyłając mi zdenerwowane spojrzenie.
            Starałem się opanować i dokładnie sprawdzić jaki jest stan Lucasa. Jego klatka unosiła się w dużych odstępach i drżała z każdym oddechem jakby miał trudności z oddychaniem. Sytuacja była zła, bo Lucas mógł leżeć tutaj odkąd Calum zjawił się w pizzerii i zamówił sobie posiłek, czyli jakieś piętnaście minut. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Próbowałem ocucić przyjaciela, klepiąc go po policzkach, ale to nic nie dawało. Potrząsałem jego ramionami, ale nie reagował. Moje próby ocknięcia Lucasa stawały się coraz bardziej brutalne. Mocne uderzenia w policzki i w brzuch nie pomagały. Chłopak ciągle leżał bez życia. Gdyby nie jego unosząca się klatka pomyślałbym, że nie żyje.
            - Odbieramy go.
Zostałem odepchnięty od przyjaciela. Dwójka ratowników szybko przeniosła Lucasa na nosze i zabrała do karetki. Siedziałem dalej na podłodze, patrząc na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był chłopak.
            - Stary, mamy zamknąć lokal i przyjechać do szpitala - szepnął Hood.
Pokiwałam głową i z pomocą Caluma wstałem na proste nogi.
            Czułem się winny, że nic nie mogłem zrobić. Moje starania ocucenia Lucasa były marne. Jestem naprawdę kiepskim przyjacielem jeżeli jedyne, na co się zdobyłem to klepanie po policzkach. Ale, cholera, nie wiedziałem co mu się stało, więc skąd mogłem wiedzieć co mam zrobić.
            Wyszedłem na wieczorne powietrze, które pomogło mi się otrząsnąć z resztek szoku. 
            - Jedźmy już - powiedziałem, gdy Cal zamknął pizzerie. 
            Otworzyłem samochód, który zaparkowałem tuż przed wejściem Delizoso. Wsiadłem na miejsce pasażera i odpaliłem silnik. Spojrzałem na Caluma, który zdążył już zapiąć pasy. Jego twarz wyrażała zrezygnowanie i smutek, a po uśmiechu, który był jego znakiem firmowym, zniknął. Chyba wszyscy będą tak wyglądać kiedy dowiedzą się o Lucasie. 
            Spokojnie wyjechałem na prawie pustą ulicę i ruszyłem w stronę szpitala. Cisza, panującą w samochodzie, była dołująca i przez nią droga dłużyła się niemiłosiernie, ale czułem się dobrze, że Cal nie próbuje jakoś poprawić mi humoru. Lucas jest jedną z najbardziej dobrych osób, które znam. Przecież on nigdy nikomu nie życzył źle. Stara się być dla każdego miły i pomocny. To jakaś wielka niesprawiedliwość, że coś takiego musiało się przytrafić akurat jemu. 
            Zatrzymałem się na parkingu pod szpitalem. Ostatnimi czasy zbyt często tu bywam i mam wrażenie, że grobowy nastrój tego miejsca zaczyna mi się udzielać. 
            Wyszedłem z samochodu i zamykając go, powoli zacząłem iść za Calumem. Bałem się, że usłyszę najgorsze, że Diego powie, że to moja wina, że nic nie zrobiłem. Czułem dreszcze, przechodzące przez moje ciało. 
            Znalezienie Samandio nie było trudne. Siedział w recepcji ze zwiększoną głową, oczekując naszego przyjazdu. Usiadłem po prawej stronie chłopaka i klepnąłem go w plecy. 
            - Wiadomo coś? - odezwałem się jak pierwszy. 
Diego podniósł głowę i popatrzył na mnie nieprzytomnie. Miał przekrwione oczy, jego dłonie drżały, a cały jego urok podrywacza pękł jak bańka mydlana. Diego w takim wydaniu wygląda jak wrak człowieka. Jakby z jego bratem stało się coś złego. 
            - Otrucie - szepnął - Ten psychol go otruł. 
Chwilę mi zajęło zanim zrozumiałem jego słowa. Spojrzałem na Caluma, który wyglądał na przerażonego tą wiadomością. Wiedzieliśmy, że w końcu, któryś z bliźniaków padnie jego ofiarą, a ja i Naomi wiedzieliśmy o tym najlepiej. Nie przejąłem się tym zbyt zachwycony swoją relacją z Farell. Ani ja, ani reszta. Myśleliśmy, że grożenie bliźniakom skończyło się na nieudanym wybuchu w pizzerii, ale jak zwykle się pomyliliśmy. 
            - Co z nim? - zapytał szeptem Calum, ściskając ramie Diego. 
            - Płukanie żołądka i jakieś pomniejsze zabiegi. Nie wiem, stary. Ojciec wariuje pod salą operacyjną, bo nikt nic mu nie chce powiedzieć, a tym bardziej mi. 
            Głos Diego był coraz głośniejszy i tym samym drżący. Zerwał się na równe nogi i zaczął nerwowo rozglądać dookoła. Wyglądał jak małe dziecko, które zaraz miało się rozpłakać. Wstałem i chwyciłem go za ramiona. Wiem, że chciał uciec, bo to najlepszy sposób na pozbycie się problemów. 
            - Uspokuj się – powiedziałem, lekko nim potrząsając. 
Popatrzył mi w oczy, chcąc wyczytać coś z mojej twarzy.  
            - Nie możemy o tym powiedzieć Naomi. Lucas nie chciałby, żeby ona się martwiła.
Nie zrozumiałem, o co mu chodzi, ale po nie potrzebowałem wiele czasu, żeby połączyć ze sobą fakty. Jej ojciec znowu zaatakował, aby ją zniszczyć psychicznie.  
            - Wiem - szepnąłem - Poczucie winy ją zabije.

 ___________________________________________________
Witam wszystkich!
Do końca zostało 6 rozdziałów i epilog. 
Szczerze? 
Cieszę się z tego powodu, bo mam wrażenie, że coraz bardziej niszczę to opowiadanie.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek napisała coś tak kiepskiego jak ten rozdział.
Szedł mi opornie i nie miałam na niego pomysłu, więc wyszedł jak wyszedł...
Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, bo obiecuję poprawę przy ostatnich rozdziałach!
Chyba po prostu muszę przetrwać tę chwilę beznadziejności...

Komentujcie, bo jest to dla mnie duża motywacja, której ostatni mi zabrakło...

Zapraszam do zakładki "Survive even the end of the world", gdzie znajdziecie linka do mojego drugiego bloga.

Życzę miłego tygodnia i trzymajcie kciuki, żeby kolejny rozdział był lepszy!

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 15

Naomi 

            Stanęłam przed drzwiami szpitala i rozejrzałam się po parkingu. Pomimo wczesnej godziny na parkingu było pełno samochodów. Ludzie mijali mnie i patrzyli spode łba, gdy posyłałam im lekkie uśmiechy. Ponoć uśmiech potrafi rozjaśnić nawet najgorszy dzień, ale jak widać tym ludziom nic nie poprawi humoru. Nic dziwnego w końcu idą dowiedzieć się czy umrą, czy pożyją jeszcze parę dni. 
            Wczorajszy dzień dał nam wszystkim w kość, ale pomimo tego byłam dziś rekordowo szczęśliwa. Luke mi wybaczył i chyba trochę zrozumiał. Czułam niesamowitą ulgę wiedząc, że pomiędzy nami nie będzie już tej niezręcznej atmosfery. 
            Przede mną zatrzymał się czarny samochód, a szyba zjechała na dół ukazując blondwłosego mężczyznę. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka. Przeczesałam dłonią włosy i odetchnęłam. 
            - Fajnie, że napisałeś – rzuciłam, wsiadając do samochodu Erica. 
            - Zostaję w mieście na parę dni - powiedział i popatrzył na mnie - Wiesz sprawy zawodowe i tym podobne. Przepraszam, że napisałem tak wcześnie. Myślałem, że odpiszesz później. Co robiłaś w tym miejscu?
            - Byłam u przyjaciół – odpowiedziałam krótko, nie chcąc zwierzać mu się ze wszystkiego.
Wyjechaliśmy ze szpitalnego parkingu. Zapadła cisza, ale nie niezręczna. Była przyjemna i pozwalała mi na jeszcze odrobinę odpoczynku podczas, którego zbierałam myśli. 
            - Nigdy nie widziałam ciebie u nas to dlatego, że pokłóciłeś się z tatą? - zapytałam, bo to pierwsze, co przyszło mi do głowy. 
            - Tak. Tuż przed ślubem waszych rodziców wybuchła pomiędzy nami poważna sprzeczka, ale pomimo tego byłem na ich pogrzebie. 
            - Naprawdę? 
Nie widziałam go, bo napewno zapamiętałabym jego twarz. Może mi umknął, ale nie składał mi żadnych kondolencji. 
            - Trzymałem się z daleka, bo twoja babcia za mną nie przepadała, ale przyszedłem na ich grób zaraz po zakończeniu całej ceremonii. 
            - Yhym - przytaknęłam. 
Miałam wrażenie, że czegoś mi nie mówi, ale nie chciałam na niego naciskać. Znamy się kilka dni, więc nie mam prawa żądać od niego jakichkolwiek wyjaśnień. To byłby kiepski początek znajomości. 
            - Gdzie jedziemy? – zapytałam, patrząc na mijane budynki. 
            - Mała kawiarenka w centrum Sydney. Może być?
            - Jasne – mruknęłam, skupiając się na jego twarzy. 
Wyglądał na rozluźnionego, ale jego zaciśnięte na kierownicy dłonie mówiły, co innego. Stresuje się czymś, ale kim jestem żeby wtrącać się w jego sprawy osobiste. Spotkaliśmy się żeby porozmawiać, a nie roztrząsać sprawy, które nas dręczą.
            Na dworze było szaro. Pomimo entuzjazmu jaki wywołało we spotkanie ze starym znajomym rodziców, który może powiedzieć mi o nich więcej niż wiem to nadal mam w głowie wydarzenia ostatnich dni. Szarość poranka idealnie odzwierciedlała mój ponury nastrój, który starałam się ukryć.  
            Samochód zatrzymał się przed małym budynkiem, który różnił się od pizzerii bliźniaków. Jasna i zadbana elewacja zapraszała do wejścia. Wyskoczyłam z samochodu i poczekałam przy drzwiach na Erica. Moje wymięte ubrania wyglądały marnie w porównaniu z jego nienagannie białą koszulą i czarnymi spodniami od garnituru, ale jemu to nie przeszkadzało, bo z uśmiechem otworzył przede mną drzwi i wpuścił do środka. Uderzył we zapach świeżo mielonej kawy. Odetchnęłam głęboko. 
            - Czego pani sobie życzy? - zapytał grzecznie Eric. 
            - Expresso z podwójną pianką - odpowiedziałam i zajęłam dwa miejsca przy oknie. 
            Usiadł na krześle koło mnie i położył przede mną zdjęcie. Wzięłam je do ręki i od razu poznałam osoby na nim. Długowłosa brunetka o figurze, której mogłaby pozazdrościć jej każda modelka, wesoło uśmiechała się do obiektywu. Koło niej stał mężczyzna o kruczoczarnych włosach i obejmując w pasie o głowę niższą kobietę, patrzył na nią z czułością. Łzy napłynęły mi do oczu, widząc swoich rodziców szczęśliwych i nie wiedzących, co ich czeka za kilka lat. Moje podobieństwo do rodziców jest zerowe. Jestem blondynką o delikatnych rysach twarzy, a żaden z moich rodziców nie miał tych cech wyglądu. Westchnęłam, chcąc pozbyć się melancholii, która narosła w moim sercu. 
            - Po co mi to pokazałeś? – zapytałam, patrząc na Erica. 
            - Prezent. Wiem, że go nie masz, bo to jedyna wersja, która była w moim posiadaniu - odpowiedział mi ze smutnym uśmiechem.
            Ma rację. Po pogrzebie rodziców potrafiłam siedzieć godzinami i przeglądać rodzinne albumy jakby ta czynność miała mi ich przywrócić. Myślałam, że już dawno wyzbyłam się tego smutku, ale jak się okazuje takie uczucia, czają się we wnętrz człowieka, czekając na ten moment, aby go ponownie pogrążyć w rozpaczy. Tak właśnie zaczęłam się czuć teraz. Miałam ochotę wrócić do domu, położyć się i zacząć płakać. 
            Eric zaczął wspominać jacy byli moi rodzice, a ja chętnie przyłączyłam się do rozmowy, pomimo napływających mi łez do oczu. Po ich śmierci jedynie babcia rozmawiała ze mną na ich temat  i tylko raz. Było to dla niej tak samo bolesne jak dla mnie. Inni bali się w ogóle wspomnieć o ich stracie, bo myśleli, że to mnie zniszczy psychicznie. Teraz czułam jakby wszystko, co zagnieździło się we mnie po śmierci babci ulatuje wraz z każdą kolejną opowieścią Erica. Nie sądziłam, że zwykła rozmowa może mi tak pomóc wyjść na prostą i uporać się z bolesnymi wspomnieniami. Śmiałam się pomimo bolesnego kłucia w sercu, które kazało mi się teraz rozkleić i schować w ciemnym kącie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            - Dziękuję ci za to spotkanie. Potrzebowałam tego - uśmiechnęłam się do Erica, powoli wysiadając z samochodu. - Co powiesz na jutro wieczór? - zapytał na, co pokiwałam od razu głową.
            - Do zobaczenia Naomi i pamiętaj jakbyś potrzebowała mojej pomocy, dzwoń. 
            - Będę pamiętać - powiedziałam i wysiadłam z auta. 
Pomachałam mężczyźnie i skierowałam się do wejścia. Miałam nadzieję, że ten dzień będzie spokojny, ale tak bardzo się myliłam. 
            Na wycieraczce zastałam dużą, brązowa kopertę. Wiedziałam, że jest od niego i już się nie bałam. To będzie tylko kolejny list z groźbą skierowaną do mojej osoby. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, od razu idąc do salonu. Opadłam na kanapę, otwierając kopertę. Wyjęłam pierwszą kartkę i przestało mi być tak lekko. Cała radość dnia znikła, pozwalając zastąpić się strachem nie o własne życie tylko przyjaciół. 

Ence pence, 
Kto następny będzie? 
Mikey, Diego albo Izzy. 
Wybór jest duży.
Nie zginiesz ty dla ciebie mam prezent. 
Dostaniesz go wkrótce i cieszyć się będę, widząc twoją rozpacz. 
Wczoraj wam się udało, leczy czy dalej tak będzie? 
Myślicie, że jesteście blisko, ale ja jestem bliżej. 


            Włożyłam dłoń do koperty w poszukiwaniu kolejnej kartki, której się spodziewałam. Wyciągnęłam mały kawałek papieru. Zdjęcie. Wydawać by się mogło, że nic na nim nie tylko czerń, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się dostrzegłam cztery osoby, stojące w otoczeniu czarnych konturów drzew. To my. Byliśmy cały czas obserwowani. 
            Wyciągnęłam szybko telefon i wybrałam numer Luke'a. Muszę im powiedzieć i nie ważne jak bardzo chciałam to zataić. Nie mogę ukrywać listu, w którym on im grozi. 
            - Hej - usłyszałam zaspany głos chłopaka. 
            - Dostałam list. 
            - Będę za chwilę. 
Telefon parokrotnie zapiszczał, co oznaczało zakończone połączenie. Czy on zawsze musi kończyć rozmowę bez żadnego cześć? 
            Chodziłam po całym domu, wykonując najróżniejsze czynności, które nie miały sensu. Ustawiałam kubki, przeniosłam książki na wyższą półkę, przesunęłam fotele, wszystko byle przestać myśleć o tym, że groźba jest skierowana do moich przyjaciół. 
            Czułam się obserwowana pomimo, że wiedziałam, że kamer już nie ma. Miałam wrażenie, że w każdej chwili mogę dostać telefon z widomością o wypadku któregoś z moich przyjaciół. Nie mogłam wytrzymać tego napięcia.
            Weszłam do kuchni i otworzyłam szafkę, w której stały butelki z alkoholem. Chwyciłam pierwsza lepszą i po szybkim odkręceniu korka, wypiłam parę łyków. Napój podrażniał moje gardło, ale też rozluźniał spięte mięśnie. Wróciłam do salonu i wygodnie rozłożyłam się na łóżku, co chwilę opróżniając butelkę. Wiedziałam, że nie powinnam w ogóle pić ze względu na wczesną porę i moje późniejsze zachowanie pod wpływem alkoholu, ale czułam jak wszystkie zmartwienia odlatują i pojawia się pustka w mojej głowie z każdym kolejnym łykiem. Włączyłem telewizor akurat na jakimś kanale muzycznym. W pokoju rozniosła się melodia Pictures of you zespołu The Last Goodnight. Pogłośniłam muzykę i mimowolnie zaczęłam kiwać się na boki. Błogi spokój. Nic nie może go zakłócić. 
            Do moich uszu dotarł dźwięk trzaskających drzwi, ale nie zwróciłam na to uwagi, bo muzyka była taka hipnotyzująca. Moim oczom ukazała się twarz naprawdę przystojnego blondyna. 
            - Lucky! - pisnęłam - Co ty taki nie w humorze? 
            - Wypiłaś prawie całą tę butelkę? - zapytał. 
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na napój w mojej dłoni. Na dnie butelki zostało trochę cieczy, który żałośnie uderzała o szklane ścianki jakby chciała się wydostać. 
            - Chyba – zachichotałam, wracając wzrokiem do Luke'a. 
Chłopak usiadł koło mnie na tyle blisko, że mogłam swobodnie przyglądać się kolorze jego tęczówek. Oparła łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach nie spuszczając oczu z tego wspaniałego błękitu. 
            - Co ty robisz? - uniósł brew i popatrzył na mnie dziwnie. 
            - Tonę w twoich oczach – odparłam, nie zastanawiając się nad swoją odpowiedzią. 
Blondyn pokręcił głową i nagle jego wzrok zatrzymał się na stoliku. Spojrzałam w tym samym kierunku w momencie, kiedy Luke brał do ręki kartki papieru. 
            - Nie ładnie tak czytać cudzą korespondencję – mruknęłam, udając obrażoną, ale chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi, będąc zajęty studiowaniem zawartością listu. 
Jego twarz wykrzywił grymas gniewu. Nie podobał mi się, gdy miał taki wyraz twarzy. Wyglądał o wiele mniej przystojnie, chociaż nie. Nadal strasznie mnie pociągał. 
            - Cholera - szepnął - Zostań tu muszę zadzwonić. 
Nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł z salonu z telefonem w dłoni. Nie podobało mi się to jak mnie ignorował. Wstałam z kanapy, lekko się chwiejąc i ruszyłam za chłopakiem. Odparłam się bokiem o blat kuchenny, patrząc jak Luke rozmawia, zapewne z Michaelem, energicznie przy tym gestykulując. Skończył szybko rozmowę i odwrócił się do mnie, zamierając na mój widok. Posyłałam mu uśmiech i powoli podeszłam do chłopaka. 
            - Naomi lepiej będzie jak się położysz i przeczekasz aż wytrzeźwiejesz - powiedział, gdy stałam prawie przed nim – Nie powinnaś pić o jedenastej rano.
            - Lucky – pokręciłam głową i zbliżyłam się bardziej do chłopaka- Zawsze taki troskliwy o mnie.
Widziałam jak wstrzymuje oddech i wiedziałam dobrze dlaczego. 
            Nie myśląc wiele, złapałam jego koszulkę i przyciągnęłam go do siebie, łącząc nasze usta. Chłopak wydawał się być zaskoczony, ale szybko odwzajemnił mój pocałunek. Był on pomimo wszystko delikatny, pełen tęsknoty i uczuć. Nie wiedziałam jak udało nam się przekazać to wszystko w jednym geście, ale sprawiło to, że zaczęłam myśleć o wiele trzeźwiej niż chwilę wcześniej. Kocham Luke'a i nie boję się tego okazać. Wiem, że nie zrani mnie tak jak Nick, ale jeżeli stanie się mi tak bliski zostanie celem numer jeden na liście do odstrzału mojego ojca. 
            Nie chciałam na razie myśleć o tych wszystkich rzeczach. Teraz pozwoliłam sobie rozkoszować się miękkimi ustami Luke'a, które z czułością całowały moje. 
            - Mogę ci coś powiedzieć? – zapytałam, patrząc mu w oczy.
Pokiwał, kładąc dłonie na moich biodrach. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku i się rozkojarzyłam. Skupiłam się na tym, co czułam, zapominając, że miałam coś powiedzieć. Luke odchrząknął, a ja otrząsnęłam. Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie, co chcę mu powiedzieć.
            - Kochamcięiniemówiętegobojestempijana – wyrzuciłam z siebie szybko.
Czekałam na reakcję blondyna w napięciu. Bałam się, że mnie wyśmieje czy coś w tym guście. Luke pocałował mnie, obejmując mocno w pasie. Nie wiem, co to oznacza. Może w ten sposób chce mi odpowiedzieć albo unika odpowiedzi. Oderwałam się od chłopaka i posłałam mu karcące spojrzenie.
            - Ty naprawdę tego nie widzisz? – spytał, przewracając oczami – Cholernie cię kocham.
Zamrugałam kilkakrotnie. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, ale za bardzo kręciło mi w głowie. Rzuciłam się na szyję Luke’owi i tak zawisłam.
            Nie wiem jak znalazłam się w swoim pokoju, w swojej piżamie i opadającymi ze zmęczenia powiekami.
__________________________________________________________

Witam wszystkich.
Ze względu na moje częste opóźnienia z rozdziałami chciałabym poinformować, że kolejne będą pojawiać się w któryś dzień weekendu.

Dziękuję za ponad 10000 wyświetleń! Jesteście cudowni!

To jest wspaniała motywacja, której będę się trzymać!

Zapraszam na mojego drugiego bloga, do którego link znajdziecie w zakładce "Survive even the end of the world".

Do zobaczenia w następny weekend!

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 14

Luke 

            - Cholera - szepnął Michael - Moja matka nas pozabija jeżeli nas dorwą. 
Każdy mój mięśnie był gotowy do ucieczki. Z policją nie ma zabawy, a jeżeli pani Clifford o wszystkim się dowie... Jak powiedział Mikey, zginiemy, wcześniej torturowani. 
            - Musimy się rozdzielić - mruknąłem - To głupota, ale w grupie łatwiej będzie nas zauważyć. Czekamy max godzinę przy samochodzie później spadamy. 
            Chłopaki pokiwali głowami i popatrzyli wyczekująco na Naomi, która po chwili niepewnie przytaknęła. Calum wybiegł pierwszy, a tuż za nim Michael. Ich kroki były bezszelestne przy krzykach i hałasach jakie robiła policja. Machnąłem dłonią na blondynkę, ale ta ani drgnęła, wpatrując się w ciemność przed sobą. Chwyciłem nie zbyt delikatnie jej dłoń i pociągnąłem za sobą. 
            Nie pozwolę, aby przez jej głupotę nas złapali. Nie wsypałaby nas, ale sama jej obecność byłaby dla policjantów wystarczająca, aby kontynuować przeszukiwanie magazynu. W końcu, która dziewczyna sama chodzi w takie miejsce? 
            Przemykaliśmy po cichu między skrzyniami i filarami. Widziałem dokładnie światła latarek, które pozwalały mi ocenić, gdzie w tym momencie znajdują się gliny. Co chwilę zerkałem za siebie, aby upewnić się, że z Naomi wszystko dobrze. Widziałem te nagrania, a później jej minę, gdy zrozumiała, co one pokazują. Potrafię znaleźć w sobie na tyle dobra, żeby jej współczuć tego, co musiała czuć, widząc, że była obserwowana na każdym kroku. 
            Kierowałem się przed siebie. Nie znam rozkładu tego magazyny, ale wiem, że musi tu gdzieś być tylne wyjście. W tej chwili chodziło tylko o oddalenie się od świateł, co wychodziło nam bardzo dobrze. Krzyki gdzieś za moimi plecami sprawiły, że odrobinę się rozluźniłem. Znaleźli szczątki komputerów, które w tej chwili na tyle zainteresowały grupę policjantów, że zapomnieli o nas. 
Przyglądałem się ścianom, poszukując jakichś drzwi w ciemnych powierzchniach. Usłyszałem szelest i momentalnie pociągając za sobą Naomi, przywarłem do ziemi. Ktoś zbliżał się w naszą stronę, a ja wiedziałem, że nie są to moi przyjaciele, bo kroki były za głośne. Cholerni gliniarze udają sprytnych, wyłączając latarki. Wytrzymałem oddech, gdy policjant zatrzymał się tuż koło nas. Jeżeli teraz spojrzy w dół już po nas. Liczyłem w myślach, chcąc uspokoić swoje szaleńczo bijące serce. 
            Jeden, dwa, trzy, cztery, jest krok ode mnie, pięć, sześć, siedem, osiem, dłoń Naomi mocniej ściska moją, dziewięć, dziesięć, jedenaście, oddech ulgi...
            Tym razem nam się poszczęściło. Policjant nie słysząc żadnego dźwięku ani nie dostrzegając ruchu, oddalił się. Pociągnąłem w dół Naomi, która chciała już wstawać, bo wiedziałem jaką taktykę przyjmują gliniarze. Nagle odwracają się i dokładnie omiotają wzrokiem tyły. Odczekałem aż kroki zmienią się tylko w echo, a następnie powoli podniosłem się do góry, pomagając wstać Naomi.            Przemieszczaliśmy się w nieznanym kierunku. Ani na chwilę nie poluźniłem uścisku na dłoni dziewczyny, chcąc czuć jej bliskość w tej sytuacji. Dotarliśmy na drugi koniec magazynu. Szliśmy wzdłuż ściany, a wolną dłonią wodziłem po niej, poszukując nierówności, która mogłaby być drzwiami ewakuacyjnymi. 
            - Luke stój - szepnęła za mną dziewczyna. Położyła na czymś dłoń, a ja przez ciemność dostrzegłem zarys klamki. Jak to możliwe, że to przeoczyłem. 
            Naomi powoli nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi, które pomimo moich obaw nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Przez małą szparę wyślizgnęliśmy się na zewnątrz. Poczułem zalewającą ulgę, gdy odetchnąłem chłodnym powietrzem. Tuż przed nami stała rozcięta siatka. Więc już wiemy jak on się tu dostawał. Puściłem Naomi pierwszą, a ona od razu znikła pomiędzy drzewami. Byłem krok za nią, ale wystające pręty siatki postanowiły mi w tym przeszkodzić. Zacząłem szarpać bluzę, robiąc przy tym niesamowity hałas, który w panującej ciszy był nieznośnie głośny. Usłyszałem krzyki i głuchy odgłos szybkich kroków na betonowej posadzce. Siatka nie chciała puść, a ja nerwowymi ruchami próbowałem się uwolnić. Co chwilę zerkałem za siebie, upewniając się, że policjanci jeszcze nie wyszli.
            - Zdejmij bluzę – szepnęła Naomi, próbując oderwać od siatki materiał – Szybko.
Posłusznie zrzuciłem z siebie bluzę, wystawiając ramiona na chłód nocy. Naomi szarpnęła ubraniem, a następnie łapiąc wolną dłonią moją, zaczęła biec w las. Słyszałem jak gliny wypadają na zewnątrz i zaczynają wrzeszczeć. Idioci myślą, że nadal tam jesteśmy i wyjdziemy z poniesionymi dłońmi.
            Znajdując się w ciemnym gąszczu, mogliśmy pozwolić sobie na więcej luzu i szliśmy wyprostowani, a pomiędzy nami był widoczny dystans. Kierowaliśmy się w stronę samochodu, przy którym powinni czekać Calum z Michael. Głosy policjantów nie wskazywały na to, aby ich znaleźli lub idą za nami, więc byłem o wiele spokojniejszy. Zerknąłem na Naomi. Jej twarz nic nie wyrażała. Była pusta. Jedynie drżące dłonie wskazywały na jej zdenerwowanie. 
            - Jak już się wydostaniemy to stawiam sok - powiedziałem cicho, chcąc przerwać ciszę, a zarazem usłyszeć jej głos. 
            - Dobra, ale poproszę o dwie duże butelki - mruknęła z ledwo widocznym uśmiechem. 
Spojrzała na mnie, a jej oczy błyszczały w mroku. Przystanęła i jej wzrok stał się niepewny. 
            - Przepraszam za tamto - szepnęła - Chciałam ci to wytłumaczyć, ale nie chciałeś ze mną rozmawiać. 
Wiedziałem dokładnie, o co jej chodzi, ale nie jestem pewien czy chcę z nią o tym rozmawiać. Ten temat jest drażliwy dla mnie i nie wiem jak zachowam się po jej słowach. 
            - To chyba najwyższa pora, abyś sprostowała to wszystko. 
            - Boję się angażować w jakikolwiek związek - powiedziała i przez chwilę zawahała - Rok temu byłam w związku z pewnym chłopakiem. Zależało mi na nim, a nasza znajomość zakończył się na pobiciu. Boję się powtórki tego wszystkiego, dlatego chciałam cię odtrącić pomimo, że mi na tobie zależy. 
Przyjrzałem się dziewczynie. Nie kłamała. Odpowiedziała mi kawałek swojego życia, o którym wolałaby zapomnieć, ale ufa mi na tyle, żeby to wszystko wyjawić. Pytanie brzmi czy ja jej nadal ufam na tyle, żeby przebaczyć. 
            - Potrzebuję trochę czasu na przemyślenie tego - powiedziałem nieszczerze. 
            - Jasne - pokiwała głową i zaczęła iść dalej. 
            Dookoła nas dzieje się tyle, że zapominamy pomyśleć o sobie i o tym co czujemy. Wiem, że zależy mi na Naomi, ale po całym jej spektaklu przestałem sobie zawracać nią głowę, chcąc ją jak najszybciej z niej wyrzucić, co nie było takie łatwe. Teraz moje myśli przybrały inny tor. Chciałem jej od razu powiedzieć, że nic się nie stało i ciągle mi na niej zależy, ale większa część mnie buntowała się przed tym, nie pozwalając na wykonanie tego ruchu, bo straciła do niej zaufanie. 
            Zauważyłem błysk i wiedziałem, że to mój samochód, bo koło niego dostrzegłem dwie czarne postaci. Udało im się. Jesteśmy po za zasięgiem tego wszystkiego i możemy jechać spokojnie do domu. 
            - Długo wam się zeszło - rzucił z niezadowoleniem Calum - Już miałem nadzieję, że was złapali. 
Naomi wyręczyła mnie i sama uderzyła chłopaka w ramię. Brunet popatrzył na mnie z wyrzutem, gdy się cicho zaśmiałem. 
            - Możemy już jechać? - zapytał Michael - Nadal nie czuję się pewnie. 
Otworzyłem samochód, a gdy zapiszczał momentalnie rozejrzałem się dookoła, mając nadzieję, że nikt tego nie słyszał. Szybko wsiadaliśmy do środka i bez zapalenia świateł wyjechałem z ukrycia. 
            - Kierunek ciepłe łóżko - mruknąłem do pasażerów, a na moje słowa z tylnego siedzenia rozległo się chrząknięcie. Spojrzałem w lusterko i zobaczyłem Naomi z naburmuszoną miną. 
            - No dobra - westchnąłem - Obiecany sok, a później szpital. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ashton zrobił zdziwioną minę i przestał jeść przemyconą dla niego chińszczyznę. Lekarze ledwo wypuścili tak dużą grupę, a co by było gdyby dowiedzieli się, że faszerujemy ich pacjenta niezdrowym żarciem. 
            - To coś żyje? - zapytał Calum, tykając w ramię śpiącego Davida. 
            - Zostaw go - warknęła Naomi - Dostał silne środki przeciwbólowe i ma spać jak najwięcej. 
Pokręciłam głową, widząc jak mój przyjaciel robi z siebie idiotę i to nie pierwszy raz. 
            - Wiedział, że go namierzyliśmy - kontynuował Michael - Nasłał na nad policję, bo sądził, że sobie nie poradzimy. 
Ashton na nowo zaczął jeść, patrząc to na Naomi, która siedziała w jego nogach to na mnie siedzącego koło niej. Zastanawiałem się o czym on myśli. Czy jest skupiony na całej sytuacji czy na nas.
             - Pogodziliście się? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy. 
Naomi też odwróciła się w moją stronę, zaciskając dłonie mocniej na butelce soku pomarańczowego. Atmosfera stała się napięta, jakby cały wszechświat wstrzymał oddech, oczekując na moją odpowiedź. Miałem dostać trochę czasu na przemyślenie tego, co mi powiedziała, ale jak widać nie będzie mi to dane.
            - Wytłumaczyliśmy sobie niektóre kwestie - zacząłem - I chyba można uznać, że pomiędzy nami jest wszystko ok. 
Wszechświat odetchnął z ulgą, a ja poczułem jak Naomi rzuca się na mnie z uśmiechem. Nie czekając ani chwili przytuliłem dziewczynę do siebie, wydychając cytrynowy zapach jej włosów. Blondynka odsunęła się ode mnie, a jej oczy błyszczały z radości. 
            - Jedna sprawa rozwiązana - mruknęła, ale my mogliśmy tylko podejrzewać, o co chodzi. 
            - Co teraz? - zapytał Calum, ziewając głośno, na co każdy z nas powtórzył jego czynność. 
            - Powinniśmy się przespać. Za dużo wrażeń - zaproponowałem, a każdy jedynie pokiwał głową. 
            Naomi przeszła na łóżko Davida i położyła się koło niego, a chłopak odruchowo przez sen objął ją w pasie. Ciekawiło mnie czy ich coś kiedyś łączyło, a jeżeli tak to co sprawiło, że im nie wyszło. Dogadują się idealnie, nie licząc tej ostatnie kłótni, nie krępują przy sobie i rozumieją jak nikt inny. David nawet przez sen potrafi ją wyczuć i przytulić. 
            Zająłem fotel między łóżkami chłopaków i patrzyłem jak Calum stara się wepchnąć Ashtonowi na łóżko, co w końcu poskutkowało tym, że brunet leżał na samej krawędzi, co chwilę lekko popychany przez Asha. Michael postawił tak samo jak ja na nie wygodną wersję i zajął fotel w kącie pokoju. Patrzyłem ciągle na Naomi, która lekko kuliła się pod pościelą przyjaciela. Wszyscy na sali oddychali miarowo, co mogło oznaczać, że byli tak zmęczeni, że momentalnie zasnęli. 
            - Hemmings jak chcesz to mogę się z Tobą zamienić. 
Głos Davida zabrzmiał bardzo głośno w ciszy. Popatrzyłem na chłopaka, który lekko mrużąc powieki, uśmiechał się sennie. 
            - Nie wiem, o co ci chodzi - fuknąłem i momentalnie zacząłem wpatrywać się w ścianę naprzeciwko siebie. 
David zaśmiał się cicho, ale pomimo ruchów jego klatki Naomi spała dalej. 
            - Patrzysz się na nią już od kilku minut nie rób z siebie idioty tak jak Calum. 
Mogłem zgadywać, że środki przestały działać, a ból połączony z tykaniem Cala wybudził chłopaka ze snu. 
            - Mogę o coś zapytać? - popatrzyłem niepewnie na Davida, na co pokiwał głową - Co łączyło ciebie i Naomi? 
To pytanie zabrzmiało jeszcze głupiej, gdy je powiedziałem niż w mojej głowie. Muszę dokładniej przemyślać swoje słowa. 
David popatrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili wyglądał na rozbawionego. 
            - Powinieneś zapytać, co nas łączy - powiedział - Kocham Naomi, a ona mnie, ale nie w taki sposób o jaki ci chodzi. Znamy się dwanaście lat i jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, pomimo, że to ze mną się pierwszy raz całowała. 
Zaśmiał się przypominając sobie całą sytuację. 
            - Chodzi o to, że jej rodzice byli też moimi, bo niestety, ale moi, ci prawdziwi, nigdy nie mieli dla mnie czasu. Jej rodzice wychowali mnie jak własnego syna stąd nasze bliskie relacje. 
Szczere wyznanie, którego się nie spodziewałem po nim. David był dla mnie typem osoby, którą spowija jakaś tajemnica. I właśnie teraz poznałem tę tajemnicę. 
            - Dlaczego mi to powiedziałeś? - zapytałem zdziwiony. 
            - Bo wiem, że ci na niej zależy, a ja chcę jej szczęścia. A po za tym powinieneś wiedzieć, że pomiędzy mną, a Naomi nigdy nic nie było. 
Pokiwałem powoli głową. Dwanaście lat przyjaźni, która trwa nadal, pomimo wszelkich przeciwności losu. Muszą być dla siebie bardzo ważni jeżeli trzymają się jej dalej i umacniają jeszcze bardziej. Przyjaźnią się jeszcze dłużej niż ja z chłopakami. Zrozumiałem teraz wszystko. Chłopaki są dla mnie jak rodzina odkąd pięć lat temu się poznaliśmy tak samo jak David i Isabell dla Naomi. To wszystko jest takie proste, ale nie zrozumiałe za jednym zamachem. Relacje ludzie są najbardziej pogmatwaną rzeczą na świecie. 
            - Dzięki – mruknąłem, patrząc w oczy brunetowi. 
            - Nie myśl już o tym - powiedział David i objął mocniej Naomi jakby chciał ją tym gestem ochronić przed wszystkim, co złe - Prześpij się. 
Czułem się dobrze, bo wiedziałem więcej i uzyskałem odpowiedź na swoje pytanie szybciej niż tego oczekiwałem. 
Zamknąłem oczy pozwalając, aby cisza zalała mój umysł. Chciałem zasnąć, ale nie potrafiłem się do tego zmusić. Podniosłem powieki i wpatrując się tępo w ciemność, nasłuchiwałem ciężkich oddechów przyjaciół. Czułem zmęczenie, ale natłok myśli nie pozwalał mi spokojnie odpocząć
            Powiedziałem, że pomiędzy mną, a Naomi jest ok. Nie jestem pewien czy to prawda. Kocham ją, ale czy potrafię jej zaufać w stu procentach? Nie mówienie nam prawdy na samym początku to, co innego niż ranienie czyichś uczuć.
            Powoli przestawałem myśleć składnie, a wszystkie zmartwienia odpływały niebyt. Miałem wrażenie, że ledwo, co zmrużyłem oczy, a już usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
            - Wszyscy wstawać i wyjść - zagrzmiał donośny męski głos. 
Uchyliłem powieki i zobaczyłem mężczyznę w białym kitlu lekarskim. 
            - Mówiłem chyba, że na sali mogą przebywać maksymalnie dwie osoby! 
Lekarz aż gotował się od złości. Zaspany powoli wstałem z miejsca, nachylając się nad Ashtonem, zarzucając Caluma na podłogę. Przekleństwa brunet wymieszały się z cichym chichotem Naomi, która powoli podnosiła za mną. 
            - Czy to chińszczyzna? - zapytał lekarz, a ja wiedziałem, że jesteśmy w coraz gorszej sytuacji - Trujecie moich pacjentów! Wyjdziecie stąd jak najszybciej!
            W pośpiechu opuściliśmy salę i opadliśmy na niewygodne siedzenia na przeciwko drzwi do pokoju chłopaków. Naomi zerknęła na telefon i uśmiechnęła się lekko. Wybrała jakiś numer i przycisnęła urządzenie do ucha. 
            - Hej Eric. Tak możemy się spotkać nawet teraz na poranną kawę. Okey. W szpitalu. Nie nic mi nie jest. Przyjedziesz po mnie? Jasne! Będę czekać. 
Wstała z miejsca i popatrzyli na nas uśmiechając się szeroko. 
            - Możecie zostać dziś z chłopakami? – zapytała z nadzieją – Jadę spotkać się z Erickiem, a później z Isabell.
            - Jasne – rzucił Calum, posyłając mi krótkie spojrzenie.
            - Dzięki – mruknęła i pocałowała bruneta w policzek – Do zobaczenia później.
Chłopaki popatrzyli na mnie zdziwieni. 
            - Kim do cholera jest Eric? - zapytał Michael, gdy blondynka znikła nam z pola widzenia.
            Machnąłem dłonią, dając mu do zrozumienia, że później wytłumaczę. Teraz myślałem jedynie o dodatkowych kilku godzinach snu, bo tak wczesna pobudka nie jest niczym dobrym. 

___________________________________________________

Witam wszystkich!
Rozdział spóźniony tylko o godzinę i szesnaście minut...

Zauważyłam, że mało komentujecie, co dla mnie jest jednoznaczne z tym, że mało kto czyta tego bloga.
Nie zmuszam Was do tego, ale jest to ogromna motywacja jeżeli napiszecie, chociaż "czytam".

Zapraszam do zakładki "Survive even the end of the world", gdzie znajdziecie link do mojego drugiego bloga.

Życzę miłej majówki i nadchodzącego tygodnia! :)