piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 10

Każdy komentarz to motywacja. :)

Luke 

            Od paru minut leżałem na łóżku, wpatrując się w biały sufit i czekając, aż zacznę trzeźwo myśleć. Wziąłem do ręki telefon i spojrzałem na ekran. Za kilka minut minie trzynasta, a ja już mam pięć nieodebranych połączeń i do tego dziesięć wiadomości. Niechętnie wziąłem się za przejrzenie wszystkiego. Połowa smsów od Caluma, trzy od Ashtona i dwa od Michaela. Połączenia tylko od Asha. Wybrałem numer do któregoś z nich i czekałem cierpliwie aż dowiem się, na którego trafiłem.
           Błagam, żeby nie był to Cal. 
            - Cześć Lucky - moje błagania nie zostały wysłuchane, bo po drugiej stronie odezwał się brunet.
            - Czego chcecie? – zapytałem, siląc się na jak najbardziej grzeczny ton głosu. 
            - Od pół godziny jesteśmy u Naomi i próbujemy rozpracować tę kamerę - przerwał na chwilę, a ja słyszałem, że się przemieszcza - Powinieneś być, gdy powiemy jej o tym akcie. 
Gówno mnie obchodzi Naomi i jej cała zdzirowata osoba, ale obiecałem jej, że pomogę, więc nie mogę się wycofać. 
            - Jasne - mruknąłem - Za jakieś pól godziny będę. 
            - Do zobaczenia - rzucił Calum i rozłączył się. 
            - Do zobaczenia – odpowiedziałem, choć wiedziałem, że już mi nie odpowie. 
            Wstałem z łóżka i jęknąłem, gdy poczułem jak bardzo moje mięśnie spięły się podczas snu, a o plecach lepiej nie mówić. Podszedłem do dwuskrzydłowej szafy i wyciągnąłem typowe dla naszej czwórki ubrania. Czarne spodnie i do tego jakąś koszulkę, na którą nie zwróciłem większej uwagi. Przeszedłem przez drzwi koło szafy prosto do łazienki. Umyłem zęby i zostawiając włosy w nieładzie, założyłem na siebie ubrania. Zabrałem telefon z łóżka i wyszedłem z pokoju.
            W domu panowała cisza, która może mogła oznaczać tylko ojca w pracy i matkę na mieście. Zbiegłem po schodach na parter, a w oczy rzuciły mi się kluczyki do mojego samochodu. Chwyciłem je i dużymi krokami podszedłem do drzwi. Nasunąłem na nogi trampki i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi na klucz. Na podjeździe stał mój samochód, błyszcząc w promieniach słońca. Ojciec był tak kochany, że zabrał go do myjni. Wsiadłem do środka i odpaliłem silnik. Jak dobrze być we własnym aucie, które zna się na pamięć. Pilotem otworzyłem bramę i włączyłem się do ruchu drogowego. 
            Nie chciałem jechać do Naomi i spędzić najbliższych kilka godzin w jej domu, patrząc jak biedna, mała dziewczynka załamuje się, gdy dotrze do niej, że jej rodzice prawdopodobnie nie byli jej rodzicami. Ach jak mi przykro. 
            "I tak ją kochasz", szepnęła moja podświadomość. 
            Prychnąłem. Wiem, że coś do niej czuję i wiem także, że jej załamanie będzie mnie dużo kosztować. Nienawidzę patrzeć jak ona płacze, a teraz nie mogę jej dotknąć, bo to co "zbudowaliśmy" okazało się być z jej strony kłamstwem. Znam siebie i szybko pozbędę się uczyć względem Naomi, które pozostawią po sobie pustkę, a ona stanie się dla mnie obojętna. Proste i szybkie obliczenia. 
            Zatrzymałem się przed domem Farell i wysiadłem z samochodu. Nie śpiesznie przeszedłem odległość między furtką, a drzwiami, aby później bez pukania wejść do środka. Czułem zapach tostów i kawy. Skierowałem się do salonu, wiedziony zapachem i odgłosami rozmów. Zobaczyłem Caluma i Ashtona, siedzących na podłodze i wpatrujących się w ekran laptopa oraz Michaela rozłożonego na kanapie za nimi. Dopiero po chwili zauważyłem, że znad nóg Mikey'ego wystają czyjeś stopy. Postąpiłem do przodu i zobaczyłem Naomi, która zajmowała większość miejsca i prawdopodobnie spała, sądząc po zamkniętych oczach i ręce na twarzy. 
            - Hej - rzuciłem do wszystkich. 
            - Na stole jest talerz z tostami i napoje. Bierz jak chcesz - powiedział Cal, nie odwracając wzroku od ekranu laptopa. 
            - Oni tak od początku - mruknął Michael, odchylając głowę na oparcie kanapy i zamykając oczy. 
Wzruszyłem ramionami i podszedłem do chłopaków. Wziąłem sobie jednego tosta i siadając koło nich, zacząłem powoli jeść. Spojrzałem na ekran urządzenia i próbowałem wywnioskować, co właśnie się dzieje. 
            - Co to jest? – zapytałem, marszcząc czoła. 
            -Ash stara się namierzyć komputer, na który były ściągane nagrania z kamery - odpowiedział mi Cal. 
            Ashton, najstarszy z nas wszystkich za rok kończy studia i jest lepiej rozwinięty w tym temacie. Umie więcej i więcej wie, co nie znaczy, że my jesteśmy kretynami. 
            Ash cały czas stukał w klawisze, a mapa całego Sydney przybliżała się i oddalała w różnych miejscach miasta. Program do namierzania ”pożyczyliśmy” od mojego ojca i nie ma możliwości, aby nie znaleźć komputera, do którego były wysyłane nagrania z kamery. Irwin dostał bzika na punkcie tego programu, kiedy tylko go załatwiłem, więc teraz potrafi posługiwać się nim na poziomie pracowników ojca. 
            Podniosłem się na chwilę, żeby sięgnąć po tosta i nawet przy tej czynności coś musiało mnie ominąć. 
            - Nie, nie, nie! - rozpaczliwy krzyk Asha ponownie przyciągnął moją uwagę do laptopa. 
            - Co jest? - zapytałem. 
Prze całą długości ekranu ciągnął się zielony pasek, który powoli załadowywał się na czerwono. 
            - Ktoś usuwa wszystkie dane z laptopa tym samym przepalając obwody. To niemożliwe! - krzyczał ciągle, zawzięcie uderzając w klawisze. 
            W tym momencie nic nie mogłem zrobić. To on jest specem od komputerów. Ja jedynie mogę patrzeć jak jego wielka miłość zaraz odejdzie. Chłopak wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Jego palce śmigały po klawiaturze w zwrotnej prędkości, ale to nic nie dało. Pasek załadował się do końca, a laptop zgasł z sykiem. Ashton przytulił się do urządzenia i byłem pewny, że płacze. Calum poklepywał go po plecach. 
            - Ash - szepnęła sennie Naomi - To nie koniec świata. 
Przytuliła go w pasie, a ja nie mogłem powstrzymać zgrzytania zębami. Miła wersja Naomi potrafi idealnie ukryć jej prawdziwe jej prawdziwe oblicze, którego nikt nie chciałby poznać.
            - Wiem. Mam drugiego laptopa ze wszystkimi danymi, ale to z tym miałem zamiar się ożenić! 
Każdy popatrzył na niego jak na idiotę. Oszalał do końca. Calum zakasłał, zwracając na siebie uwagę. 
            - Naomi musimy ci coś powiedzieć - mruknął niepewnie. 
            - Co takiego? - zapytała i opadła z powrotem na kanapę. 
            - Przeglądaliśmy twoje akta policyjne i...
            - Tak wiem, że kradzież czapki policjantowi była głupim pomysłem, ale byliśmy pijani - jęknęła. 
            - To nie to - westchnął brunet - Twój akt urodzenia jest podrobiony. 
Zapadła cisza. Dziewczyna uniosła się na łokciach i zaczęła śmiać. 
            - Calum twoje żarty są coraz bardziej kiepskie - powiedziała między napadami śmiechu. 
            - On mówi prawdę - szepnął Michael, patrząc jej w oczy. 
Jej śmiech zmienił się z radosnego w histeryczny, którym chciała chyba zastąpić łzy. Pozwoliliśmy jej na to, czekając aż się uspokoi. W końcu ucichła, ale widać było dokładnie jak stara się powstrzymać łzy. 
            - Jak to? - zapytała cicho. 
            - Podpis został podrobiony, a pieczątka namalowana. 
            - Moja mama była malarką – szepnęła.
Blondynka poderwała się z miejsca i zaczęła iść w stronę schodów. Nie czekając na nas, weszła na górę. 
            - Chodźcie! - krzyknęła, a my posłusznie ruszyliśmy za nią. 
Naomi stała na środku korytarza i próbowała sięgnąć sufitu patykiem z haczykiem na końcu. 
            - Co ty robisz? - zapytałem, zaskoczony, że w ogóle się do niej odezwałem, ale to, co robiła było naprawdę dziwne, więc nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem pytania. 
            - Jedynym miejscem, do którego zabroniła mi wchodzić moja mama, to strych. Niech ktoś otworzy klapę - westchnęła zrezygnowana. 
            Calum podszedł do dziewczyny i zabrał patyk, a następnie zahaczając nim o coś w suficie i pociągnął do siebie. Właz opadł, a drabina sama się rozłożyła. Naomi nie czekając ani sekundy, weszła po drabinie i znikła na strychu. Wzruszyłem ramionami i podążyłem za nią. Oślepiło mnie światło, które zalało całe pomieszczenie. Był to duży pokój, całkowicie zastawiony kartonami. Wszystko pokrywała warstwa kurzu, która przy każdym najmniejszym ruchu unosiła się i zachęcała do kichnięcia. 
            - Czego mamy szukać? - zapytał Calum, który wszedł jako ostatni. 
            - Wszystkiego, co może okazać się przydatne. Moja mama nigdy niczego nie wyrzucała tylko zostawiała tutaj - odpowiedziała mu blondynka i otworzyła pierwszy karton. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rysunki, stare zdjęcia, pamiątki z wakacji i innego rodzaju śmieci. Sięgnąłem po kolejny karton, który mógł okazać się strzałem w dziesiątkę. Całe pudło zapełnione było listami, których adresatem była mama Naomi. Każdy z nich był od jednego nadawcy. "Przyjaciela". Większość była o szkole i tym podobnym, ale w końcu trafiłem, na coś, co może być przełomem. 

"Droga Elizabeth. 
To moja wina. Pomimo, że byliśmy pijani nie powinniśmy tego robić, a ja nie powstrzymałem nas przed tym. Jeżeli Twoja decyzja o oddaniu tego dziecka została przemyślenia to ja popieram Cię i zostanę z Tobą do końca. Nigdy nie powinno do tego dojść. Mam nadzieję, że pomiędzy nami nic się nie zmieni i nadal będziemy przyjaciółmi pomimo, że już wiesz, że Cię kocham. 
Twój Przyjaciel"

"Droga Elizabeth. 
Tak się cieszę, że to chłopiec. Przykro mi, że nie mogłem być z Tobą przy porodzie. Mam nadzieję, że czujesz się dobrze i zapewniono tobie odpowiedni komfort. Niedługo się spotkamy. 
Twój Przyjaciel"

            Czytałem pozostałe, pozwalając wciągnąć się w historię Elizabeth oraz Przyjaciela i nie przejmując się, że naruszam prywatność zmarłej osoby. Teraz najważniejsza jest prawda. Kolejne listy były krótsze odkąd matka Naomi powiadomiła swoje przyjaciela o swoim ślubie. 

"Droga Elizabeth. 
Nie podoba mi się, że zgodziłaś się za niego wyjść. Uważam, że nie jest on dla ciebie odpowiednią osobą, ale jeżeli jesteś szczęśliwa, kim jestem, aby ci to odbierać? Do zobaczenia za kilka dni na twoim ślubie. 
Twój Przyjaciel"

            Następny kartka, która wpadła mi w dłonie wręcz mnie zszokowała. Nie sądziłem, że coś takiego znajdę tutaj i żałuję, że to ja jestem tą osobą, która będzie musiała pokazać to reszcie.

"Droga Elizabeth. 
Zgadza się. Nadal Cię kocham i zachowałem się jak dupek, wykorzystując twój brak trzeźwości. Powtarza się historia z college’u, nieprawdaż? John dobrze postąpił, wybaczając tobie, a ja spełnię twoją prośbę i już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Zrób dla mnie jedną rzecz. Gdy dziecko się urodzi i będzie to dziewczynka nazwij ją Naomi. Drobny gest, a dla mnie będzie znaczył bardzo dużo. Do zobaczenia, kiedyś. 
Twój były Przyjaciel"

            Przerzuciłem pozostałą resztę listów, które były pisane pomiędzy matką Naomi, a różnymi osobami, aż natrafiłem ponownie na list od Przyjaciela, którego nastawienie do Elizabeth zmieniło się diametralnie.  

"Droga Elizabeth. 
Zabiję Cię za to, że odrzuciłaś moje szczere uczucia kiedyś i robisz to nadal. Związałaś się z tym kretynem, który Cię zdradził, ale ty jak idiotka mu wybaczyłaś. To ze względu na córkę, która nie jest jego? Zapewne tak. Ile ona ma teraz lat? Piętnaście, szesnaście, siedemnaście? Zaproponowałem Ci, że się wami zajmę, ale ty jesteś zaślepiona tymi swoimi sztucznymi uczuciami względem Johna. Czy tak ciężko ci zrozumieć, że zawsze kochałaś mnie? Zawsze byłem koło ciebie. Wspierałem Cię i pomagałem. Nawet po tylu latach ciszy pomiędzy nami jestem przy tobie. Obiecuję Ci, że Cię zabiję i twojego kochanego mężulka także. Naszą córkę przygarnę jako "pamiątkę" naszego uczucia, którego ciągle się wypierasz. Niedługo się zobaczymy i obiecuję Ci, że będzie to nasze ostatnie spotkanie. 
Twój Przyjaciel"

            Wpatrywałem się w kartkę papieru, która była symbolem śmierci rodziców Naomi. Zostali zabici przez miłość jakiegoś mężczyzny, który był przyjacielem matki Naomi i zakochał się w niej bez pamięci. Pomiędzy miłością, a nienawiścią jest cienka granica. Sam coś o tym wiem, ale nigdy nie posunąłbym się do aż tak drastycznych metod względem Naomi.
            - Luke, co jest? - zapytał Ash, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. 
            - Znalazłem zabójcę - odpowiedziałem mu i podałem kartkę. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            Siedzieliśmy w salonie, wpatrując się w listy i prawdziwy akt urodzenia Naomi. Dziewczyna piła mocną herbatę uspokajającą, bo po przeczytaniu wszystkiego stała się roztrzęsiona. Jednego dnia dowiedziała się, że gdzieś tam ma brata, zabójcą jej rodziców jest przyjaciel jej matki, a z aktu urodzenia wynikało, że jej ojciec jest nieznany. Pomimo wszystko jest mi jej szkoda. Widząc ją jak trzęsącą się dłonią podnosi kubek mam ochotę zabrać go jej i pomóc jej się napić. Nienawiść do jej osoby jest silniejsza niż miłość, uczucie, które zniszczyło jej życie i nie pozwala mi się nawet do niej zbliżyć, choć tak bardzo chcę ją przytulić i pocieszyć.
            Tak blisko zabójcy, a za razem tak daleko. Żadnego konkretnego imienia czy nazwiska tylko podpowiedzi. 
            - Nie jest tak źle - pocieszał blondynkę Calum. 
            - Jest genialnie - mruknęła mu w odpowiedzi i napiła się kolejnego łyka. 
            - Naprawdę nie jest tak źle jak ci się wydaje - powiedział pogodnie Cal. 
            - Tak wiem, Calum, nie jest źle - warknęła - Mój tata nie jest moim tatą, mam brata, którego nigdy nie poznałam, a my jesteśmy tak blisko zabójcy moich rodziców, ale on i tak pozostaje nieuchwytny!
Patrzyła na nas wściekłym wzrokiem. 
            - Ale wszystko jest dobrze! - kontynuowała - Nie ma się czym martwić. Prawda, Calum? To nic złego, że mój prawdziwy ojciec jest zabójcą moich rodziców. Zgadza się? 
            Odreagowywała na nas stres, złość i  strach. Nie powinna tego robić, a widząc zranioną minę Caluma, zagotowało się we mnie. On chciał ją tylko pocieszyć i jakoś wesprzeć, a ona naskoczyła na nas, a głównie na niego. 
            - My już pójdziemy, a ty ochłoń - rzuciłem ostro i podniosłem się z miejsca - Jakby, co będziemy u Michaela. 
Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się do samochodu. Oparłem się plecami o maskę auta i czekałem aż reszta przyjdzie. Najpierw pokazał się Ashton z Michaelem, a na końcu Calum, który zatrzymał się w wejściu i pokiwał głową. W drzwiach mignęły blond włosy i po chwili zostały zatrzaśnięte z hukiem. Wsiadłem do samochodu i odetchnąłem głęboko, chcąc wyzbyć się frustracji, spowodowanej zachowaniem Naomi.
            - Popieprzyło ją do końca - powiedziałem sam do siebie. 
            - Stary, nie bądź taki ostry względem niej - powiedział Ashton, zajmując miejsce pasażera koło mnie - Jak ty byś się czuł, gdybyś dowiedział się o takich rzeczach? 
Żle, ale się do tego nie przyznam, bo stanąłbym w obronie dziewczyny, a aktualnie w tym momencie moje dobre uczucia względem Naomi przegrywają z nienawiścią. Tak kocham ją i tak nienawidzę jej. To idiotyczne, że mogę żywić dwa tak skrajnie różne uczucia do jednej osoby. 
           - Genialnie - mruknąłem w odpowiedzi i odpaliłem samochód.

__________________________________________________________

Tym razem bez żadnego opóźnienia daję Wam wspaniały rozdział, który mnie samą zachwyca. No dobra, nie popadajmy w samozachwyt, bo błędów zapewne jest pełno, ale to mały szczegół. 

Mam małe info, którego jest na tyle pewne, że mogę się nim z Wami podzielić. Całe opowiadanie ma zaplanowane 22 rozdziały + epilog. Mam już zarys całej akcji, więc wątpię w jakiekolwiek zamiany.

Zakładka "Wasze blogi" niedługo powróci, ale najpierw muszę pozałatwiać sprawy szkolne (głupie wytłumaczenie).

Zapraszam na mojego drugiego bloga
http://end-of-the-world-fanfiction.blogspot.com/

Wesołych świąt, kochani! <3

7 komentarzy:

  1. Możesz popadać w samozachwyt bo ja też uwarzam że rozdział jest świetny ^^ piszkaj dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! Masz rację! Możesz być z siebie ogromnie dumna! Każdy rozdział jest wspaniały! Ten również! Jest świetny! Mam OGROMNY talent dziewczyno! ♥
    Trochę mi szkoda Luke'a ale i również Naomi... Mogłaby mu już powiedzieć prawdę :( Wtedy może by oboje aż tak bardzo nie cierpieli :(
    Chociaż w sumie jak są w takich relacjach jak teraz to można jeszcze wiele ciekawych rzeczy wymyślić ;D ... Ugh to nie wiem. Zdaję się na Ciebie! :D

    Tak mi szkoda tej dziewczyny. Dowiaduje się, że jej ojciec nie jest jej prawdziwym ojcem...
    Zabójstwo z miłości? Ciekawie!.. Ale i tak cały czas mi się wydaje, że to ojciec Luke'a! xD (A jeśli by to była prawda to by znaczyło, że... oni to rodzeństwo O.o ) Dobra nie ważne nie słuchaj mnie xD Ciekawa jestem kim jest ten "Przyjaciel"

    Trochę mi smutno, że będą tylko 22 rozdziały i Epilog :( To dla mnie stanowczo za mało!

    Również życzę Ci wesołych świąt! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Naomi :/
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :-P

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi się!
    zapraszam do siebie :)
    pojawił się zwiastun, jest on w zakładce po lewej stronie:)
    serdecznie zapraszam :D
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super jestem po stronie luka bo Naomi troche przesadza chodź rozumiem że jest zła i wgl ale nie powinna się na nich wyładowywać, czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam i życze weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog! Bede tu zaglądać częsciej - zapraszam do siebie, twoja opinia dobrej pisarki wiele dla mnie znaczy!
    http://zanurzsieglebiej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń