Naomi
Coś mi nie pasowało. Nikt nie
pozwolił mi jechać do szpitala, abym posiedziała z chłopakami ani odwiedzić
bliźniaków. Nie mogłam w ogóle wyjść z domu i ciągle ktoś ze mną był. W moim
towarzystwie posyłano sobie ukradkowe spojrzenia. Coś ukrywają przede mną i
kiepsko im to wychodziło. Jak widać bardzo chcieli, żebym została nieświadoma
czegoś, co się stało.
Spojrzałam na siedząca koło mnie na
kanapie Isabell. Brunetka jadła kanapkę, wpatrując się w telewizor. Wiedziałam,
że ma teraz trudności i zostawiłam ją z tym samym, ale to nie znaczy, że
powinna się odgrywać na mnie ukrywaniem czegoś. Może pozostali namówili ją, żeby nic
mi nie powiedziała, ale powinna zachować się jak przyjaciółka.
- Izzy, co się dzieje? - zapytałam, a moja przyjaciółka drgnęła nerwowo.
Teraz moje obawy się potwierdziły. Isabell zawsze była słabym kłamcą i nie potrafiła zbyt dobrze dochować tajemnic. A co ją zdradzało? Drygnięcia. Popełnili błąd, zostawiając ją ze mną.
- Nic – rzuciła, zerkając na mnie ukradkiem.
Zadzwonił jej telefon, lecz zanim zdążyła go odebrać on już był w mojej dłoni, a ja w połowie biegu do łazienki. Isabell krzyczała za mną, ale ja się nie przyjmowałam. Nie pozwolę się okłamywać.
- Izzy, co się dzieje? - zapytałam, a moja przyjaciółka drgnęła nerwowo.
Teraz moje obawy się potwierdziły. Isabell zawsze była słabym kłamcą i nie potrafiła zbyt dobrze dochować tajemnic. A co ją zdradzało? Drygnięcia. Popełnili błąd, zostawiając ją ze mną.
- Nic – rzuciła, zerkając na mnie ukradkiem.
Zadzwonił jej telefon, lecz zanim zdążyła go odebrać on już był w mojej dłoni, a ja w połowie biegu do łazienki. Isabell krzyczała za mną, ale ja się nie przyjmowałam. Nie pozwolę się okłamywać.
Odebrałam połączenie od Michaela i przyłożyłam telefon do
ucha.
- Stan Lucasa się poprawił. Otruł go strychniną, ale lekarzom udało się zneutralizować działanie tej substancji.
Upuściłam telefon i zakryłam usta dłonią. Mój ojciec otruł Lucasa, który w to wszystko nie był zamieszany. Kochanego Lucasa, który oprócz łamania serc jakimś dziewczynom, nie zrobił nigdy nic złego. Groził, że kolejną ofiarą może być któryś z bliźniaków, ale nie sądziłam, że naprawdę wplącze ich w to wszystko. Był bezwzględny w tym, co robił. Na wojnie wszystkie ruchy dozwolone, a on ma większe pole popisu, bo nie przejmuje się, że komuś stanie się krzywda.
Wyszłam z łazienki z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedyś często tak wyglądałam, bo dzięki temu ukrywała, szalejące we mnie uczucia. Wręczyłam Isabell telefon i cicho powiedziałam:
- Wyjdź. Nie chcę widzieć ani ciebie, ani reszty.
- Naomi...
- Nie - przerwałam jej - Po prostu wyjdź.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji, o każdej porze.
Pokręciłam głową. Nie prawda. Właśnie pokazała mi, co innego okłamując mnie razem z resztą. Oni wszyscy pokazali, że nie mogę im ufać do końca.
Miałam wrażenie, że nasze względnie normalne życie po prostu się sypnęło, a zmieniło się w grę. Każdy próbuje przetrwać, ale nie powinno się oszukiwać osoby, która rozpaczliwie próbuje poznać prawdę i schwytać zabójcę rodziców. Kłamali, patrząc mi prosto w oczy. Nigdy tak się nie robi w dodatku, że Lucas to mój przyjaciel.
Isabell wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Weszłam do salonu i opadłam na kanapę.
Wszyscy wiedzieli, co się stało, ale nikt nic nie powiedział. Nie wiem, dlaczego to zrobili. Ich intencje mało, co mnie obchodzą, bo to nie zmienia faktu, że nie poinformowali mnie, że mój ojciec prawie zabił Lucasa.
Zaczęłam cicho płakać. Czułam się strasznie źle, pokazując jaka jestem słaba. Odkąd to wszystko zaczęło się komplikować, czuję się coraz bardziej zagubiona. Nie czuję się silna. Cały mój zapał powoli znikał od kiedy ojciec zabił babcię, a całkowicie znikł w momencie kiedy Ash i David zostali postrzeleni. To było za dużo dla mnie, ale nie mogłam już zatrzymać biegu wydarzeń. Jeżeli przerwalibyśmy to, co zaczęliśmy nic by się nie zmieniło. Dalej bylibyśmy zagrożeni. On nie odpuści dopóki nie zginę, a nawet jeżeli wystawiłabym się na ostrzał on zabije każdego dookoła mnie, żebym się załamała, a dopiero później mnie. Miał rację. Ostatnie słowo będzie należeć do niego. To on wykona ostatni ruch, ale będzie to już niedługo, bo nie pozwolę, aby moi przyjaciele cierpieli przez moją głupotę.
Nie mogłam leżeć bezczynnie cały dzień i odrzucić wszystkich od siebie. Muszę jechać do szpitala. David potrzebuje rozmowy ze mną, Ashton kogoś kto będzie słuchał jego próśb o pomoc w ucieczce, a Lucas ogólnie moich przeprosin za złe zachowanie mojego ojca. Prychnęłam na swoje słowa. Ojciec. Złe zachowanie jakby chodziło o jego kulturę, a nie próbę zabójstwa.
Nie mam, co liczyć na jakąkolwiek podwózkę. Wykręciłam numer i zamówiłam taksówkę. Nie przejmując się swoimi wymiętymi dresami i niedbałym kokiem, wyszłam przed dom i niecierpliwiąc się z minuty na minutę coraz bardziej, czekałam na taryfę. Długie minuty oczekiwania pozwalały mi roztrząsać wszystko od nowa. Kłamstwa. Ojciec. Lucas.
Przede mną zatrzymało się żółte auto. Wsiadłam do środka, informując kierowcę, gdzie chcę dotrzeć. Mężczyzna nieudolnie próbował rozpocząć rozmowę, ale zbywałam go półsłówkami. Udało mi się w końcu zniechęcić kierowcę i w samochodzie zapadła cisza, która pozwoliła mi na dalsze ogarnianie myśli. Patrzyłam na okolicę za szybą do momentu, kiedy moim oczom ukazał się budynek szpitala. Mimowolnie coś we mnie się skurczyło na myśl o godzinach spędzonych w tym miejscu jako świeża sierota.
- Stan Lucasa się poprawił. Otruł go strychniną, ale lekarzom udało się zneutralizować działanie tej substancji.
Upuściłam telefon i zakryłam usta dłonią. Mój ojciec otruł Lucasa, który w to wszystko nie był zamieszany. Kochanego Lucasa, który oprócz łamania serc jakimś dziewczynom, nie zrobił nigdy nic złego. Groził, że kolejną ofiarą może być któryś z bliźniaków, ale nie sądziłam, że naprawdę wplącze ich w to wszystko. Był bezwzględny w tym, co robił. Na wojnie wszystkie ruchy dozwolone, a on ma większe pole popisu, bo nie przejmuje się, że komuś stanie się krzywda.
Wyszłam z łazienki z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedyś często tak wyglądałam, bo dzięki temu ukrywała, szalejące we mnie uczucia. Wręczyłam Isabell telefon i cicho powiedziałam:
- Wyjdź. Nie chcę widzieć ani ciebie, ani reszty.
- Naomi...
- Nie - przerwałam jej - Po prostu wyjdź.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji, o każdej porze.
Pokręciłam głową. Nie prawda. Właśnie pokazała mi, co innego okłamując mnie razem z resztą. Oni wszyscy pokazali, że nie mogę im ufać do końca.
Miałam wrażenie, że nasze względnie normalne życie po prostu się sypnęło, a zmieniło się w grę. Każdy próbuje przetrwać, ale nie powinno się oszukiwać osoby, która rozpaczliwie próbuje poznać prawdę i schwytać zabójcę rodziców. Kłamali, patrząc mi prosto w oczy. Nigdy tak się nie robi w dodatku, że Lucas to mój przyjaciel.
Isabell wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Weszłam do salonu i opadłam na kanapę.
Wszyscy wiedzieli, co się stało, ale nikt nic nie powiedział. Nie wiem, dlaczego to zrobili. Ich intencje mało, co mnie obchodzą, bo to nie zmienia faktu, że nie poinformowali mnie, że mój ojciec prawie zabił Lucasa.
Zaczęłam cicho płakać. Czułam się strasznie źle, pokazując jaka jestem słaba. Odkąd to wszystko zaczęło się komplikować, czuję się coraz bardziej zagubiona. Nie czuję się silna. Cały mój zapał powoli znikał od kiedy ojciec zabił babcię, a całkowicie znikł w momencie kiedy Ash i David zostali postrzeleni. To było za dużo dla mnie, ale nie mogłam już zatrzymać biegu wydarzeń. Jeżeli przerwalibyśmy to, co zaczęliśmy nic by się nie zmieniło. Dalej bylibyśmy zagrożeni. On nie odpuści dopóki nie zginę, a nawet jeżeli wystawiłabym się na ostrzał on zabije każdego dookoła mnie, żebym się załamała, a dopiero później mnie. Miał rację. Ostatnie słowo będzie należeć do niego. To on wykona ostatni ruch, ale będzie to już niedługo, bo nie pozwolę, aby moi przyjaciele cierpieli przez moją głupotę.
Nie mogłam leżeć bezczynnie cały dzień i odrzucić wszystkich od siebie. Muszę jechać do szpitala. David potrzebuje rozmowy ze mną, Ashton kogoś kto będzie słuchał jego próśb o pomoc w ucieczce, a Lucas ogólnie moich przeprosin za złe zachowanie mojego ojca. Prychnęłam na swoje słowa. Ojciec. Złe zachowanie jakby chodziło o jego kulturę, a nie próbę zabójstwa.
Nie mam, co liczyć na jakąkolwiek podwózkę. Wykręciłam numer i zamówiłam taksówkę. Nie przejmując się swoimi wymiętymi dresami i niedbałym kokiem, wyszłam przed dom i niecierpliwiąc się z minuty na minutę coraz bardziej, czekałam na taryfę. Długie minuty oczekiwania pozwalały mi roztrząsać wszystko od nowa. Kłamstwa. Ojciec. Lucas.
Przede mną zatrzymało się żółte auto. Wsiadłam do środka, informując kierowcę, gdzie chcę dotrzeć. Mężczyzna nieudolnie próbował rozpocząć rozmowę, ale zbywałam go półsłówkami. Udało mi się w końcu zniechęcić kierowcę i w samochodzie zapadła cisza, która pozwoliła mi na dalsze ogarnianie myśli. Patrzyłam na okolicę za szybą do momentu, kiedy moim oczom ukazał się budynek szpitala. Mimowolnie coś we mnie się skurczyło na myśl o godzinach spędzonych w tym miejscu jako świeża sierota.
Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam
z chłodnego samochodu na parny dwór. Powoli, a nawet niepewnie, zaczęłam iść w
stronę szpitala. Bałam się, że bliźniacy mnie znienawidzą przez mojego ojca.
Lucas za to, co mu zrobił, Diego za to, że próbował zabić jego brata.
Weszłam do środka i przywitałam się z recepcjonistką, którą znałam dzięki częstym wizytą w tym miejscu. Nie wiedziałam w jakiej sali leżał Lucas, ale David i Ash wiedzieli napewno. Brnęłam korytarzem pełnym ludzi w stronę pokoju chłopaków. Będą musieli mi powiedzieć. Nie mają innego wyjścia. Oni też nie zachowali się fair, ponieważ mogli zadzwonić i mi powiedzieć. Szczególnie David. Zawsze mówiliśmy sobie wszystko i nie okłamywaliśmy się. Co się stało?
Przed drzwiami usłyszałam śmiechy, co było normalne, bo zazwyczaj chłopaki mieli towarzystwo. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta, widząc Diego i Caluma, a na łóżku koło Ashtona i Davida, Lucasa. Zapadła cisza. Atmosfera stała się napięta. Czekali aż coś powiem, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Byli tutaj i się śmiali w najlepsze, gdy ja zamartwiałam się stanem Lucasa. Cały strach i niepewność znikły tak samo jak poczucie winy. Wszystko zastąpiła wściekłość, która swoją czerwienią przesłoniła moje racjonalne myślenie.
- Skurwiele – warknęłam, zastanawiając się na kogo jako pierwszego się rzucić - Nic mi nie powiedzieliście!
- Naomi, spokojnie - powiedział Calum, wstając z krzesła - To nie tak jak myślisz.
- Nie tak? – zapytałam, śmiejąc się - Nie okłamaliście mnie? Osoby, która rozpaczliwie poszukuje prawdy? A teraz siedzibie tutaj śmiejąc się? Pomyśleliście chociaż przez sekundę, co będę czuć, gdy się dowiem?
- Poczucie winy - szepnął Ashton, przecierając twarz - To czujesz, prawda? Nie chcieliśmy żebyś czuła się winna.
- Mylisz się – syknęłam, podchodząc powoli w jego stronę - Ja po prostu czuję, że nienawidzę was wszystkich. Tak bardzo was nienawidzę, że mam ochotę rozszarpać każdego po kolei. Przyszłam tu, żeby przeprosić, porozmawiać, ale widząc jak bardzo jesteście szczęśliwi chyba sobie to daruję.
Byłam już krok od Ashtona, ale ktoś powstrzymał mnie przed podejściem bliżej. W jednej chwili stałam na ziemi w kolejnej wisiałam na ramieniu Caluma, wrzeszcząc różne przezwisko pod adresem chłopaków. Cal wyniósł mnie z pokoju, a następnie ze szpitala. Nie zwracał uwagi na dziwne uwagi lekarzy. Miał cel. Wynieść mnie z tego miejsca. Postawił mnie na ziemi dopiero na dworze. Oddychałam ciężko i patrzyłam na niego wściekłym wzrokiem. Zrobił coś czego nigdy się po nim nie spodziewałam. Uderzył mnie otwartą dłonią w policzek. Zszokowana dotknęłam swojej twarzy jakby ból był tylko dziwnym wymysłem mojego umysłu.
- Co to, kurwa, miało być? - zapytał głosem pełnym jadu - Wychodzimy z sobie żebyś się nie załamała, a ty, gdy się dowiedziałaś, postanowiłaś zachować się właśnie tak?
Zaśmiałam się najpierw z powodu głupoty jego słów, a później niemal płaczliwie, kiedy dotarł do mnie sens jego słów.
- Oszukaliście mnie - szepnęłam - Nie daję już rady, a wy mnie oszukaliście. To był jak cios w plecy. Dziwisz się, że tak zareagowałam?
Brunet zmieszał się, ale tylko na chwilę.
- Możesz nas nienawidzić, ale robimy to dla ciebie. Jesteśmy w bagnie, a ty już powoli zaczynasz zachowywać się jakbyś oszalała.
- Dokładnie tak się czuję - powiedziałam cicho.
Poczułam dłonie Caluma na swoich ramionach, które chciały mnie do siebie przyciągnąć, ale ja delikatnie go odepchnęłam. Pokręciłam jedynie głową, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, widząc zranione spojrzenie bruneta.
Weszłam do środka i przywitałam się z recepcjonistką, którą znałam dzięki częstym wizytą w tym miejscu. Nie wiedziałam w jakiej sali leżał Lucas, ale David i Ash wiedzieli napewno. Brnęłam korytarzem pełnym ludzi w stronę pokoju chłopaków. Będą musieli mi powiedzieć. Nie mają innego wyjścia. Oni też nie zachowali się fair, ponieważ mogli zadzwonić i mi powiedzieć. Szczególnie David. Zawsze mówiliśmy sobie wszystko i nie okłamywaliśmy się. Co się stało?
Przed drzwiami usłyszałam śmiechy, co było normalne, bo zazwyczaj chłopaki mieli towarzystwo. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta, widząc Diego i Caluma, a na łóżku koło Ashtona i Davida, Lucasa. Zapadła cisza. Atmosfera stała się napięta. Czekali aż coś powiem, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Byli tutaj i się śmiali w najlepsze, gdy ja zamartwiałam się stanem Lucasa. Cały strach i niepewność znikły tak samo jak poczucie winy. Wszystko zastąpiła wściekłość, która swoją czerwienią przesłoniła moje racjonalne myślenie.
- Skurwiele – warknęłam, zastanawiając się na kogo jako pierwszego się rzucić - Nic mi nie powiedzieliście!
- Naomi, spokojnie - powiedział Calum, wstając z krzesła - To nie tak jak myślisz.
- Nie tak? – zapytałam, śmiejąc się - Nie okłamaliście mnie? Osoby, która rozpaczliwie poszukuje prawdy? A teraz siedzibie tutaj śmiejąc się? Pomyśleliście chociaż przez sekundę, co będę czuć, gdy się dowiem?
- Poczucie winy - szepnął Ashton, przecierając twarz - To czujesz, prawda? Nie chcieliśmy żebyś czuła się winna.
- Mylisz się – syknęłam, podchodząc powoli w jego stronę - Ja po prostu czuję, że nienawidzę was wszystkich. Tak bardzo was nienawidzę, że mam ochotę rozszarpać każdego po kolei. Przyszłam tu, żeby przeprosić, porozmawiać, ale widząc jak bardzo jesteście szczęśliwi chyba sobie to daruję.
Byłam już krok od Ashtona, ale ktoś powstrzymał mnie przed podejściem bliżej. W jednej chwili stałam na ziemi w kolejnej wisiałam na ramieniu Caluma, wrzeszcząc różne przezwisko pod adresem chłopaków. Cal wyniósł mnie z pokoju, a następnie ze szpitala. Nie zwracał uwagi na dziwne uwagi lekarzy. Miał cel. Wynieść mnie z tego miejsca. Postawił mnie na ziemi dopiero na dworze. Oddychałam ciężko i patrzyłam na niego wściekłym wzrokiem. Zrobił coś czego nigdy się po nim nie spodziewałam. Uderzył mnie otwartą dłonią w policzek. Zszokowana dotknęłam swojej twarzy jakby ból był tylko dziwnym wymysłem mojego umysłu.
- Co to, kurwa, miało być? - zapytał głosem pełnym jadu - Wychodzimy z sobie żebyś się nie załamała, a ty, gdy się dowiedziałaś, postanowiłaś zachować się właśnie tak?
Zaśmiałam się najpierw z powodu głupoty jego słów, a później niemal płaczliwie, kiedy dotarł do mnie sens jego słów.
- Oszukaliście mnie - szepnęłam - Nie daję już rady, a wy mnie oszukaliście. To był jak cios w plecy. Dziwisz się, że tak zareagowałam?
Brunet zmieszał się, ale tylko na chwilę.
- Możesz nas nienawidzić, ale robimy to dla ciebie. Jesteśmy w bagnie, a ty już powoli zaczynasz zachowywać się jakbyś oszalała.
- Dokładnie tak się czuję - powiedziałam cicho.
Poczułam dłonie Caluma na swoich ramionach, które chciały mnie do siebie przyciągnąć, ale ja delikatnie go odepchnęłam. Pokręciłam jedynie głową, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, widząc zranione spojrzenie bruneta.
- Nie mam siły na
rozmowę z tobą – mruknęłam i powoli zaczęłam się wycofywać.
Byle jak najdalej od tego smutnego spojrzenia Cala.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Biegłam w deszczu w stronę
restauracji, w której byłam umówiona z Erickiem. Nieudolnie próbowałam osłonić
się skórzaną kurtką przed kroplami wody. Weszłam do restauracji i nie
wiedziałam, co zrobić. Sala oblana czerwienią i złotem z chodzącym z gracją
kelnerami. Elegancko ubrani ludzie patrzyli na mnie kątem oka. Erick wysłał mi
adres godzinę temu i napisał tylko, żebym ubrała się jak na wyjście do
kosztownej restauracji. Założyłam czarne rurki i białą koszulę z cienkiego
materiału, myśląc, że żartował. Okazało się, że jednak nie.
Dłonią przesunęłam po materiale koszuli i poszukałam wzrokiem Ericka. Siedział przy dwuosobowym stoliku tuż koło okna. Ubrany w garnitur, lekko zmierzwionymi blond włosami i zamyślonym wzrokiem wbitym w menu, wyglądał jak młody chłopak, wracający z udanej rozmowy o pracę. Usiadłam przed nim z wymuszonym uśmiechem. Musiałam mi jednak wyjść dziwny grymas, bo Erick zaczął z zainteresowaniem, przyglądać się mojej twarzy.
- Dlaczego się uśmiechasz jeżeli nie chcesz? – zapytał, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, a od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz - Co się stało?
- Zwykła kłótnia ze znajomymi – odparłam, zbywając jego pytanie, machnięciem dłoni.
Erick sięgnął po coś do swojej aktówki. Położył przede mną, wyglądającą na starą, książkę obłożoną brązową skórą. Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, a on skinął głową, zachęcając mnie do otworzenia. Widząc pierwszą stronę, zatkałam sobie usta, aby nie wydobył się z nich pisk radości. Kolejne zdjęcia moich rodziców, które widziałam po raz pierwszy. Przekartkowałam w pośpiechu resztę i czułam napływające szczęście, które powodowała duża ilość fotografii taty i mamy. Wstałam gwałtownie z krzesła i rzuciłam się na szyję Erickowi.
- To najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam - powiedziałam przez łzy.
- Cieszę się. Uznaj, że to drugi prezent urodzinowy - odpowiedział i otarł moje mokre policzki – Zamówmy coś, bo jeszcze nic dziś nie jadłem.
Zdziwiłam się, bo nie dawał mi żadnego prezentu. Prawdopodobnie chodziło mu o to zdjęcie, więc pokiwałam tylko głową i wróciłam na swoje miejsce. Z czystej grzeczności zamknęłam album i odsunęłam go na bok. Spojrzałam ostatni raz tęsknię na brązową skórę i skupiłam się na słowa Ericka.
- Polecam ci zestaw szefa albo danie dnia.
- Wezmę coś na słodko, na przykład półmisek lodów z owocami.
Posyłałam mu uśmiech, a on od razu zawołał kelnera i złożył zamówienie.
- Zapomniałbym - rzucił i uderzył się w głowę. Zaczął grzebać w aktówce, aby po chwili wyjąć z niej pogiętą kopertę - Ktoś zostawił ją za wycieraczką mojego samochodu. Zdziwiłem się, bo jest zaadresowana do ciebie. Chyba jakiś twój cichy wielbiciel, który widział nas razem.
Puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się pomimo, że nie miałam na to ochoty, bo dłonie już zaczęły i się pocić ze zdenerwowania.
Dłonią przesunęłam po materiale koszuli i poszukałam wzrokiem Ericka. Siedział przy dwuosobowym stoliku tuż koło okna. Ubrany w garnitur, lekko zmierzwionymi blond włosami i zamyślonym wzrokiem wbitym w menu, wyglądał jak młody chłopak, wracający z udanej rozmowy o pracę. Usiadłam przed nim z wymuszonym uśmiechem. Musiałam mi jednak wyjść dziwny grymas, bo Erick zaczął z zainteresowaniem, przyglądać się mojej twarzy.
- Dlaczego się uśmiechasz jeżeli nie chcesz? – zapytał, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, a od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz - Co się stało?
- Zwykła kłótnia ze znajomymi – odparłam, zbywając jego pytanie, machnięciem dłoni.
Erick sięgnął po coś do swojej aktówki. Położył przede mną, wyglądającą na starą, książkę obłożoną brązową skórą. Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, a on skinął głową, zachęcając mnie do otworzenia. Widząc pierwszą stronę, zatkałam sobie usta, aby nie wydobył się z nich pisk radości. Kolejne zdjęcia moich rodziców, które widziałam po raz pierwszy. Przekartkowałam w pośpiechu resztę i czułam napływające szczęście, które powodowała duża ilość fotografii taty i mamy. Wstałam gwałtownie z krzesła i rzuciłam się na szyję Erickowi.
- To najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam - powiedziałam przez łzy.
- Cieszę się. Uznaj, że to drugi prezent urodzinowy - odpowiedział i otarł moje mokre policzki – Zamówmy coś, bo jeszcze nic dziś nie jadłem.
Zdziwiłam się, bo nie dawał mi żadnego prezentu. Prawdopodobnie chodziło mu o to zdjęcie, więc pokiwałam tylko głową i wróciłam na swoje miejsce. Z czystej grzeczności zamknęłam album i odsunęłam go na bok. Spojrzałam ostatni raz tęsknię na brązową skórę i skupiłam się na słowa Ericka.
- Polecam ci zestaw szefa albo danie dnia.
- Wezmę coś na słodko, na przykład półmisek lodów z owocami.
Posyłałam mu uśmiech, a on od razu zawołał kelnera i złożył zamówienie.
- Zapomniałbym - rzucił i uderzył się w głowę. Zaczął grzebać w aktówce, aby po chwili wyjąć z niej pogiętą kopertę - Ktoś zostawił ją za wycieraczką mojego samochodu. Zdziwiłem się, bo jest zaadresowana do ciebie. Chyba jakiś twój cichy wielbiciel, który widział nas razem.
Puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się pomimo, że nie miałam na to ochoty, bo dłonie już zaczęły i się pocić ze zdenerwowania.
- Czy mogę? - zapytałam niepewnie,
biorąc od niego list.
- Jasne - machnął dłonią.
Rozerwałam papiery i wyjęłam ze środka kartkę. Nie musiałam czytać, żeby wiedzieć, co mnie czeka. Dużo mnie kosztowało, aby ukryć dławiący strach, gdy zaczęłam czytać.
- Jasne - machnął dłonią.
Rozerwałam papiery i wyjęłam ze środka kartkę. Nie musiałam czytać, żeby wiedzieć, co mnie czeka. Dużo mnie kosztowało, aby ukryć dławiący strach, gdy zaczęłam czytać.
Widzę, że masz nowego przyjaciela, a ja wiem, gdzie mieszka twój
prawnik.
Chcesz więcej ofiar? Jasne mogę to załatwić.
Dam Ci szansę, ale tylko jedną.
Jutro o północy przyjdziesz na cmentarz, pod grób swoich rodziców, będę tam czekać i wszystko się skończy.
Obiecuję, że zostawię ich w spokoju chyba, że komuś powiesz albo będziesz miała ze sobą telefon.
Zawsze chodziło tylko o ciebie.
Możesz to skończyć kosztem cierpienia i śmierci.
Odważysz się?
Chcesz więcej ofiar? Jasne mogę to załatwić.
Dam Ci szansę, ale tylko jedną.
Jutro o północy przyjdziesz na cmentarz, pod grób swoich rodziców, będę tam czekać i wszystko się skończy.
Obiecuję, że zostawię ich w spokoju chyba, że komuś powiesz albo będziesz miała ze sobą telefon.
Zawsze chodziło tylko o ciebie.
Możesz to skończyć kosztem cierpienia i śmierci.
Odważysz się?
Pozwolisz mi wygrać tę grę?
Zgniotłam
list w dłoni i schowałam do kieszeni spodni. Przede mną pojawił się półmisek
lodów. Miałam ochotę zwymiotować.
- Coś poważnego? Może odwiozę cię do domu albo mogę jakoś pomóc? - zapytał Erick zatroskanym głosem.
- Błahostka – odpowiedziałam, starając się żeby mój głos brzmi beztrosko - Bierzemy się za jedzenie.
Mieszałam lody, próbując zahamować pęd moich myśli, ale skupienie się na rozmowie z Erickiem było trudniejsze, gdy ojciec zaproponował mi zakończenie gry, w którym to on zwycięża. Pytanie brzmi czy odważę się to wszystko skończyć?
- Coś poważnego? Może odwiozę cię do domu albo mogę jakoś pomóc? - zapytał Erick zatroskanym głosem.
- Błahostka – odpowiedziałam, starając się żeby mój głos brzmi beztrosko - Bierzemy się za jedzenie.
Mieszałam lody, próbując zahamować pęd moich myśli, ale skupienie się na rozmowie z Erickiem było trudniejsze, gdy ojciec zaproponował mi zakończenie gry, w którym to on zwycięża. Pytanie brzmi czy odważę się to wszystko skończyć?
__________________________________________________________
Witam Was wszystkich!
Mam wyjątkowo dobry humor, bo uważam, że jest to najlepszy rozdział jaki napisałam od dłuższego czasu. Może nie jest on idealny, ale przeszłam sama siebie!
Jak Wam się podoba końcówka? Moim zdaniem najlepszy fragment całego rozdziału, ale czekam na Wasze opinie.
Jestem podekscytowana, bo zostało 5 rozdziałów + epilog, czyli koniec już tuż, tuż! Tak samo poznanie tożsamości zabójcy.
Do zobaczenia w następny weekend! :)
Po tym rozdziale ogarnęło mnie przeczucie, że to Eric. Cóż czekam na kolejny :DDD
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next :-D
OdpowiedzUsuńCzyżby Eric był jej ojcem? DAM DAM DAM!
OdpowiedzUsuńale się dzieje! :O
OdpowiedzUsuńnie spodziewałam się!
czekam na następny! pisz szybko! <3
http://art-of-killing.blogspot.com/
To chyba najlepszy według mnie <3
OdpowiedzUsuńNastępny będzie jeszcze lepszy ;)
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Jakie to jest boskie! <3
OdpowiedzUsuń