sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 13

Naomi 

            - Dasz sobie radę? – zapytał Calum, stojąc w drzwiach pokoju. Uśmiechnęłam się lekko do bruneta, kiwając głową. Chłopak podszedł do mnie i przytulił, czochrając moje włosy.
            Było kilka minut po północy. Cal siedział ze mną tutaj, aż do tej pory, ale, gdy zauważyłam jak zasypia na fotelu, kazałam wrócić do domu. Już wcześniej powinnam go odprawić, ale za każdym razem stawiał się i mówił, że za chwilę sobie pójdzie.
            Zamknęłam drzwi za Calumem i oparłam się plecami o nie. Spojrzałam na Davida, który spokojnie oddychał i kręcił się przez sen. Ciężko było mu zasnąć nawet po masakrycznie dużej ilości środków przeciwbólowych.
            - Ash, powinieneś już spać – mruknęłam, opadając na fotel między łóżkami chłopaków. 
Byłam zmęczona całym dniem, a biel pomieszczenia podrażniała moje oczy nawet w tak słabym świetle jakie rzucała lampa nocna na szafce. 
            Nikt nie sądził, że pilnowanie chłopaków będzie konieczne, lecz po kilku próbach wymsknięcia się Ashtona i przez nachalne zachowanie Davida względem pielęgniarek, zostało wymagane albo chłopaki zostaliby przywiązani do łóżek. Zachowywali się jak dzieci, a szczególnie Ash, który jeszcze do niedawna proponował mi pieniądze za pomoc w ucieczce. 
            Cisza w pomieszczeniu była przerywana tylko odgłosami uderzania śrubokrętów o metalowe powłoki kamer, którymi nieprzerwanie zajmował się Irwin.
            - Jest! - ryknął Ashton tym samym rozbudzając Davida. 
            - Co? - mruknął sennie chłopak. 
Lekko pchnęłam przyjaciela z powrotem do pozycji leżącej i odgarnęłam jego włosy z czoła. Chłopak uśmiechnął się do mnie i zamknął oczy. 
            - Ash, kretynie, miałabym problem, gdyby się rozbudził - powiedziałam ściszonym głosem. 
            - Przepraszam, ale udało mi się. Mam kod dostępu do tej kamery i nadal działa po złożeniu. 
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na bruneta. Wiedziałam, że Ash jest utalentowanym informatykiem i zna się na różnym sprzęcie, ale ostatnia akcja zmieniła trochę mój punkt widzenia, co do umiejętności chłopaka. Nie sądziłam, że sobie poradzi z tym w dodatku, że była to ostatnia kamera jaką rozmontowywał, bo poprzednie schrzanił. 
            - Mam ochotę cię ucałować – szepnęłam, patrząc to na kamerę, to na Ashtona. 
            - Nie krępuj się - powiedział i uśmiechnął się zadziornie. 
Parsknęłam śmiechem i szturchnęłam chłopaka w ramię. 
            Wyciągnął spod poduszki laptopa i włączając go, podłączył kamerę do urządzenia. 
            - Posłuchaj mnie uważnie - mruknął - Gdy na ekranie pojawi się pasek, będę mieć parę sekund na wpisanie kodu dostępu. Nie potrafię skupić się i na czytaniu go, i jednocześnie wpisywaniu, więc mi go podyktujesz, ok? 
            Pokiwałam głową i wlepiłam wzrok w ekran urządzenia, na którym wyskoczyła mapa świata minimalizująca się powoli do obszaru Sydney. Gdy wyskoczył zielony pasek, nie czekałam na polecenie Ashtona tylko zaczęłam czytać wyraźnie rząd cyfr wymieszanych z literami. Nagle ciszę w pomieszczeniu przerwało wielokrotne piknięcie. Wytrzymałam oddech, gdy na ekranie pokazała się dokładna lokalizacja urządzenia, na które były przesyłane wszystkie nagrania z kamer. Ash wziął telefon i szybko wstukując coś na nim, przyłożył go do ucha. 
            - Mamy go, przyjedzie jak najszybciej pod szpital. 
Popatrzyłam zdziwiona na chłopak, na co on posłał mi lekki uśmiech. 
            - Macie jakąś godzinę od teraz, gdy koleś dowie się, że go namierzyliśmy. Musicie jechać natychmiast. 
            - Nie mogłeś poczekać z tym do rana? To nie jest dobry pomysł, żebyśmy jechali tam teraz – mruknęłam niezadowolona.
Chłopak nadal wpatrywał się w ekran laptopa, wpisując coś na klawiaturze.
            - Zabezpieczenia jego urządzeń są za dobre i wykryją to, że zostały namierzone. Nie przewidziałem takiej możliwości –  powiedział, a ja pokiwałam głową, wiedząc, że chłopak  wytłumaczył mi skomplikowane działanie systemu namierzania w skróconej wersji, którą mogłabym zrozumieć.
            Wzięłam od Ashtona bluzę i zarzuciłam nią na swoją wymiętą koszulkę. Uściskałam bruneta i po cichu wyszłam z pokoju. Ciszę panującą w szpitalu, przerywały piknięcie aparatur, które rozchodziły się echem po całym budynku. Nie słychać było rozmów, a jedynie jęki bólu. Białe, sterylne ściany raziły w oczy, przypominając mi o mojej wizycie tutaj pół roku temu. Czułam chemikalia i środki dezynfekujące, które przyprawiają mnie o młodości. Przyspieszyłam kroku i chcąc jak najszybciej wydostać się z budynku, zbiegłam po schodach zamiast skorzystać z windy. Pustki na korytarzach dodatkowo przyprawiały mnie o dreszcze.
            Będąc sama w tym budynku, wspomnienia powracały. Pamiętam jak tutaj dowiedziałam się, że moi rodzice nie żyją, jak lekarze zdjęli mi bandaże, a ja ujrzała bliznę, na widok której większość ludzi posyłało mi dziwne spojrzenia. Chciałabym o tym wszystkim zapomnieć.
            Wypadłam przez drzwi na zewnątrz i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu samochodu Luke’a, chociaż wiedziałam, że na pewno ich jeszcze nie ma. Jedyne, co zobaczyłam to stojącą w oddali postać.
            To on. Byłam tego pewna na tyle, że zerwałam się do biegu. Tak samo jak poprzednim razem zabójca widząc, zmierzającą mnie w jego stronę, zaczął uciekać. Tym razem mu nie odpuszczę. Dowiem się, kto to jest. Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do ”ojca”, coraz lepiej słyszałam jego śmiech. Szyderczy i pełen radości jakby to wszystko było wspaniałą zabawą. Strach wywołany śmiechem, który tak dokładnie pamiętam sprzed pół roku, został zagłuszony przez przypływ adrenaliny. 
            Wbiegłam na okrągły plac między blokami, ale jego już nigdzie nie było. 
            - Twoja kochana mamusia zdradziła tatusia? - męski głos niósł się po całym placu. 
Rozejrzałam się dookoła, ale nie potrafiłam zlokalizować skąd głos pochodzi. Wydobywa się zewsząd. 
            - Babcia już się tobą nie zajmie? - kolejne pytanie ze strony zabójcy, a ja mocno zacisnęłam dłonie w pięści. 
            - Dwójka twoich przyjaciół leży w szpitalu przez twoją głupotę? 
            Wszystko się zatrzymało i ucichło. Nie zwracałam uwagi na zataczających się gdzieś pijanych ludzi, światła w oknach i wszystkich, którzy mogli to zaobserwować. Istniał tylko jego głos i słowa, które wbijały się we mnie jak małe igiełki poczucia winy.
            Nie mogłam nic poradzić na śmierć rodziców, ale to, co stało się babci było przeze mnie, tak samo moją winą było to, że David i Ashton leżą w szpitalu.
            Krew we mnie wrzała ze złości, a oczy szkliły się z powodu zbyt wielu wypowiedzianych słów.
            - Wyjdź to porozmawiamy! – krzyknęłam, nie mogąc dalej słuchać tego, co ma mi do powiedzenia. 
            - Spokojnie - zaśmiał się jakbym powiedziała coś śmiesznego - Już niedługo wyjdę i zobaczymy czy wtedy będziesz taka odważna. 
            Ponownie rozejrzałam się po placu, ale nic nie wskazywało na obecność zabójcy. Żadnych mignięć światła ani źródła dźwięku, który rozchodził się równomiernie z każdej strony. 
            - Już niedługo zakończymy naszą grę - głęboki pomruk połączony ze śmiechem niczym w filmach z czarnym charakterem. Już wiem skąd facet czerpał inspirację. 
            Koniec gry, ale ostatnie słowo nie będzie należeć do niego tylko do mnie. 
            Dalej rozglądając się dookoła, wycofałam się tą samą drogą, którą tu dotarłam. Wszystko toczyło się dalej. Ludzie gdzieniegdzie śpieszyli chodnikami pomimo później pory, samochody od czasu do czas mijały mnie, a w oknach paliły się światła. Nikt nie był świadkiem tej całej sceny i nikt nie wie, że właśnie w Sydney toczy się prawdziwa walka na śmierć i życie, której rozstrzygnięcie zależy od tego czy grupa nastolatków pozna prawdę szybciej niż ta ich zabije.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            - Nie wiesz, skąd pochodził głos? - spytał ponownie Calum. 
Pokręciłam jedynie głową, nie chcąc być niemiłą dla chłopaka. 
            Siedziałam na tylnym siedzeniu w samochodzie Luke'a i cierpliwie odpowiadałam na każde pytania chłopaków, mające związek z całą sytuacją jaka miała miejsce przed ich przyjazdem. Wydawali się być zmartwieni moi stanem psychicznym, a zarazem zdenerwowani, że jestem taka głupia i za nim pobiegłam.
            - Ash jesteś pewny, że to tutaj? - zapytałam po raz kolejny, spoglądając na stary magazyn. 
            - Tak, N – usłyszałam westchnięcie w głośniku telefonu, a ja zdziwiłam się, że mnie tak dziwnie nazwał - To jest to miejsce. Zostało wam piętnaście minut. 
            - Jasne - rozłączyłam się i popatrzyłam na chłopaków. 
            Ich miny mówiły same za siebie. Tak samo jak mi nie podobało im się miejsce, w którym wylądowaliśmy. Patrząc na opuszczony magazyn, przechodziły mnie dreszcze, które potęgowała złowroga ciemność dookoła. Nienawidzę Ashtona, który nie mógł sobie darować rozkręcania tych kamer i iść spać.
            Luke przejechał jeszcze kilka metrów i zaparkował między drzewami tak, że żaden przejezdny nie zauważyłby samochodu. Wysiadłam jako pierwsza i zrobiłam parę kroków w kierunku siatki odgradzającej magazyn od lasu dookoła. 
            - Kto, do cholera, buduje magazyn w takim miejscu? - jęknął Calum - Przecież to wygląda strasznie. 
            Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę bramy. Łańcuchy okazały się być na tyle luźne, że dało radę przejść na spokojnie między skrzydłami. Szliśmy zbitą grupą do głównego wejścia. Otwarty teren wystawiał nas na odstrzał, ale w tym momencie nikt o tym nie myślał. 
            Stanęłam przed małymi drzwiami w ogromnej bramie, która musiała podnosić się do góry, gdy jeszcze działała. Nie zdziwiłam się, że po naciśnięciu klamki drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. 
- A więc tak - zaczął Luke - Wchodzimy nisko pochyleni, aby było nas trudniej dostrzec. Idziemy nadal... 
Weszłam do środka, nie zwracając uwagi na polecenia blondyna. 
            - Co ty robisz? - syknął chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek. 
            - Pomyśl tylko – warknęłam, wyrywając się z jego zbyt mocnego uścisku - Gdyby on tu był już dawno leżelibyśmy z kulką we łbie. 
Ruszyłam dalej, rozglądając się po kątach. Niemożliwe, aby w takim miejscu były jakieś komputery. 
            - Musicie to zobaczyć! 
Krzyk Caluma poniósł się echem po magazynie, ale teraz nikt się nie przejmował. Szłam kierowana bladą poświatą, której na początku nie zauważyłam. Skręciłam koło ogromnych skrzyni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. 
            Stanęłam jak wryta, widząc zbiór najróżniejszych sprzętów wyjętych prosto z jakiegoś filmu o NCIS. Czułam jak z mojej twarzy dopływa krew, a nogi uginają się, nie mogąc utrzymać ciężaru ciała. Wstyd i upokorzenie mieszały się ze sobą, próbując wyrwać się na zewnątrz w postaci łez bezsilności. On to wszystko widział, a teraz widzą to także chłopaki. Na każdym ekranie przewijały się sceny, które kamerom udało się nagrać w moim domu. Ja, gdy się przebieram w pokoju, biorę prysznic, robię śniadanie, leżę na kanapie.
            Na sztywnych nogach podeszłam do stołów i rzuciłam się na wszystko, spychając cały sprzęt na ziemię. Nie zwracałam uwagi na hałas jaki robiłam. Czułam się upokorzona. Widział każdy mój ruch i czynność, które wykonywałam w domu. Byłam podglądana w każdym momencie, w miejscu, które uważałam za najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Chłopaki nawet nie próbowali mnie powstrzymać. Wiedzieli jak się czuję i jedynie odsunęli się na bok, aby nie paść ofiarą mojego napadu szału. Ostatni komputer spadł na betonową podłogę, rozpadając się na kawałki. Mój głośny oddech przerywał ciszę jaka nagle zapadła. 
            - Nie wydaje wam się to dziwne, że zostawił to wszystko na naszą pastwę? - zapytał Michael, a mi w głowie zapaliła się czerwona lampka. 
            Zaślepiona wstydem nie zwróciłam uwagi na coś tak bardzo oczywistego. To był podstęp. On wiedział bardzo dobrze, że tu przyjedziemy i pozwolił to wszystko zniszczyć, ale za jaką cenę? 
            - Zwijajmy się stąd... - zaczął Calum, ale głośny huk gwałtownie otwieranych drzwi, zagłuszył jego dalsze słowa. 
            - Policja! Niech wszyscy podniosą ręce do góry!
 ___________________________________________________

Witam wszystkich, którzy jeszcze tutaj są!
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj.
Pierwsza wersja nie podobała mi się, a tą uważam za całkiem udaną.

Mam nadzieję, że pomimo wszystko się spodoba. :)

Zostało jeszcze 10 rozdziałów + epilog!


5 komentarzy:

  1. Jak ty możesz kończyć w takim momencie? No jak? Tak się nie robi xD Naprawdę jestem strasznie ciekawa jak się to wszystko dalej potoczy. Do następnego rozdziału :*
    Pozdrawiam
    ~Budyń

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się wpakowali...Mam nadzieję, że może ojciec Luke'a im jakoś pomoże. W końcu jest detektywem, może ma kontakty xd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uu :D
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ŚWIETNE! naprawdę, jestem pod wrażeniem! :)
    oby tak dalej! czekam z niecierpliwością :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń