czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 20

Luke

            Przez parę kolejnych dni moje życie było... Spokojne. Żadnych dziwnych sytuacji i zero niebezpieczeństwa.
            Może to dlatego, że Naomi zapadła się pod ziemię, dosłownie.  Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy, bo nie zabrała telefonu i nie ma jej w domu od trzech dni. To nie jest normalne zachowanie. Nikogo o tym nie poinformowała, więc słowo „martwimy się” to za mało. Isabell razem z Davidem, który po długich bijatykach z rodzicami i lekarzami, wyszedł wcześniej ze szpitala, odchodzą od zmysłów. Michael z Ashtonem byli u pani Clifford, aby zaczęła jej poszukiwać. Pan Samandio zamknął wszystkie filie swojej pizzerii, aby rozpocząć poszukiwania na własną rękę. Calum większość czasu spędzał ze mną. On i bliźniaki załamali się nerwowo. Nie wiedzą, co ze sobą począć i ciągle jęczą nade mną, żebym ją znalazł.
            Jako ostatni widziałem Naomi, więc to ja jestem głównym celem najróżniejszych pytań. W mojej głowie ciągle słyszę jej słowa, a na wargach czuję dotyk jej ust. Połączenie tych dwóch rzeczy doprowadza mnie do szału, bo to złamało wszelkie granice między nami, a świadomość, że nie mogę nic zrobić, aby ją odnaleźć, załamuje mnie.
            Coś mi w tym wszystkim nie pasowało, ale nie mogłem zrozumieć co. Wszyscy biegają i organizują poszukiwania Naomi, ale tylko jedna osoba, która się do niej zbliżyła, nie okazała żadnego zainteresowania ze swojej strony jej losem. Nie zadzwoniła i nie przyjmowała się, że córka jego przyjaciela, której obiecała wszelką pomoc, zaginęła.
            - Wiem gdzie może być! - krzyknąłem i poderwałem się z kanapy, a razem ze mną Cal i bliźniacy.
            - Masz na myśli Naomi? - zapytał z nadzieją Diego.
            - Nie, ciebie idioto - warknąłem - Jasne, że nią.
Nie czekając na nich, wybiegłem z domu i skierowałem się na podjazd. Wsiadłem do samochodu, a za sobą usłyszałem dźwięk zatrzaskujących się drzwiczek. Spojrzałem w lusterku na tylne siedzenie i zobaczyłem zapinających pasy chłopaków.
            - Nie ma czasu! Jedź! - krzyknął Calum.
Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę komisariatu, gdzie akurat teraz przebywał Ashton z Michael’em w towarzystwie pani Clifford.
            Jestem pewny tożsamości zabójcy, a zarazem i porywacza Naomi. Prawda została ujawniona na samym początku w Melbourne, ale została tak dokładnie ukryta, że nikt się jej nie spodziewał akurat w tej osobie.
            Parokrotnie przekroczyłem dozwoloną prędkość, co może być później skutkiem kilku mandatów do zapłacenia, ale teraz to najmniej ważne. Zaparkowałem tuż pod samy wejściem na komisariat. Wyskoczyłem z samochodu jak poparzony i wbiegłem do rejestracji. Słyszałem za sobą kroki Caluma i bliźniaków, gdy wchodziłem po schodach na drugie piętro. Ludzie posyłali mi nieprzyjemne spojrzenia i coś krzyczeli, kiedy któregoś z nich przez przypadek popchnąłem.   Wpadłem do biura pani Clifford, a spojrzenia wszystkich zebranych spoczęły na mnie.
            - Luke... - zaczęła mama Michaela.
            - Wiem kto ją porwał - wysapałem - Eric Paterman.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            W biurze Frances Clifford zapanował zamęt, gdy przyjechała Isabell z Davidem. Każdy przerywał każdemu, chcąc dowiedzieć się wszystkiego. Cały harmider przerwał dźwięk przeszywającego gwizdu.
            - Cisza - powiedziała władczo mama Mikey'go - Pozwólcie mi się skupić, bo inaczej nic nie zrobimy.
Usiadła na krześle i zadzwoniła do kogoś. 
            - Rick szukaj w bazie danych Ericka Patermana i poproś Lise żeby go namierzyła. Dzięki. Jesteś kochany.
Rozłączyła się i popatrzyła na nas krytycznym wzrokiem. Jest zdenerwowana całą sytuacją i obecnością tylu osób w swoim biurze.
            - Zostańcie tutaj. Zaraz wracam - rzuciła i wyszła z pomieszczenia, przepychając się przez naszą grupę.
Staliśmy w ciszy, spoglądając na siebie. W końcu Michael z westchnięciem stanął w framudze drzwi.
            - Pieprzyć to. Czekanie jest nie do wytrzymania, gdy wiesz, że twoja przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie.
            - Mikey! - Isabell zatrzymała go i pocałowała - Dziękuję za to co robisz. Chodźmy.
Znikli nam z oczu. Szybka kalkulacja i pobiegłem za nimi, a tuż za mną reszta. Musiało to dziwnie wyglądać. Grupka nastolatków idąca przez korytarz wydziału zabójstw i zaginięć. Przeszliśmy przez szklane drzwi do pomieszczenia pełnego komputerów. Na dużym ekranie wyświetlono zdjęcie Patermana i jego dane.
            - Mieliście zostać w biurze, a nie urządzać sobie procesje - warknęła pani Clifford, odchodząc od jednego z komputerów, przy którym siedziała Lisa.
Ashton zignorował ją całkowicie i podszedł do dziewczyny niewiele starszej od nas. Ma niesamowity dar do wszelkiego sprzętu namierzającego i, gdyby nie miłość Asha do swoich laptopów to ożeniłby się z nią.
            - Hej Fox. Znalazłaś coś? - zapytał luźno, ale widziałem jak wyciera dłonie o swoje spodnie.
            - Cześć Irwin. Jak na razie nic. Ma wyłączone wszytkie urządzenia. Laptopy, tablety i telefony. Nie da się go namierzyć - westchnęła dziewczyna.
            - Namierzaj go dalej Lisa - poleciła pani Clifford - A wy macie czekać w bufecie. Poszli stąd.
            - Ja zostanę - poinformowała Ashton, przystawiając sobie krzesło koło Lisy.
            Frances przetarła dłonią twarz. Wyglądała na starszą o dziesięć lat. Widać, że ma już dosyć tego wszystkiego. Nasze hałaśliwe i namolne towarzystwo, zaginięcie i w dodatku sprawa sprzed miesięcy, której nie rozwiązała, powraca.
            Skinąłem głową do rudowłosej kobiety, na co ta posłała mi słaby uśmiech.
            - Chodźcie - szepnąłem. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Do bufetu wszedł Ashton. Pomimo całej sytuacji uśmiechał się szeroko, włosy miał lekko zmierzwione, a jego oczy błyszczały.
            - Ash podrywa starsze - zaśmiał się Calum.
            - Jest starsza tylko o trzy lata - oburzył się chłopak, ale uśmiech zaprzeczał jego tonowi głosu.
Oparłem łokcie o mały stolik i twarz schowałem w dłoniach. Zacząłem znowu myśleć o tym dniu w szpitalu. Naomi przed zniknięciem spędziła z nami cały dzień. Nienawidziła przebywać w tym miejscu, ale my wszyscy tam byliśmy. Chciała być z nami jak najdłużej. To było jej ciche pożegnanie. 
            - Ona sama odeszła - szepnąłem zszokowany. 
            - Co ty tam mruczysz pod nosem? - zapytał Diego, siedzący koło mnie. 
Popatrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami. Jak ona mogła to zrobić? Jej największy koszmar stał się rzeczywistością z na jej własne życzenie.
            - Stary, co się stało? - zadał kolejne pytanie bliźniak i każdy w pomieszczeniu zainteresował się jego słowami. 
            - Naomi sama zgodziła się na własną śmierć - szepnąłem, ale na tyle głośno, że każdy mnie usłyszał. 
Isabell zaczęła cicho płakać i kręcić głową, nie chcąc uwierzyć w moje słowa. Reszta patrzyła na mnie zdezorientowana, a David ruszył w moją stronę z zaciśniętymi pięściami. 
            - Jak śmiesz tak mówić? - warknął. 
- Taka prawda - powiedziałem poważnie, patrząc mu w oczy - Nie zauważyliście tego? Naomi spędziła z nami cały dzień, a później zniknęła. To było pożegnanie. 
            - Ale dlaczego? - wychlipała Izzy. 
            - Nie wiem! Nie czytam w jej myślach - krzyknąłem. 
            Zapadła cisza. Każdy zapewne przypominał sobie ostatnie spotkanie z Farell. Jak się razem z nią śmiali, rozmawiali, jej uśmiech i jak wyglądała. Mimowolnie w mojej głowie pojawiła chwila, w której przyszedłem do niej wieczorem, dzień przed jej zniknięciem. 

 - Luke, potrzebuję twojej pomocy, aby dowiedzieć się, dlaczego to się stało, ale potrzebuję także ciebie, aby dać sobie radę. 
 Podniosła się na łokciach i zawisła nad mną. W ciemności widziałem jej błyszczące oczy. Nachyliła się i pocałowała mnie. Jej dłonie odnalazły moje włosy, które po chwili zaczęła pociągać delikatnie, wywołując u mnie ciche westchnięcia. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, aby mieć jej ciało jeszcze bliżej siebie. Delikatnie przejeżdżałem dłońmi po jej bokach, drapiąc ją, co chwilę po plecach. Przechyliłem głowę, pogłębiając pocałunek. Nie odrywając swoich ust od niej, przeturlałem nas tak, że teraz ona była pode mną. Zacząłem całować ją po linii pod policzkach, schodząc niżej. Naomi westchnęłam cicho, gdy przygryzłem skórę na jej szyi i zacząłem ją ssać. Pociągnęła mocniej za moje włosy, na co cicho mruknąłem. Wróciłem ustami do jej usta i pocałowałem ją przeciągle. Czułem jak Naomi wkłada w ten pocałunek swoje wszystkie emocje. Od tych całkowicie normalnych, aż po te skrajne, które nie powinny non stop być w żadnym człowieku. Miłość i trochę pożądania, a także strach oraz… Desperacja? Podniosłem się wyżej, aby widzieć jej całą twarz.
           - Nie masz się, o co martwić. Zawsze będę przy tobie - szepnąłem, a ona westchnęła smutno. 

            Nagle David odchrząkną i wyciągnął z kieszeni białą kopertę. Popatrzyłem przerażony na nią, bo jedyna myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to to, że on napisał. Jednak widząc jak chłopak gładzi papier i patrzy na mnie niego ze smutkiem zrozumiałem, że jest to coś innego. 
            - Nie powiedziałem wam wszystkiego - zaczął David, a każde spojrzenie skierowało się na niego - Wtedy w szpitalu Naomi dała mi list. Mówiła, że to mowa pożegnalna jaką chciałaby wygłosić na swoim pogrzebie i nie mogę otworzyć koperty dopóki nie będzie to potrzebne. 
            Każdy patrzył na niego ze zdziwieniem i złością. Zataił tak cenną informację. 
            Calum zerwał się na równe nogi i wyrwał mu kopertę. Rozerwał papier i wyciągnął z niej kartkę. Widziałem prześwitujący drobny druk, którym został zapisany cały list. Zmrużył oczy tak jak miał to w zwyczaju i przebiegł wzrokiem po linijkach. 
            - Kurwa - szepnął i otworzył szerzej oczy. 
            - Czytaj ten list - warknął Lucas, nie mogąc wytrzymać napięcia. 
Calum zerknął na mnie niepewnie na co pokiwałem głową. Chłopak odchrząknął i zaczął czytać.

Przepraszam.
To jedyne słowo jakie ciśnie mi się na usta, pisząc to.
Nie chciałam was w to wpakować. Nie sądziłam, że to wszystko będzie miało takie złe skutki. Wasze życie zmieniło się w piekło tylko dlatego. że zachciało mi się pobawić w detektywa. Nigdy nie powinnam was w to wciągać.
Zastanawiacie się, gdzie jestem. Jeżeli David dotrzymał obietnicy to oznacza, że już nie żyję. Poddałam się. Nie mogłam pozwolić, aby któremuś z was coś jeszcze się stało. Nie mogłam. Dostałam list od niego. Obiecał, że zostawi was w spokoju jeżeli odpuszczę. Tak właśnie zrobiłam. Spotkałam się z nim. Ten dzień w szpitalu był naszym ostatnim wspólnym dniem. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. Zrobiłam to dla was. Zapomnijcie o mnie. Żyjcie dalej jakbyście nigdy mnie nie poznali. Kocham was wszystkich i będę tęsknić. Za Calumem i jego humorem. Michael’em i jego włosami. Ashtonem i próbami ucieczki ze szpitala, w których nigdy nie chciałam mu pomóc, za co go przepraszam. Bliźniakami i ich szalonymi imprezami. Isabell i naszą przyjaźnią. Davidem i jego zachowaniem rodzica. Luke'iem i naszym uczuciem. Ułóżcie sobie życie jakie zawsze chcieliście mieć. Isabell, wszystko, co moje jest teraz twoje. Jeszcze raz. Kocham was, zastąpiliście mi rodzinę. 
Naomi

            Patrzyliśmy osłupieni na list w dłoniach Cala. Isabell zaczęła znowu płakać, a Michael ją pocieszać. Bliźniacy szukali oparcia w sobie, spoglądając co chwilę na siebie. Calum nienawistnym wzrokiem wpatrywał się w list. David wyglądał jakby miał coś rozwalić, a Ashton na zrezygnowanego. A ja? Ja nie wiedziałem, co ze sobą począć. To nie może się tak skończyć. Naomi nie może umrzeć, poświęcić się po tym wszystkim, co razem przeszliśmy. 
            Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał wszystkich z rozpaczy.  Ashton sięgnął po telefon i odebrał go. Zerwał się z miejsca i uśmiechnął się szeroko. Jego szczęście nie trwało długo, bo po chwili wyglądał na zdenerwowanego. 
            - Lisie udało się go namierzyć - westchnął - Jest w Melbourne. 
            - Gdzie dokładnie? – zapytałem, stając na nogi gotowy na każda ewentualność. 
            - W domu babci Naomi. 
Każdy wstał, ale nie wiedzieliśmy, co robić dalej. Patrzyliśmy po sobie, zadając sobie nieme pytanie. Cholera. Nikt nie pomyślał, że będziemy musieli jechać tak daleko. 
            - Samochody już czekają - powiedziała mama Michael’a, której przyjścia nikt nie zauważył - Musimy jechać jeżeli chcecie ją uratować. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Pomimo braku zgody mamy Michael'a zajęliśmy jeden opancerzony samochód i całą grupą jechaliśmy do Melbourne. Każdy próbował na swój sposób zabić czas, ale gdy tylko kierowca oznajmił, że jesteśmy prawie na miejscu wszyscy spięliśmy się. Miałem wrażenie, że każdy teraz w głowie ma najgorszy scenariusz jaki możemy zastać w domu babci Naomi. 
            - Co jeżeli ona... - zaczęła Isabell, ale szybko urwała. 
            - Nie myśl o tym - szepnął David głosem pełnym determinacji - To Naomi ona zawsze wychodzi z wszystkiego cało. 
Wóz zatrzymał się nagle, a nami szarpnęło. Byłem w połowie otwierania drzwi, gdy na zewnątrz rozległy się strzały. Ashton skoczył szybko do drzwi i je zatrzasnął. 
            - Co się tam dzieje do cholerny?! - krzyknął Michael do kierowcy. 
            - Ktoś strzela z dachu domu - odpowiedział mu mężczyzna opanowanym głosem - Mamy to przeczekać. Inni się tym zajmą. 
            - Mówią inni masz na myśli moją mamę? - zapytał Clifford, zaciskając usta w cienką linię. 
            Kierowca nie odpowiedział, ale Michael odebrał to jako potwierdzenie, bo zaczął kręcić się na swoim miejscu i próbował wyglądać przez okna. Czekaliśmy spięci na rozwój wydarzeń, a to oczekiwanie było męczące. Każda minuta oddalała nas od Naomi. Nie wiemy, ile czasu jej zostało. 
            Zapadła cisza. Słyszałem polecenia wydobywające się z ust Frances. Drzwi otworzyły się na rozczesz, a w nich pojawiła się rudowłosa kobieta. Michael odetchnął z ulgą i rzucił się na swoją matkę. 
            - Cieszę się, że nic ci nie jest - powiedział cicho, ale i tak go usłyszałem. 
Kobieta pogłaskała syna po plecach i skinęła na nas dłonią. 
            - Wchodzimy - rzuciła krótko i puszczając Michael’a, odwróciła się w stronę domu. 
 ___________________________________________________

Witam wszystkich!
Wprost nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tego rozdziału!
Został przygotowany już wiele dni temu, a poprawiało mi się go tak przyjemnie jak żaden inny.
Zagadka rozwiązana!
Zaskoczeni?
Komentujcie.

Zostały już tylko 2 rozdziały + epilog!
Mam nadzieję, że będzie tak chętnie komentować to, co zostało tak samo jak poprzedni rozdział.

PS. Uruchomiłam zakładkę "Spam" oraz zaczęłam prowadzić nowego bloga, którego znajdziecie w zakładce "Moje blogi". Zapraszam tu i tu!

6 komentarzy:

  1. Jestem z siebie dumna bo się domyślałam!!! Jestem taka mądra xD. Dobra nie ważne...licze na happy end bo we wszystkich książkach krymianalnych jakie do tej pory przeczytałam ginęła jedna z ważniejszych bohaterek. Czekam na nn ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Domyślałam się! Ja po prostu od dłuższego czasu byłam tego pewna! ;)
    Mam nadzieje, że ta historia skończy się szczęśliwie! Nie zniosę smutnego zakończenia ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdzial:) Szkoda ze to juz prawie koniec:( Uwielbiam to opowiadanie:)













    OdpowiedzUsuń
  4. No nie! Nie nie nie!
    Dziwny początek, wiem, ale to po prostu.. ugh, lepiej zacznę od początku.
    Wczoraj trafiłam na Twojego bloga i, cholera, jest NIESAMOWITY!!!! Wow! Wczoraj przeczytałam tylko kilka rozdziałów, ale dzisiaj obudziłam się nad ranem i stwierdziłam, że to będzie dobre zajęcie :) i gdy tak sobie czytałam w najlepsze, akcja się rozwija, ja się wciągnęłam i... No właśnie, i nic! No nie! ;) trafiłam na najbardziej aktualny rozdział, i to cholera w takim momencie! No nie mogę! Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. :)
    Tak jak wcześniej wspomniałam, opowiadanie jest niesamowite, nieziemskie. Cały pomysł i sposób prowadzenia akcji - wow! wielki szacun.
    Ugh, mam nadzieję, że Naomi będzie jeszcze żyła i wszystko się ułoży. I że złapią tego gnojka, który tak bardzo zniszczył życie jej i jej bliskim.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w pisaniu! Jesteś super! :) od dziś uwielbiam to opowiadanie!
    Jeszcze raz pozdrawiam i miłego dnia!! :)

    OdpowiedzUsuń