piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 3

Naomi

- Luke? - szepnęłam do mikrofonu w telefonie. 
- Gdzie jesteś? - spytał, a ja usłyszałam jakieś poruszenie w miejscu, gdzie się znajdował. 
- Schowałam się w szafie. 
- Już jedziemy - powiedział. 
- Luke? - zapytałam, lecz odpowiedziała mi cisza. 
            Panikowałam. Jak ktoś mógł się tutaj dostać? Kolejny odgłos tłuczonego szkła i znowu, i znowu, i znowu. Skrzywiłam się na myśl, że już tyle rzeczy zostało zniszczone. Zapadła długa cisza, która tylko potęgowała mój strach. Przez chwilę pomyślałam, że ten ktoś wyszedł i zaczęłam powoli się uspakajać, przygotowując się do wyjścia z szafy.
            Nagle usłyszałam ciężkie kroki na schodach jakby włamywacz chciał żebym wiedziała, że idzie po mnie. Kolejna seria huków oznaczająca coś stłuczonego, coś, co ma na pewno dla mnie jakąś wartość. Skrzypnięcie podłogi i już wiedziałam, że nie jestem sama w swoim pokoju.
           Zakryłam usta dłonią i mocno ją przycisnęłam. Starałam się uspokoić oddech, aby stał się cichy oraz równomierny, lecz strach nie pozwalał mi tego opanować. Serce boleśnie uderzało o klatkę piersiową jakby chciało z niej wyskoczyć. Miałam wrażenie, że osoba chodząca po moim pokoju doskonale słyszy każdy dźwięk wydawany przez moje wystraszone ciało pomimo tego, że pozostawałam w bezruchu i jedynie bawi się ze mną, chcąc przedłużyć moje cierpienie. Myślałam, że przerażona byłam wcześniej, ale teraz nie wiem jak określić. Miałam ochotę uciekać, lecz moje ciało nie chciało poruszyć się choćby o centymetr. Włamywacz przechadzał się po moim pokoju, mrucząc coś pod nosem, ale jego kroki rozbrzmiewały co raz bliżej szafy. Zatrzymał się przy niej, a moje serce na nowo zaczęło bić i to w oszalałym tempie. Drzwi szafy zaczęły się otwierać, a wiązka światła księżycowego padła na moją twarz. Wiedziałam, że to będzie koniec. Znajdzie mnie. 
Wytrzymałam oddech i poczułam kropelki potu występujące na moim czole oraz karku. 
            Wybawiło mnie trzaśnięcie drzwi wejściowych i wołanie mojego imienia. Mężczyzna przeklną i sądząc po jego krokach wybiegł z pokoju. Ponownie rozległy się krzyki tyle, że nakazujące zatrzymanie się. Nie wyszłam z szafy. Za bardzo bałam się ruszyć. Zamknęłam oczy i wyłączyłam swój umysł na bodźce zewnętrzne, pozwalając żeby mój mózg przetwarzał całą sytuację na nowo. 
            Uchyliłam lekko powieki w momencie, gdy drzwi szafy stanęły otworem. Machinalnie skuliłam się i schowałam twarz. 
- Hej to tylko ja. 
            Luke. Wyciągnęłam ręce w jego stronę, a on bez słowa wziął mnie w swoje ramiona i uniósł w powietrze. Zadrżałam pod wpływem jego chłodnego dotyku na moich nagich nogach. Kurczowo zacisnęłam dłonie na jego koszuli. Oczy miałam zamknięte, nie chcąc patrzeć na cały bałagan jaki wyrządził włamywacz. Zniszczył niejedną rzecz. 
- Znalazłem ją - powiedział Luke i usadził mnie na kanapie. 
Czułam na sobie spojrzenie paru osób, ale nadal nie chciałam otworzyć oczu. 
- Naomi to my - rzucił Calum, a materac koło mnie zapadł się pod ciężarem chłopaka - Nie masz się już czego bać. Otwórz oczy i rozluźnij się. 
Brunet wziął mnie za rękę i uścisnął delikatnie, chcąc dać mi do zrozumienia, że jestem bezpieczna. 
- Jestem idiotką - szepnęłam - Zapomniałam zamknąć drzwi. 
- Wcale, że nie - powiedział chłopak - Każdemu się zdarza. Co powiesz na herbatę? 
Pokiwałam głową i niechętnie otworzyłam oczy. Od razu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ramki, co do jednej zniszczone. Miałam rację. Zniszczył coś, co ma dla mnie jakieś znaczenie. 
- Idźcie zagrzejcie wodę. Ja zaraz przyjdę - rzuciłam klękając koło małego stolika i wyciągając zdjęcia ze zniszczonych ramek.
            Chłopaki bez słowa przyszli do kuchni.
            Wyciągałam delikatnie każdą fotografię bojąc się, że którąś przez przypadek uszkodzę. Jedno ze zdjęć zostało porwane. Po dokładniejszym przyjrzenia się wydobytym pozostałościom fotografii stwierdziłam, że było to zdjęcie ze ślubu rodziców. Wstałam z podłogi, zostawiając nieposprzątane szkło, rzuciłam zdjęcia na stolik kawowy i weszłam do kuchni. Chłopaki zbierali z blatu i kafelek pozostałości po kubkach oraz szklankach. Podeszłam szybko do szafki i niezważając na ostre odłamki na podłodze zajrzałam do niej. Westchnęłam z ulgą.
            Stoi tu taki samotny, ale jest cały. Tata byłby zły, gdyby jego ulubiony kubek został stłuczony. Wsunęłam go na sam koniec półki i odwróciłam się twarzą do chłopaków. Patrzyli to na mnie, to na moje stopy. Spojrzałam w dół i zauważyłam czerwone ślady. Chwyciłam się mocno blatu, czując ból i zawroty głowy w tym samym momencie. Cholera. 
- Chodź - Michael wyciągnął w moją stronę dłoń. 
Złapałam ją i przeszłam dzielącą nas odległość. 
- Gdzie apteczka? - zapytał czerwonowłosy. 
Wskazałam palcem na ostatnią szafkę, patrząc ciągle w górę byle nie na swoje stopy. Chłopak odszedł ode mnie, a reszta sprzątała bałagan. 
- Czyli co? Jedziemy dziś na zakupy? - spytał Calum, który właśnie wyrzucił ostatnie odłamki. 
Opuściłam głowę i popatrzyłam na niego pytająco. Brunet uśmiechnął się szeroko. 
- Wiesz - zaczął - Trzeba kupić nowe kubki, ramki i nie wiadomo, co jeszcze. 
- Dam sobie radę - mruknęłam. 
- Oj weź - jęknął - Ja chcę ci pomóc wybrać to wszystko. 
Uśmiechnęłam się na myśl, że spędzę trochę czasu w towarzystwie tego wiecznie radosnego chłopaka. Calum jest naprawdę miły i potrafi mnie rozbawić. Mam nadzieję, że jego entuzjazm udzieli się także i mi.
Michael wrócił z białym pudełkiem, z którego już wyciągał jakieś bandaże. Usiadł na krześle obok i położył sobie moją nogę na swoich kolanach. Spojrzał na nią i odetchnął. 
- Nie jest źle. Tylko parę małych skaleczeń. Dobrze, że nic się nie wbiło. 
Syknęłam z bólu, a chłopak popatrzył na mnie przepraszająco. Uśmiechnęłam się krzywo, chcąc mu przekazać, że nie jest źle.
- W szufladzie koło zlewu powinny być plastikowe kubeczki, a w lodówce soki- powiedziałam, chcąc myśleć o czymś innym niż szczypaniu. Luke wykonał zadanie i po chwili na stole stały napoje, a Michael kończył bandażować moją stopę. 
-  Powiesz, co się stało? - zapytał Ashton rozlewając sok pomarańczowy do kubeczków. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić. 
- Nie wiem kto to był. Ledwo usłyszałam jak przeklną - zakończyłam swoją wypowiedź tymi słowami. 
- Nie powiedziałaś, że byłaś w domu w dniu morderstwa - powiedział z dosłyszalną pretensją w głosie Luke, całkowicie ignorując to, co powiedziałam przed chwilą.
Popatrzyłam na niego chłodno zwlekając z odpowiedzią. Nie ma prawa mieć do mnie pretensji. Nie lubię tego tematu, bo myśl, że ja żyję, a moi rodzice nie jest bolesna tak samo jak blizna na brzuchu, która ciągle mi o tym przypomina. 
- Jeżeli przeglądaliście dokumenty to dobrze wiecie czemu nic nie powiedziałam - mruknęłam. 
- Przestań. Teraz to musi być mała blizna, a taką każdy ma - rzucił Calum chcąc poprawić mi humor. 
Kocham jego pozytywne podejście do życia, ale w tej chwili zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Wstałam z krzesła i podniosłam bluzkę aż pod sam stanik, ukazując różową szramę zasłoniętą na prawym biodrze spodenkami. 
- To nie jest mała blizna - warknęłam - To nie zniknie. Nigdy. 
Opuściłam koszulkę i opadłam na siedzenie. Chłopaki patrzyli zszokowani na mnie nie wiedząc, co powiedzieć. 
- Nie patrzcie się tak na mnie – szepnęłam – Widzieliście to na zdjęciu. 
- Przepraszam - powiedział każdy z nich od razu. 
Machnęłam lekceważąco ręką, czując jak złość ulatuje, a zastępuje ją zmęczenie. Ziewnęłam. Nie zdążyłam nawet zasnąć, gdy to się zaczęło. 
- Chodźmy spać - rzucił Ashton, a ja na niego popatrzyłam zdziwiona - Nie zostaniesz sama. Śpimy u ciebie. 
Westchnęłam. Super. Teraz czwórka nastolatków będzie spała u mnie na kanapie. 
- Wiecie gdzie jest kanapa? - spytałam z uśmiechem na twarzy - Bierzcie z lodówki, co chcecie tylko błagam zostawcie mi coś na śniadanie. Ok? 
Pokiwali zgodnie głowami, a ja ruszyłam powoli do swojego pokoju krzywiąc się przy każdym kroku. 
            Idąc przez korytarz na piętro, widziałam zrzucone ze ściany ramki, lecz nie zwracałam na nie większej uwagi. Weszłam do swojego pokoju i po omacku przeszłam przez niego, aby paść na łóżko i zasnąć jak zabita. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Obudziłam się z powodu nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Coś uciskało mi brzuch, co także było nieprzyjemne. Uchyliłam powieki i krzyknęłam przestraszona. Cofnęłam się gwałtownie, a ptak zaskoczył ze mnie, trzepocząc skrzydłami. 
- Co tu robi ta kura?! - wrzasnęłam. 
Odpowiedział mi jedynie wybuch śmiechu tuż za moim drzwiami i tupot stóp na schodach. Wybiegłam z pokoju, a następnie w ekspresowym tempie zeszłam na dół. Wpadłam do kuchni i ujrzałam chłopaków oraz Isabell, którzy jakby nigdy nic jedli śniadanie. Widziałam te ukradkowe spojrzenia oraz uśmiechy. 
- Zabiję was - warknęłam.
- Naomi - pisnęła Isabell i złapała mnie w swoje objęcia, chcąc powstrzymać mnie przed zrobieniem jakiejś głupoty - Chłopaki wszystko mi opowiedzieli. Zadzwoniłam już do Davida. Lekko mówiąc, zdenerwował się, że dowiedział się tego ode mnie i tak późno. 
Wyplątałam się z uścisku przyjaciółki i posłałam chłopakom niechętne spojrzenie. Usiadłam przy stole koło Michaela, któremu najtrudniej było ukryć rozbawienie. Walnęłam go otwartą dłonią w tył głowy, na co chłopak jęknął. 
- Obstawiam, że był to twój pomysł i Caluma, a reszta pomagała ci w realizacji - powiedziałam. 
- Mnie w to nie mieszaj - mruknął Luke i wrócił do spożywania posiłku.
            Przymknęłam oczy, czując zmęczenie. Mam tak ogromną chęć położyć się spać. Oparłam łokieć na stole, a następnie głowę położyłam na dłoni. Chyba dam radę zasnąć. Powoli wyłączyłam się i przestałam zwracać uwagę na wszystko, co działo się dookoła. Myślałam już, że najnormalniej w świecie zasnę, ale tak bardzo się myliłam. Straciłam podpórkę pod głowę i mało brakowało, a uderzyłabym nią o blat, ale wylądowała na czymś miękkim. 
Zadarłam głowę do góry i nieprzytomny wzrokiem spojrzałam na Luke'a, który wzrokiem piorunował Izzy oraz chłopaków, chichoczących pod nosem. 
Miło z jego strony, że tak się o mnie troszczy. Jest taki słodki, gdy próbuje zbesztać resztę, a oni go ignorują, wprowadzając blondyna w jeszcze większą złość. Pociągnęłam Luke'a za łokieć i zmusiłam, żeby usiadł. Opadł ciężko na krzesło z pustym talerzem, oddzielając mnie i Isabell. Posłałam mu wdzięczny uśmiech, a on wzruszył niedbale ramionami, nie przestając patrzeć mi w oczy. Nie chciałam odwrócić głowy. Oznaczałoby to, że jestem słaba, a po za tym jego błękitne oczy były takie hipnotyzujące. 
- Wiesz, że za chwilę będzie tu David i rozszarpie nas wszystkich, zaczynając od ciebie? - spytała przyjaciółka, odciągając mój wzrok od twarzy blondyna. 
- Znów te jego groźby? - jęknęła. 
Brunetka pokiwała jedynie głową. 
            Jak na potwierdzenie jej słów drzwi wejściowe zostały otwarte z hukiem, a następnie zatrzaśnięte. Do kuchni wpadł rozjuszony David. Na jego widok wzdrygnęłam się, wiedząc, że jego bojowa poza nie oznacza nic dobrego. Chłopak ruszył w moją stronę, posyłając jadowite spojrzenie każdemu kto chociaż na niego zerknął. Skuliłam się lekko, a przyjaciel widząc moje zachowanie, otrząsnął się momentalnie z amoku, w który wpadł. Na jego czole wystąpiła zmarszczka, oznaczająca troskę. Kucnął przede mną i zgarnął mnie w swoje objęcia. Zapomniałam o wydarzeniach z nocy i poczułam jak przenoszę się do bunkru, w którym jestem tylko ja i on. Czułam złudne poczucie bezpieczeństwa, którego właśnie teraz najbardziej potrzebuję. 
- Nie zadzwoniłaś - powiedział z pretensją w głosie. 
Coś ostatni dużo osób ma mi coś za złe.
- Przepraszam - odetchnęłam głęboko - Nawet o tym nie pomyślałam. 
Odsunął mnie na odległość swoich ramion i dokładnie przyjrzał się mojej twarzy. Nie dostrzegając żadnych zmian, uśmiechnął się. 
- Oni ci pomagają? - zapytał, krzywiąc się. 
- Tak - odpowiedział za mnie Calum, stawiając przede mną talerz wypełniony po brzegi jajecznicą - Smacznego. 
- Musiałem sprawdzić czy wszystko dobrze, ale muszę się szybko zbierać, bo... - David spojrzał na zegarek i zmarkotniał - Jestem spóźniony do pracy.
- Żadna nowość - rzuciła z uśmiechem Isabell - Leć, bo będziesz musiał szukać nowej roboty. 
David westchnął i przytulając mnie oraz Izzy na pożegnanie, wyszedł z domu. 
- Miły jest - powiedział Ashton siadając przy stole z talerzem tostów. 
- Ciesz się, że skończyło się tylko na ignorowaniu was - mruknęłam i wstałam. 
            Bez słowa wyszłam z kuchni i weszłam po schodach prosto so swojego pokoju. Po drodze nie zauważyłam żadnego szkła. Podniosłam brwi widząc, że w moim pokoju nie ma także ani śladu po stłuczonej lampie, lecz kura pozostała przechadzając się w tę i z powrotem, głośno gdacząc. Otworzyłam szafę, próbując ignorować ptaka i wyciągnęłam z niej jeansowe spodenki oraz szarą koszulkę. Przebrała się szybko, licząc na to, że nikt nie zechce przyjść do mnie akurat w tym momencie. Przeszłam do pomieszczenia obok, gdzie ochlapałam twarz wodą oraz umyłam zęby i wyszczotkowałam włosy. Wróciłam do pokoju i opadłam na łóżko. Wypatrywałam się w biały sufit, myśląc o wydarzeniach, które przytrafiły mi się odkąd znów jestem w Sydney. Ciężko pomyśleć, że to mój trzeci dzień tutaj, a tyle zdążyło się wydarzyć. Westchnęłam sfrustrowana. Ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie z potoku myśli. 
- Proszę. 
Do pokoju wyszedł Luke. Uśmiechał się lekko, lecz ja postanowiłam go zignorować i dalej leżeć, wpatrując się w sufit. 
- Isabell kazała przekazać, że pojawił się alarm typu B i musiała natychmiast jechać. 
- Zazwyczaj było tylko D, a B należy do rzadkości. 
Luke położył się koło mnie, nadal uśmiechając się. Był to uśmiech szczery. Widziałam to w jego błękitnych oczach, w które mogłabym patrzeć w nieskończoność. Odwróciłam głowę, czując, że się rumienię. Blondyn zaśmiał się cicho i podniósł się z łóżka. 
- Calum nadal czeka z nadzieją, że pojedziemy na zakupy. 
- Jasne – rzuciłam, niechętnie wychodząc za nim. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Wyszłam z centrum handlowego, uśmiechając się szeroko. Nawet upał jaki panował na zewnątrz nie mógł popsuć mi humoru. 
- Naomi, mieliśmy kupić tylko ramki i kubki - jęknął Calum. 
Odwróciłam się do czwórki chłopaków, którzy nieśli po dwie wyładowane po brzegi torby z zakupami. 
- Wiem, ale przypomniałam sobie, że mam pustą lodówkę po tym jak u mnie na śniadaniu było więcej osób niż ja. 
- No dobra, ale po co ci ta farba do włosów? - zapytał Michael - I w dodatku zielona. 
- To dla ciebie - powiedziałam, na co chłopak uśmiechnął się szeroko. 
Od Calum dowiedziałam się, że Michael uwielbia farbować włosy. Widząc pudełko z farbą i to w dodatku zieloną, uznałam, że nie mogę przepuścić okazji, aby przekonać się czy chłopak będzie wyglądał tak genialnie w tym kolorze jak sobie go wyobrażam.
            Przeszliśmy przez parking w stronę samochodu Luke'a. Patrzyłam jak cała czwórka męczy się niosąc ciężkie torby. Wyforsowałam na przód, chcąc jak najszybciej być w aucie i poczuć na sobie lekki powiew chłodnej klimatyzacji. 
            Na parking wjechał czarny samochód. Obserwowałam go uważnie próbując przypomnieć sobie jak wyglądało auto, które śledziło mnie kilka dni temu. W momencie, gdy zrozumiałam, że jest to ten samochód, osoba siedząca za kierownicą przyśpieszył jadąc prosto na mnie. 
- Naomi, uciekaj! - usłyszałam krzyk Ashtona.
Auto było stanowczo za blisko, abym miała jakiekolwiek szanse na ucieczkę. Jedne, co mi pozostało to patrzeć na puste miejsce, gdzie powinna znajdować się rejestracja i modlić się w duchu, żeby zderzenie z samochodem nie zabiło mnie. Odległość między mną, a autem zmniejszyła się do paru metrów, lecz zanim zdążyło we mnie uderzyć moje ciało z impetem zostało popchnięte i przygniecione innym. Kątem oka dostrzegłam jak chłopaki też uciekają, bo kierowca obrał sobie ich za kolejny cel. Nie wypuszczając toreb z rąk odskoczyli na bok i schowali się za rzędem samochodów.
            Nie musiałam patrzeć kto mi uratował. Luke uniósł się na przedramiona i spojrzał mi w oczy. Wytrzymałam oddech, nie wiedząc czego spodziewać się po nim spodziewać. 
- Czemu do cholery jasnej nie uciekłaś? - warknął. 
- Byłam pewna, że nie zdążę - szepnęłam, czując się kolejny raz tego dnia jak idiotka z powodu swojego zachowania. 
Luke popatrzył na mnie dziwnie i widać było, że jego złość minęła. Wypuściła powietrze ze światem. Blondyn podniósł się i wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją i po chwili już stałam na nogach. Dookoła nas utworzył się mały tłum ludzi, którzy patrzyli na nas z zaciekawieniem i fascynacją. 
- Wsiadaj - rzucił chłopak i otworzył drzwi od samochodu. 
Weszłam do środka, nie odzywając się ani słowem. Jednak nadal był zły. Do środka wpadł Calum, który o razu złapał mnie za ramiona i przytulił. Poczułam dezorientację spowodowaną jego zachowaniem. Przez chwilę tkwiłam w jego objęciach nieruchomo, ale szybko rozluźniłam się i odwzajemniłam uścisk. 
- Nic wam nie jest? - odezwałam się pierwsza. 
- Jest okey - odpowiedział mi od razu - Jedynie Luke się wkurzył. 
- Nie mogłam się ruszyć, bo to był ten sam samochód Calum - powiedziałam. 
- Jaki samochód? - zapytał Michael, wsiadając na przednie miejsce. 
- Kolejna rzecz, o której zapomniałam wam powiedzieć – mruknęłam.
Zaczęłam im opowiadać o tym, co stało się dwa dni temu, podczas gdy blondyn opuszczał parking, nie spuszczając wzroku z drogi. Reszta patrzyła na mnie zaskoczona. 
- Dobra - zaczął Calum - To przestaje być normalne. 
- Zgadzam się - poparł go Michael. 
- David myśli, że ktoś mnie śledził, bo chciał się upewnić czy to ja.
Zapadła długa cisza, a każdy chłopak wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- To jest bardzo możliwe – powiedział Ashton – Teraz pozostaje pytanie kto.
I znowu to samo. Więcej pytań, brak odpowiedzi.
Luke zatrzymał samochód przed moim domem. Wyciągnęłam klucze z kieszeni i wysiadłam z auta, rozglądając się dookoła. Pusto. Przeszłam przez furtkę i odkręciłam się w stronę chłopaków. 
- Bierzcie zakupy, a ja zamówię pizzę - rzuciłam - Na mój koszt. 
- Pepperoni! - krzyknęli chórem, gdy otwierałam drzwi do domu. 
Weszłam do środka z telefonem przy uchu. 
- Pizzeria "Deliziosa" słucham - odezwał się po drugiej stronie dziwnie znajomy głos. 
- Dzień dobry. Chciałabym zamówić trzy duże Pepperoni - skrzywiłam się i usiadłam na blacie w kuchni. 
Znów będę musiała wszystko ściągać. Westchnęłam, a do kuchni wszedł Michael z torbami. Patrzył na mnie i już miał coś powiedzieć, lecz go powstrzymałam, przykładając palec do ust. 
- Adres? 
- Preston 175 - odpowiedziałam. 
- Pizza będzie za około godzinę - rzekł głos po drugiej stronie i rozłączył się bez słowa. 
Prychnęłam. 
- I co? - spytał Michael, który ciągle stał koło mnie. 
- Za godzinę będzie jedzenie. 
Zaskoczyła na podłogę i czując ból w stopach złapałam się blatu. Westchnęłam i zajrzałam do pierwszej torby. Widząc zieloną farbę na wierzchu, uśmiechnęłam się szeroko. 
- Mikeyyyyy! 
Czerwonowłosy popatrzył na mnie z wysoko uniesionymi brwiami, a ja pomachałam mu przed nosem opakowaniem. 
- Bierzemy się?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Schowałam ostatni kubek do szafki i weszłam do salonu w momencie, gdy zadzwonił dzwonek. Zgarnęłam pieniądze, leżące na półce w przedpokoju i otworzyłam drzwi. Od razu poczułam cudowny zapach pizzy. 
- Pani zamówienie - rzekł rozbawionym głosem dostawca. 
Spojrzałam na jego twarz i ujrzałam Davida. 
- Więc teraz pracujesz w naszej ulubionej pizzerii? – zapytałam, wymieniając pieniądze na trzy pudełka. 
- Yhym, Lucas i Diego dobrze mi płacą – powiedział z uśmiechem – No właśnie kazali mi przekazać, że jesteś razem z Isabell zaproszona na ich imprezę.
Pacnęłam się w czoło. Moja słaba pamięć daje się we znaki.
- Dziś są ich urodziny! – pisnęłam przerażona – Całkowicie zapomniałam.
- Wyluzuj – uspokoił mnie – Prezent kupiłem. Będę o siedemnastej. Ok?
- Jasne – odpowiedziałam, uśmiechając się.
Pocałował mnie w policzek i szybkim krokiem opuścił posesję. Zamknęłam nogą drzwi, kierując się do salonu, gdzie chłopaki oglądali jakiś film. 
- Jedzenie.
Postawiłam pudełka na stoliku, życząc im smacznego. Usiadłam na fotelu i sięgnęłam po kawałek 
- Na prawdę myślałaś, że jesteśmy kryminalistami? - spytał Michael z pełną buzią, którego już suche włosy połyskiwały seledynowym kolorem. 
- Do twarzy ci w tym kolorze - rzuciłam po dłuższej chwili -  I tak. Myślałam, że jesteście kryminalistami. 
Zaczęłam ściągać ze swojego kawałka wszystkie dodatki i wrzucałam je z powrotem do pudełka, czemu towarzyszyły zniesmaczone spojrzenia chłopaków. 
- Nienawidzę wszelkich dodatków na pizze - mruknęłam zanim którykolwiek z nich zdążył coś powiedzieć. 
Zagłębiłam się w fotelu i małymi gryzami zjadałam posiłek. 
- Trzeba coś zrobić z tym kolesiem od samochodu - zaczął Ashton. 
- Rejestracji nie było, więc, co my możemy - westchnęłam. 
            Zaległa cisza, przerywana odgłosami telewizji oraz mlaskania. Kartonowe pudełka zostały szybko opróżnione przez chłopaków. Byłam przerażona ich możliwościami pochłaniania, bo nie wyglądali na takich, którzy dużo jedli. Mieli lepsze nogi ode mnie! 
            Błogi spokój nie trwał długo. Telefon któregoś z chłopaków zadzwonił, a ja zauważyłam jak Michael wyciąga z kieszeni urządzenie, które natarczywie dawało o sobie znać. Chłopak zbladł trochę, patrząc na ekran, ale szybko się otrząsnął i odebrał. Osoba, z którą miał przyjemność rozmawiać, nie dała mu nawet dojść do słowa, bo po chwili schował telefon bez słowa z powrotem do kieszeni i westchnął. 
- Matka karze stawić się naszej czwórce za dziesięć minut na komisariacie. Chyba nas o coś podejrzewają.

_____________________________________________________

Witam Was i informuję, że ten rozdział jest także prezentem dla Was z okazji Walentynek.
Ble.

Dziękuję za tysiąc wyświetleń!

Jest to dla mnie duży sukces i motywacja, więc dziękuję, dziękuję, dziękuję.

W zakładce "Bohaterowie" pojawiając się nowe postacie, które będą pojawiać się dosyć często w tym opowiadaniu.
Piszcie swoje opinie na temat rozdziału, wytykajcie błędy i proponujcie poprawki.
Wszystko mile widziane :)

Do następnego piątku!

3 komentarze:

  1. Zauważyłam, że zapominasz o końcówkach np. pozwalają, a powinno być (według mnie) pozwalając (Zamknęłam oczy i wyłączyłam swój umysł na bodźce zewnętrzne, pozwalają żeby mój mózg przetwarzał całą sytuację na nowo <- chodzi mi o to zdanie)

    Tak samo jest z łączeniem słowa "nie" z innymi: np. " nie jedną" (Zniszczył nie jedną rzecz.) Co innego jest, jak napiszesz "nie jedną" a co innego, gdy zamiast tego postawisz "niejedną".

    Uważaj też na powtórzenia: (Ramki, co do jednej zniszczone. Miałam rację. Zniszczył coś, co ma dla mnie jakieś znaczenie.
    - Idźcie zagrzejcie wodę. Ja zaraz przyjdę - rzuciłam klękając koło małego stolika i wyciągając zdjęcia ze zniszczonych ramek.) Mogłabyś tutaj zmienić "zniszczone" na "zdewastowane" np. ogólnie polecam korzystać ze słownika synonimów online, czasem naprawdę się przydaje! (Sama korzystam xD)

    Kiedy masz np. rozmowę i po tym, co dana osoba powiedziała jest jakiś opis, to powinien on być już od kolejnej linii, np. ( tu jest to, co ty napisałaś:)

    "- W szufladzie koło zlewu powinny być plastikowe kubeczki, a w lodówce soki- powiedziałam, chcąc myśleć o czymś innym niż szczypaniu. Luke wykonał zadanie i po chwili na stole stały napoje, a Michael kończył bandażować moją stopę. - Powiesz, co się stało? - zapytał Ashton rozlewając sok pomarańczowy do kubeczków. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić."

    A tak jest bardziej przejrzyście i czytelniej:

    "- W szufladzie koło zlewu powinny być plastikowe kubeczki, a w lodówce soki- powiedziałam, chcąc myśleć o czymś innym niż szczypaniu.
    Luke wykonał zadanie i po chwili na stole stały napoje, a Michael kończył bandażować moją stopę.
    - Powiesz, co się stało? - zapytał Ashton rozlewając sok pomarańczowy do kubeczków.
    Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić."

    To kilka takich moich porad. :)

    Kurcze, ależ mi szkoda Naomi, naprawdę musiała się najeść strachu! Ja też bym pewnie panikowała i była przerażona. Jeszcze potem oglądać tak zniszczone mieszkanie i zranić się w nogę. Pechowy dzień, naprawdę pechowy!

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko sprawdziłam, a i tak błędy zostały. Głównie przez moją nieuwagę, ale mam nauczkę na przyszłość...
      Dziękuję za komentarz i czekam na kolejny rozdział "Zasnutych" :)

      Usuń
    2. Prawda jest taka, że naprawdę ciężko napisać coś całkowicie bezbłędnie, mi się przynajmniej nigdy nie zdarzyło. 0.o
      Najważniejsze to uczyć na pomyłkach i wtedy popełnia się ich mniej i mniej (brzmi cudownie! :D).

      Usuń