Naomi
Chwiejnie wstałam
z podłogi i wyszłam z kuchni, aby ujrzeć jak Luke znika na piętrze razem blond
plastikiem. Poczułam ukłucie zazdrości. Myślałam, że może nasza znajomość i ten krótki taniec coś dla niego znaczą, ale jak widać
musiałam już być bardzo pijana, żeby tak pomyśleć.
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam Davida, który stał razem z
Lucasem i grupą chłopaków na tarasie. Przebiłam się przez tłum i bez słowa
weszłam pomiędzy nich. Uderzyłam otwartą dłonią Davida, na co on złapał się za policzek i syknął z bólu.
- David czyżby któraś z twoich byłych? -
zapytał jakiś nieznajomy chłopak, którego zignorowałam.
- Przecież widzisz, że jestem trzeźwy -
warknął przyjaciel - Nie musisz tego sprawdzać.
- Wspaniale, ale ja jestem pijana i mam
zły humor. Chcę wracać do domu.
- Skarbie - zaczął ten sam chłopak, który
wtrącił się na samym początku - Nie uciekaj. Mogę się tobą zająć.
Posłałam mu spojrzenie, które moim zdaniem
mogłoby zabić każdego. Nikt nie ma prawa tak do mnie mówić, a ten obleśny typek
tym bardziej.
Krew zawrzała w moich żyłach. Zacisnęłam dłoń w pięść i już miałam
się zamachnąć, gdy David złapał mnie w pasie, a Lucas podniósł nogi. Próbowałam
się wyrwać, bo czułam niesamowitą ochotę i potrzebę uderzyć w twarz tego
bezczelnego kolesia.
- Odwiozę cię - powiedział szybko David i
razem z bliźniakiem zaczęli mnie wynosić.
- Ale ja muszę go uderzyć! - krzyknęłam,
nie przerywając szamotaniny.
- Dasz sobie radę? - zapytał Lucas Davida,
ignorując mnie całkowicie.
- Isabell w kuchni. Muszę zobaczyć Isabell
- jęknęłam.
Chłopaki popatrzyli po sobie i bez słowa
zanieśli mnie do kuchni. Postawili mnie dopiero, gdy dotarliśmy na miejsce.
Trójka przyjaciół Luke'a i Isabell spali wtuleni w siebie na podłodze, a po
Diego ani śladu.
- Nie budź jej - zatrzymał mnie Lucas -
Zajmę się nią.
Pokiwałam głową i widząc nieotwartą
butelkę alkoholu na blacie, chwyciłam ją. Podeszłam do zbitki moich znajomych i
każdego pocałowałam w czoło. Odwróciłam do Lucas i rzuciłam mu się na szyję.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego -
pocałowałam go w policzek i pozwoliłam, żeby David wyniósł mnie z domu.
Jego samochód stał na podjeździe, więc
daleko nie musiał mnie dźwigać. Wsadził mnie na tylne siedzenie, a ja otworzyłam
butelkę i zaczęłam pić. David zajął miejsce kierowcy i włączył silnik.
- Zniszczyłam ci imprezę. Przepraszam
- Mała, wiedziałem, że to się tak skończy
dlatego nie piłem - powiedział z uśmiechem - Czekałem, aż przyjdziesz i mnie
uderzysz.
Upiłam kolejne parę łyków alkoholu, które
podsunęły mi genialny pomysł.
- Wiesz jak robi się spaghetti? -
zapytałam.
- Yhym - mruknął w odpowiedzi.
- Nie, nie wiesz - rzuciłam - A, więc
słuchaj.
Zaczęłam opowiadać mu o sposobie
przyrządzania dania od podstaw. David co chwilę się powtarzał mi, że
jestem głupia. Nie zwracałam na to uwagi i kontynuowałam dokładne streszczanie
przepisu.
- Takie spaghetti byłoby pyszne –
rozmarzyłam się, a David zaśmiał się głośno, parkując pod moim domem.
- Jesteś naprawdę pijana - powiedział i
wyciągnął mnie z samochodu, biorąc na ręce.
Wygrzebałam z kieszeni klucze i podałam
jemu. Otworzył drzwi, a ja wyskoczyła z jego ramion i wbiegłam do salonu. Opadłam
twarzą na kanapę, uważając by z butelki, którą trzymałam w dłoni nic się nie
wylało.
- Chcę tego spaghetti! - krzyknęłam.
- Co się stało, że chciałaś wyjść z
imprezy? - zapytał brunet, siadając w jednym z foteli.
- Luke się stał - mruknęłam.
Chłopak spochmurniał i zacisnął dłonie w
pięści.
- Co ci zrobił?
Usiadłam i spojrzałam na niego uważnie.
Zachowywał się dokładnie jak starszy brat, którego młodsza siostrzyczka została
rzucona i ma teraz złamane serce. Wiedziałam, że mogę być szczera i powiedzieć mu, co leży mi na sercu,
- Poszedł przespać się z jakąś laską -
David popatrzył na mnie zdziwiony - Zabolało mnie to.
- Naomi czy ty właśnie przekazałaś mi, że
on ci się podoba?
- Nigdy! - krzyknęłam i wzięłam kolejnego
łyka.
Zaśmiałam się nerwowo, przypominając
sobie, że miałam mu o czymś powiedzieć.
- Wczoraj, gdy pojechałam z chłopakami do
sklepu prawie potrącił mnie samochód - mruknęłam nieświadomie, że mogę wywołać napad złości u przyjaciela tymi słowami.
- Prawie potrącił? – zapytał, nie mogąc
nic więcej z siebie wydusić.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się kpiąco. Nic mi nie zrobi. Nie będzie nawet zły, a jedynie zmartwiony. Tak jak przewidziałam, poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie całą i przyciągają do siebie.
- Dobrze, że nic ci nie jest - powiedział.
Wtuliłam się w niego czując, że jak na
razie wszystko będzie dobrze i mogę zapomnieć o całym bałaganie jakim jest moje życie.
- Zostaniesz ze mną? - spytałam z
nadzieją.
- Zawsze - odparł - Ale w zamian jedziesz
ze mną jutro do pracy.
- Dobrze - szepnęłam – Dzięki, że mnie
zabrałeś.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak obiecałam
Davidowi, że razem pojedziemy do jego pracy, tak teraz stoję przed budynkiem, w
którym kiedyś potrafiłam przesiadywać godzinami. Ciemnozielona farba wspaniale komponowała
się z czerwonym napisem "Delizioso", który idealnie określał smak
każdej pizzy w tym lokalu.
Przekroczyłam
próg razem z przyjacielem, a dzwoneczek zawieszony nad drzwiami, cicho dał znać
o naszym przybyciu. Rozejrzałam się po wnętrzu, które ostatni raz widziałam pół
roku temu. Ściany pokryte fototapetami Rzymu były banalne, ale dodawały temu
miejscu włoskiego akcentu. Ciemne drewniane stoliki w kształcie koła ustawione
pośrodku były puste, tak samo jak kanapy pod ścianami. Okno wbudowane w ścianę
obok drzwi dawało wystarczająco światła w dzień, aby nie było potrzeby
zapalenia lamp. Skierowałam się w stronę lady, lecz w ostatnim momencie
wyminęłam ją i bezceremonialnie weszłam do kuchni. W środku już panował zgiełk,
który podrażniał ból głowy.
Dwaj ciemnowłosi
wykłócali się o coś.
Odkaszlnęłam,
a ich wzrok powędrował w moją stronę.
Bliźniaki
Lucas i Diego uśmiechnęli się szeroko na mój widok. Wczoraj nie miałam okazji,
żeby im się przyjrzeć, bo widziałem ich tylko parę razy przez kilka sekund, ale
wyglądali tak samo. Kruczoczarne włosy typowe dla pół Włochów i te błyszczące
wesoło, niebieskie oczy w połączeniu z słodkimi uśmiechami były powodem, dla
których jeszcze sześć miesięcy temu wzdychałam do dwójki o dwa lata starszych
kolegów. Teraz błękit ich oczu przypominał mi o blondynie, którego w tej chwili szczerze nienawidziłam, a nie miałam do tego powodu.
Bliźniacy
porzucili swoje zajęcia i nie zwracając uwagi na swoje fartuchy już ubrudzone
mąka, rzucili mi się na szyję.
- Mamy zombie w kuchni - powiedział Diego.
- Kochana, wyglądasz koszmarnie - rzekł
Lucas, który jak zwykle był całkowicie szczery i krytyczny, co do mojego wyglądu.
Chłopaki puścili mnie i w tym samym
momencie pocałowali mnie w policzek, na co ja się zarumieniłam. To, że już do
nich nie wzdycham nie znaczy, że nie uważam ich za przystojnych.
- Jak po imprezie? - zapytałam.
- Koszmarnie - powiedział od razu Diego
- Nie widać?
Spojrzałam na nich ponownie. Blade twarze
napięte ze zmęczenia z ogromnymi śnicami pod oczami, a i tak byli weseli. Radosny
charakter, który oddziedziczyli po matce ciągle walczy z odpowiedzialnością ich
ojca i wygrywa.
- Wyglądacie tak samo koszmarnie jak ja -
rzekłam siadając na blacie, który służył do wydawania pizzy kelnerowi - Co tam u was?
- Jak widać - powiedział Lucas - Tata
przekazał nam tę filię i teraz mamy własną pizzerie. Tak jak zawsze chcieliśmy.
- Co się stało waszym tatą? - ściągnęłam
brwi słysząc, że wielki pan Mamma Mia oddał swoją kochaną pizzerie synom,
którzy nie byli do końca ogarnięci.
- Dzięki twojemu pomysłowi, aby na jednym z obiadów w waszym
liceum podać nasze pizze, staliśmy się znanym i lubianym lokalem. Tata pracuje
teraz w piątej, największej fili w centrum Sydney. Dla niego jesteś
błogosławieństwem - powiedział Diego, wkładając do pieca gotową pizze.
Zaśmiałam się. Stary Mamma Mia, którego nazywam tak odkąd pierwszy raz przyszłam tu z rodzicami w wieku siedmiu lat, a ona ciągle wykrzykiwał "Mamma Mia!", był
pierwszą osobą, która zaproponowała, że zaadoptuje mnie do czasu, gdy skończę
osiemnaście lat. Zachował się bardzo miło, ale wtedy potrzebowałam mojej
prawdziwej rodziny.
- Jak sobie dajecie radę z tym wszystkim?
- zapytałam.
- Z Davidem lepiej, bo nie musimy się
męczyć z obsługą, ale to nie zmienia faktu, że jest strasznie leniwy i więcej
czasu spędza tu z nami niż za ladą - westchnął Lucas - Już nie oburzaj się
nasza perełko.
Podszedł do mojego przyjaciela i dłonią
całą w mące wytarmosił mu policzek, na co David prychnął z oburzeniem.
Uśmiechnęłam się, widząc to zajście. Poczułam się jakbym nigdy nie wyjechała
stąd na sześć miesięcy.
Zabrzęczał
dzwonek. David zerwał się z miejsca i wyszedł do kuchni. Przez okienko
obserwowałam jak obsługuje jakiegoś mężczyznę.
- Jak na razie jest tu pusto - mruknął
Diego - Poczekaj do 14.
- Mała hawajska - powiedział David,
wchodząc z powrotem do kuchni.
- Już się robi - poinformował Lucas,
zabierając się do roboty.
Przyglądałam się jak bliźniacy sprawnie wykonują swoje zadanie. Widać, że to lubią. Zawsze chcieli mieć tę pizzerię dla siebie, aby ojciec nie wrzeszczał na nich, gdy popełnią choćby najmniejszy błąd, a teraz proszę. Ich marzenie się spełniło.
- Jak sobie radzisz? - spytał Lucas
posypując ciasto mąką. Popatrzyłam na niego pytająco - No
z tą śmiercią.
- Nadal boli, ale jakoś żyje -
odpowiedziałam i posłałam mu słaby uśmiech - Nadal nie podziękowałam waszemu
tacie za propozycje przygarnięcia mnie.
- Będziesz miała dziś okazję - rzucił
Diego, krojąc kawałki ananasa - Przyjeżdża sprawdzić jak sobie radzimy razem z
Bellą.
- Z Bellą? - zapytałam przestraszona.
Chłopaki widząc moją minę, zaśmiali się.
- Nadal cię uwielbia - mruknął Lucas.
Prychnęłam. Bella, młodsza siostra
bliźniaków, zrobiła ze mnie swoją idolkę. Wie prawie wszystko o mnie i jest
młodszą wersją mnie. Przerażające.
Dzwonek
zabrzęczał ponownie, a ja usłyszałam donośny, dobrze znany mi śmiech. Oderwałam
się od talerza i wybiegłam z kuchni. Przy drzwiach stał mężczyzna sporych
rozmiarów z krótkimi czarnymi włosami przyprószonymi siwizną i w swoim nieodłącznym fartuchu kucharza. Pogodny uśmiech rozświetlał jego twarz,
pozaznaczaną gdzieniegdzie zmarszczkami.
- Papa Mamma Mia! - krzyknęłam i pobiegłam
do mężczyzny.
Pan Samadio popatrzył się na mnie jakby widział
mnie pierwszy raz, ale po chwili na jego twarzy pojawił się jeszcze większy
uśmiech. Wziął mnie w swoje objęcia i miażdżąc mi żebra, uniósł do góry. Jak na
pięćdziesiąt latka ma sporo siły.
- Naomi, nasz skarbie, wróciłaś w końcu! -
krzyknął uradowany, odstawiając moje obolałe ciało na podłogę.
Wzięłam głęboki oddech i już miałam mu
odpowiedź, gdy blond czupryna przykleiła się do mnie z piskiem.
Spojrzałam w dół
i ujrzałam niską piętnastolatkę, patrzącą na mnie brązowymi oczami jak na
boginię. Jej drobne ciało oplatało mnie w mocnym uścisku. Jej farbowane blond włosy, przypomniały mi sytuację z wczorajszej
imprezy, więc nieznacznie skrzywiłam się na to wspomnienie.
- Cześć Bella - powiedziałam bez
entuzjazmu, ale dziewczyna i tak patrzyła na mnie jak na ideał.
- Jesteś ładniejsza niż przed wyjazdem -
rzuciła, puszczając mnie w końcu.
- Dzięki - mruknęłam - Papo, zrobiłeś wielki interes.
- Wszystko dzięki tobie dziecko - rzekł i
zarzucił mi swoją dłoń na ramię.
Zaśmiałam się i pozwoliłam mu poprowadzić
siebie do kuchni, skąd po chwili wyszedł, David niosąc pizze dla klienta.
- Cześć tato - powiedzieli bliźniaki w tym
samym momencie.
Usiadłam na swoje miejsce, a u mojego boku
pojawiła się Bella, dokładnie lustrując mnie wzrokiem. Czułam się skrępowana i miałam ochotę natychmiast opuścić to miejsce.
Wierciłam się na taborecie, myśląc co zrobić, aby uwolnić się od mojej fanki.
- Macie to zamówienie na wynos? - zapytał
David, stając między mną na blondynką, za co posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Za chwilę będzie gotowe - rzucił Lucas,
zaglądając do pieca.
- Odwiozę cię do domu - powiedział
przyjaciel i podał mi kluczyki - Za chwilę przyjadę.
Pokiwałam głową i zaczęłam się wycofywać.
- Hej wszystkim! – krzyknęłam zachwycona -
Papo, niedługo do was wpadnę.
Każdy pomachał mi, a Lucasowi udało się
jeszcze pocałować mnie w policzek. Zarumieniona wyszłam z budynku i rozejrzałam
się dookoła. Wzrokiem odnalazłam firmowy samochód pizzerii. Odblokowałam
pilotem drzwiczki i zajęłam miejsce pasażera koło kierowcy. Nie musiałam długo
czekać na Davida. Pojawił się po paru minutach z kartonem w dłoni.
- Odwiozę najpierw ciebie, bo pizze muszę
dowieźć dwie ulice dalej.
- Jasne.
Droga mijała nam bardzo przyjemnie.
Rozmawialiśmy o wszystkim przy cichej muzyce, lecącej z radia. Nastrój popsuł się, gdy zeszliśmy na temat studiów.
- Jak to nie masz zamiaru iść w tym roku
na studia? - warknął chłopak.
- Zrozum. Nie czuję się jeszcze gotowa.
Nie po tym, co się stało - powiedziałam spokojnie.
- Na mnie to też się odbiło! - krzyknął, hamując
gwałtownie pod moim domem - Twoi rodzice wychowali mnie jak własnego syna, bo
moich nigdy przy mnie nie było! Wypruwam sobie flaki, żebyśmy mieli zapewnioną
przyszłość tak jak chcieli twoi rodzice i dla ciebie, i dla mnie, a teraz mówisz
mi, że nie jesteś gotowa? Myślisz, że ja nie miałam ochoty wszystkiego rzucić i
zgłębić się z tobą w otchłani rozpaczy? Nadal myślenie o tym jest dla mnie
ciężkie, ale jakoś żyję i robię wszystko, aby wypełnić wolę twoich rodziców. Ty nie jesteś słaba, a taką z siebie robisz. Weź się w garść i zacznij coś, kurwa, robić. Ja to przeżyłem, więc ty też możesz.
Złamał
mnie, ale nie dałam po sobie niczego poznać. Jego słowa były dla mnie jak nóż w
plecy. To jest mój cholerny wybór, a nie jego i gdyby rodzice tu byli,
poparliby mnie. Wiem o tym dobrze. Bez słowa wyszłam z samochodu, zatrzaskując
za sobą z impetem drzwiczki. Chłopak odjechał z piskiem opon, ignorując mnie
całkowicie. Nigdy się nie kłóciliśmy, więc jego zachowanie było dla mnie
dodatkowym bólem.
Przeszłam przez
furtkę i skierowałam się pod drzwi, po którymi czekała na mnie niespodzianka.
Podniosłam z wycieraczki dużą, brązową kopertę. Wchodząc do domu, rozerwałam ją
i wyciągnęłam pierwszą kartkę jaka wpadła mi do ręki. Papier został zapełniony
literami wyciętymi z gazet.
"Witaj Naomi.
Wiem, że mnie
poszukujesz. Pragniesz zemsty, ale ja zawsze będę o krok przed tobą. Nawet ta
czwórka idiotów pod dowództwem synka Hemmingsa w niczym ci nie pomoże. Pomimo,
że to początek waszego "śledztwa" już zabrnęliście za daleko.
Postanowiłem dać ci przestrogę na przyszłość i przyczynę do przerwania poszukiwań.
Wyciągnij kolejną kartkę."
Drżącą dłonią
wyciągnęłam z koperty zdjęcie. Byłam na nim ja, Isabell, David i chłopaki
podczas śniadania w mojej kuchni. Przestraszona wypuściła z dłoni fotografię.
Sięgnęłam do koperty po kolejną kartkę, która okazała się być kontynuacją poprzedniej. Zanim ją przeczytałam usiadłam na kanapie w salonie, czując, że chyba zemdleje.
"Zapewne się przestraszyłaś? Kto by
tak nie zareagował? Tak. To właśnie ja byłem w twoim domu tamtej nocy. Gdyby
nie tamta czwórka już dawno byś nie żyła. No cóż zabawa trwa. Obserwuje każdy
twój ruch. Ty zaczęłaś wszystko, ale ja to skończę.
PS. Dowiedziałem
się, że niedawno miałaś urodziny. Prezent dla ciebie jest nietypowy, ale dla
mnie w sam raz. Niedługo się dowiesz, o co mi chodzi. "
Wpatrywałam
się w kopertę, nie wiedząc co teraz zrobić. On tu był. Chodził po moim domu i
dotykał wszystkich rzeczy. Rzeczy, na które jeszcze przed chwilą patrzyłam z
miłością, bo kojarzyły mi się z rodzicami, a teraz mam ochotę jak najszybciej
wyrzucić.
Podskoczyłam
przestraszona, słysząc dzwonek telefonu. Weszłam do kuchni, w której rano go
zostawiłam i nie patrząc na ekran, odebrałam.
- Dzień dobry czy rozmawiam z Naomi
Farell? - zapytał głęboki, męski głos.
- Owszem. Z kim mówię?
- Komisarz John Dickens z policji w
Melbourne. Mam dla pani złe wieści - przerwał, a ja czułam jak moje serce
przyspiesza - Pani babcia została wczoraj zamordowana.
- Co? – wykrztusiłam oszołomiona.
- Znaleźliśmy ją wczoraj w jej domu. Była obowiązana
wstążką i miała kokardę na szyi. Czy nie wiem pani, co to może oznaczać?
- Nie wiem. Mógłby pan zadzwonić wieczorem? Potrzebuję czasu.
- Oczywiście. Do usłyszenia - powiedział mężczyzna i
rozłączył się.
Stałam patrząc się w ekran telefonu,
próbując przyswoić słowa komisarza.
Moja babcia
zamordowana i obwiązana jakąś cholerną wstążką. Nagle wszystko zaczęło do
siebie pasować. Prezent od niego. Zabił babcię. Ostatniego członka mojej
rodziny. Pieprzony sadysta! Posunął się za daleko. Wiedziałam, że jest zdolny
do wszystkiego, ale moja babcia? Ona nic nie mogła mu zrobić. Jest… Była
wspaniałą i miłą kobietą.
Zaczęłam
przeglądać kontakty, poszukując tego jednego. W końcu trafiłam i wybrałam go.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając urządzenie do twarz.
Jeden
sygnał.
Nie mogę wiecznie
zrzucać swoich kłopotów na Isabell ma dużo problemów z własną rodziną, więc
niech nie dokłada sobie jeszcze moich, a wiem, że przyjechałaby tu od razu.
David… Teraz nienawidzę go najbardziej na świecie.
Drugi sygnał.
Pozostaje
mi on. Mam ochotę żeby mnie przytulił i powiedział, że to nie koniec świata.
Cholera. On nie jest moim chłopakiem,
więc po co sobie to wymyślam.
- Naomi? - trzeci sygnał został przerwany,
a ja usłyszałam głos Luke'a.
- On zabił moją babcię - powiedziałam i
wybuchłam płaczem, opadając na zimne kafelki po wypowiedzeniu tych słów, bo
dotarły do mnie z całą swoją siłą.
- Nie płacz - uspokajał mnie - Przyjadę z
chłopakami i wszystko nam wytłumaczysz. Dobrze?
___________________________________________________________
Witam wszystkich w ten piątkowy wieczór.
Pierwsza śmierć, czyli coś czego nie mogłam się doczekać!
Jako, że jestem chora i mój mózg nie funkcjonuje do końca sprawnie chciałabym przeprosić za taki byle jaki rozdział i obiecywać, że kolejny będzie o niebo lepszy.
Jako, że jestem chora i mój mózg nie funkcjonuje do końca sprawnie chciałabym przeprosić za taki byle jaki rozdział i obiecywać, że kolejny będzie o niebo lepszy.
Przypominam o zakładce "Wasze blogi" oraz "Już niedługo!".
Serdecznie Was tam zapraszam.
Życzę miłego weekendu i do następnego piątku! :)