Luke
Przez parę
kolejnych dni moje życie było... Spokojne. Żadnych dziwnych sytuacji i zero
niebezpieczeństwa.
Może to dlatego,
że Naomi zapadła się pod ziemię, dosłownie. Nie odbiera telefonów, nie
odpisuje na smsy, bo nie zabrała telefonu i nie ma jej w domu od trzech dni. To
nie jest normalne zachowanie. Nikogo o tym nie poinformowała, więc słowo
„martwimy się” to za mało. Isabell razem z Davidem, który po długich bijatykach
z rodzicami i lekarzami, wyszedł wcześniej ze szpitala, odchodzą od zmysłów.
Michael z Ashtonem byli u pani Clifford, aby zaczęła jej poszukiwać. Pan Samandio
zamknął wszystkie filie swojej pizzerii, aby rozpocząć poszukiwania na własną
rękę. Calum większość czasu spędzał ze mną. On i bliźniaki załamali się
nerwowo. Nie wiedzą, co ze sobą począć i ciągle jęczą nade mną, żebym ją
znalazł.
Jako ostatni widziałem Naomi,
więc to ja jestem głównym celem najróżniejszych pytań. W mojej głowie ciągle
słyszę jej słowa, a na wargach czuję dotyk jej ust. Połączenie tych dwóch
rzeczy doprowadza mnie do szału, bo to złamało wszelkie granice między nami, a
świadomość, że nie mogę nic zrobić, aby ją odnaleźć, załamuje mnie.
Coś mi w tym wszystkim nie
pasowało, ale nie mogłem zrozumieć co. Wszyscy biegają i organizują
poszukiwania Naomi, ale tylko jedna osoba, która się do niej zbliżyła, nie
okazała żadnego zainteresowania ze swojej strony jej losem. Nie zadzwoniła i
nie przyjmowała się, że córka jego przyjaciela, której obiecała wszelką pomoc,
zaginęła.
- Wiem gdzie może być! -
krzyknąłem i poderwałem się z kanapy, a razem ze mną Cal i bliźniacy.
- Masz na myśli Naomi? -
zapytał z nadzieją Diego.
- Nie, ciebie idioto -
warknąłem - Jasne, że nią.
Nie czekając na nich, wybiegłem z domu i skierowałem się na podjazd. Wsiadłem
do samochodu, a za sobą usłyszałem dźwięk zatrzaskujących się drzwiczek.
Spojrzałem w lusterku na tylne siedzenie i zobaczyłem zapinających pasy
chłopaków.
- Nie ma czasu! Jedź! -
krzyknął Calum.
Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę komisariatu, gdzie akurat teraz przebywał
Ashton z Michael’em w towarzystwie pani Clifford.
Jestem pewny tożsamości
zabójcy, a zarazem i porywacza Naomi. Prawda została ujawniona na samym
początku w Melbourne, ale została tak dokładnie ukryta, że nikt się jej nie
spodziewał akurat w tej osobie.
Parokrotnie przekroczyłem
dozwoloną prędkość, co może być później skutkiem kilku mandatów do zapłacenia,
ale teraz to najmniej ważne. Zaparkowałem tuż pod samy wejściem na komisariat.
Wyskoczyłem z samochodu jak poparzony i wbiegłem do rejestracji. Słyszałem za
sobą kroki Caluma i bliźniaków, gdy wchodziłem po schodach na drugie piętro.
Ludzie posyłali mi nieprzyjemne spojrzenia i coś krzyczeli, kiedy któregoś z
nich przez przypadek popchnąłem. Wpadłem
do biura pani Clifford, a spojrzenia wszystkich zebranych spoczęły na
mnie.
- Luke... - zaczęła mama
Michaela.
- Wiem kto ją porwał -
wysapałem - Eric Paterman.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W biurze Frances
Clifford zapanował zamęt, gdy przyjechała Isabell z Davidem. Każdy przerywał
każdemu, chcąc dowiedzieć się wszystkiego. Cały harmider przerwał dźwięk
przeszywającego gwizdu.
- Cisza - powiedziała władczo
mama Mikey'go - Pozwólcie mi się skupić, bo inaczej nic nie zrobimy.
Usiadła na krześle i zadzwoniła do kogoś.
- Rick szukaj w
bazie danych Ericka Patermana i poproś Lise żeby go namierzyła. Dzięki. Jesteś
kochany.
Rozłączyła się i popatrzyła na nas krytycznym wzrokiem. Jest zdenerwowana całą
sytuacją i obecnością tylu osób w swoim biurze.
- Zostańcie tutaj. Zaraz
wracam - rzuciła i wyszła z pomieszczenia, przepychając się przez naszą
grupę.
Staliśmy w ciszy, spoglądając na siebie. W końcu Michael z westchnięciem stanął
w framudze drzwi.
- Pieprzyć to. Czekanie jest
nie do wytrzymania, gdy wiesz, że twoja przyjaciółka jest w
niebezpieczeństwie.
- Mikey! - Isabell zatrzymała
go i pocałowała - Dziękuję za to co robisz. Chodźmy.
Znikli nam z oczu. Szybka kalkulacja i pobiegłem za nimi, a tuż za mną reszta.
Musiało to dziwnie wyglądać. Grupka nastolatków idąca przez korytarz wydziału
zabójstw i zaginięć. Przeszliśmy przez szklane drzwi do pomieszczenia pełnego
komputerów. Na dużym ekranie wyświetlono zdjęcie Patermana i jego dane.
- Mieliście zostać w biurze, a
nie urządzać sobie procesje - warknęła pani Clifford, odchodząc od jednego z
komputerów, przy którym siedziała Lisa.
Ashton zignorował ją całkowicie i podszedł do dziewczyny niewiele starszej od
nas. Ma niesamowity dar do wszelkiego sprzętu namierzającego i, gdyby nie
miłość Asha do swoich laptopów to ożeniłby się z nią.
- Hej Fox. Znalazłaś coś? - zapytał
luźno, ale widziałem jak wyciera dłonie o swoje spodnie.
- Cześć Irwin. Jak na razie
nic. Ma wyłączone wszytkie urządzenia. Laptopy, tablety i telefony. Nie da się
go namierzyć - westchnęła dziewczyna.
- Namierzaj go dalej Lisa -
poleciła pani Clifford - A wy macie czekać w bufecie. Poszli stąd.
- Ja zostanę - poinformowała
Ashton, przystawiając sobie krzesło koło Lisy.
Frances przetarła dłonią
twarz. Wyglądała na starszą o dziesięć lat. Widać, że ma już dosyć tego
wszystkiego. Nasze hałaśliwe i namolne towarzystwo, zaginięcie i w dodatku
sprawa sprzed miesięcy, której nie rozwiązała, powraca.
Skinąłem głową do
rudowłosej kobiety, na co ta posłała mi słaby uśmiech.
- Chodźcie -
szepnąłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do bufetu wszedł
Ashton. Pomimo całej sytuacji uśmiechał się szeroko, włosy miał lekko
zmierzwione, a jego oczy błyszczały.
- Ash podrywa
starsze - zaśmiał się Calum.
- Jest starsza
tylko o trzy lata - oburzył się chłopak, ale uśmiech zaprzeczał jego tonowi
głosu.
Oparłem łokcie o mały stolik i twarz schowałem w dłoniach.
Zacząłem znowu myśleć o tym dniu w szpitalu. Naomi przed zniknięciem spędziła z
nami cały dzień. Nienawidziła przebywać w tym miejscu, ale my wszyscy tam
byliśmy. Chciała być z nami jak najdłużej. To było jej ciche pożegnanie.
- Ona sama
odeszła - szepnąłem zszokowany.
- Co ty tam
mruczysz pod nosem? - zapytał Diego, siedzący koło mnie.
Popatrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami. Jak ona mogła to
zrobić? Jej największy koszmar stał się rzeczywistością z na jej własne
życzenie.
- Stary, co się
stało? - zadał kolejne pytanie bliźniak i każdy w pomieszczeniu zainteresował
się jego słowami.
- Naomi sama
zgodziła się na własną śmierć - szepnąłem, ale na tyle głośno, że każdy mnie
usłyszał.
Isabell zaczęła cicho płakać i kręcić głową, nie chcąc uwierzyć w
moje słowa. Reszta patrzyła na mnie zdezorientowana, a David ruszył w moją
stronę z zaciśniętymi pięściami.
- Jak śmiesz tak
mówić? - warknął.
- Taka prawda - powiedziałem poważnie, patrząc mu w oczy - Nie
zauważyliście tego? Naomi spędziła z nami cały dzień, a później zniknęła. To
było pożegnanie.
- Ale dlaczego? -
wychlipała Izzy.
- Nie wiem! Nie czytam
w jej myślach - krzyknąłem.
Zapadła cisza.
Każdy zapewne przypominał sobie ostatnie spotkanie z Farell. Jak się razem z
nią śmiali, rozmawiali, jej uśmiech i jak wyglądała. Mimowolnie w mojej głowie
pojawiła chwila, w której przyszedłem do niej wieczorem, dzień przed jej
zniknięciem.
-
Luke, potrzebuję twojej pomocy, aby dowiedzieć się, dlaczego to się stało, ale
potrzebuję także ciebie, aby dać sobie radę.
Podniosła
się na łokciach i zawisła nad mną. W ciemności widziałem jej błyszczące oczy.
Nachyliła się i pocałowała mnie. Jej dłonie odnalazły moje włosy, które po
chwili zaczęła pociągać delikatnie, wywołując u mnie ciche westchnięcia.
Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, aby mieć jej ciało jeszcze bliżej
siebie. Delikatnie przejeżdżałem dłońmi po jej bokach, drapiąc ją, co chwilę po
plecach. Przechyliłem głowę, pogłębiając pocałunek. Nie odrywając swoich ust od
niej, przeturlałem nas tak, że teraz ona była pode mną. Zacząłem całować ją po
linii pod policzkach, schodząc niżej. Naomi westchnęłam cicho, gdy przygryzłem
skórę na jej szyi i zacząłem ją ssać. Pociągnęła mocniej za moje włosy, na co
cicho mruknąłem. Wróciłem ustami do jej usta i pocałowałem ją przeciągle.
Czułem jak Naomi wkłada w ten pocałunek swoje wszystkie emocje. Od tych
całkowicie normalnych, aż po te skrajne, które nie powinny non stop być w
żadnym człowieku. Miłość i trochę pożądania, a także strach oraz… Desperacja?
Podniosłem się wyżej, aby widzieć jej całą twarz.
- Nie masz się, o co martwić. Zawsze będę przy tobie - szepnąłem, a ona
westchnęła smutno.
Nagle David
odchrząkną i wyciągnął z kieszeni białą kopertę. Popatrzyłem przerażony na nią,
bo jedyna myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to to, że on napisał. Jednak
widząc jak chłopak gładzi papier i patrzy na mnie niego ze smutkiem
zrozumiałem, że jest to coś innego.
- Nie
powiedziałem wam wszystkiego - zaczął David, a każde spojrzenie skierowało się
na niego - Wtedy w szpitalu Naomi dała mi list. Mówiła, że to mowa pożegnalna
jaką chciałaby wygłosić na swoim pogrzebie i nie mogę otworzyć koperty dopóki
nie będzie to potrzebne.
Każdy patrzył na
niego ze zdziwieniem i złością. Zataił tak cenną informację.
Calum zerwał się
na równe nogi i wyrwał mu kopertę. Rozerwał papier i wyciągnął z niej kartkę.
Widziałem prześwitujący drobny druk, którym został zapisany cały list. Zmrużył
oczy tak jak miał to w zwyczaju i przebiegł wzrokiem po linijkach.
- Kurwa - szepnął
i otworzył szerzej oczy.
- Czytaj ten list
- warknął Lucas, nie mogąc wytrzymać napięcia.
Calum zerknął na mnie niepewnie na co pokiwałem głową. Chłopak
odchrząknął i zaczął czytać.
Przepraszam.
To jedyne słowo jakie ciśnie mi się na
usta, pisząc to.
Nie chciałam was w to wpakować. Nie
sądziłam, że to wszystko będzie miało takie złe skutki. Wasze życie zmieniło
się w piekło tylko dlatego. że zachciało mi się pobawić w detektywa. Nigdy nie
powinnam was w to wciągać.
Zastanawiacie się, gdzie jestem. Jeżeli
David dotrzymał obietnicy to oznacza, że już nie żyję. Poddałam się. Nie mogłam
pozwolić, aby któremuś z was coś jeszcze się stało. Nie mogłam. Dostałam list
od niego. Obiecał, że zostawi was w spokoju jeżeli odpuszczę. Tak właśnie
zrobiłam. Spotkałam się z nim. Ten dzień w szpitalu był naszym ostatnim
wspólnym dniem. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. Zrobiłam to dla
was. Zapomnijcie o mnie. Żyjcie dalej jakbyście nigdy mnie nie poznali. Kocham
was wszystkich i będę tęsknić. Za Calumem i jego humorem. Michael’em i jego
włosami. Ashtonem i próbami ucieczki ze szpitala, w których nigdy nie chciałam
mu pomóc, za co go przepraszam. Bliźniakami i ich szalonymi imprezami. Isabell
i naszą przyjaźnią. Davidem i jego zachowaniem rodzica. Luke'iem i naszym uczuciem.
Ułóżcie sobie życie jakie zawsze chcieliście mieć. Isabell, wszystko, co moje
jest teraz twoje. Jeszcze raz. Kocham was, zastąpiliście mi rodzinę.
Naomi
Patrzyliśmy
osłupieni na list w dłoniach Cala. Isabell zaczęła znowu płakać, a Michael ją
pocieszać. Bliźniacy szukali oparcia w sobie, spoglądając co chwilę na siebie.
Calum nienawistnym wzrokiem wpatrywał się w list. David wyglądał jakby miał coś
rozwalić, a Ashton na zrezygnowanego. A ja? Ja nie wiedziałem, co ze sobą
począć. To nie może się tak skończyć. Naomi nie może umrzeć, poświęcić się po
tym wszystkim, co razem przeszliśmy.
Dźwięk
dzwoniącego telefonu wyrwał wszystkich z rozpaczy. Ashton sięgnął po
telefon i odebrał go. Zerwał się z miejsca i uśmiechnął się szeroko. Jego
szczęście nie trwało długo, bo po chwili wyglądał na zdenerwowanego.
- Lisie udało się
go namierzyć - westchnął - Jest w Melbourne.
- Gdzie
dokładnie? – zapytałem, stając na nogi gotowy na każda ewentualność.
- W domu babci
Naomi.
Każdy wstał, ale nie wiedzieliśmy, co robić dalej. Patrzyliśmy po
sobie, zadając sobie nieme pytanie. Cholera. Nikt nie pomyślał, że będziemy
musieli jechać tak daleko.
- Samochody już
czekają - powiedziała mama Michael’a, której przyjścia nikt nie zauważył -
Musimy jechać jeżeli chcecie ją uratować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pomimo braku
zgody mamy Michael'a zajęliśmy jeden opancerzony samochód i całą grupą
jechaliśmy do Melbourne. Każdy próbował na swój sposób zabić czas, ale gdy
tylko kierowca oznajmił, że jesteśmy prawie na miejscu wszyscy spięliśmy się.
Miałem wrażenie, że każdy teraz w głowie ma najgorszy scenariusz jaki możemy
zastać w domu babci Naomi.
- Co jeżeli
ona... - zaczęła Isabell, ale szybko urwała.
- Nie myśl o tym
- szepnął David głosem pełnym determinacji - To Naomi ona zawsze wychodzi z
wszystkiego cało.
Wóz zatrzymał się nagle, a nami szarpnęło. Byłem w połowie
otwierania drzwi, gdy na zewnątrz rozległy się strzały. Ashton skoczył szybko
do drzwi i je zatrzasnął.
- Co się tam
dzieje do cholerny?! - krzyknął Michael do kierowcy.
- Ktoś strzela z
dachu domu - odpowiedział mu mężczyzna opanowanym głosem - Mamy to przeczekać.
Inni się tym zajmą.
- Mówią inni masz
na myśli moją mamę? - zapytał Clifford, zaciskając usta w cienką linię.
Kierowca nie
odpowiedział, ale Michael odebrał to jako potwierdzenie, bo zaczął kręcić się
na swoim miejscu i próbował wyglądać przez okna. Czekaliśmy spięci na rozwój
wydarzeń, a to oczekiwanie było męczące. Każda minuta oddalała nas od Naomi.
Nie wiemy, ile czasu jej zostało.
Zapadła cisza.
Słyszałem polecenia wydobywające się z ust Frances. Drzwi otworzyły się na rozczesz,
a w nich pojawiła się rudowłosa kobieta. Michael odetchnął z ulgą i rzucił się
na swoją matkę.
- Cieszę się, że
nic ci nie jest - powiedział cicho, ale i tak go usłyszałem.
Kobieta pogłaskała syna po plecach i skinęła na nas dłonią.
- Wchodzimy -
rzuciła krótko i puszczając Michael’a, odwróciła się w stronę domu.
___________________________________________________
Witam wszystkich!
Wprost nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tego rozdziału!
Został przygotowany już wiele dni temu, a poprawiało mi się go tak przyjemnie jak żaden inny.
Zagadka rozwiązana!
Zaskoczeni?
Komentujcie.
Zostały już tylko 2 rozdziały + epilog!
Mam nadzieję, że będzie tak chętnie komentować to, co zostało tak samo jak poprzedni rozdział.
PS. Uruchomiłam zakładkę "Spam" oraz zaczęłam prowadzić nowego bloga, którego znajdziecie w zakładce "Moje blogi". Zapraszam tu i tu!